<- Grenada (09-10.02)


kolejny punkt naszej wyprawy to Grenada – królowa gałki muszkatołowej (największy producent na świecie – tak przynajmniej mówią jej mieszkańcy); poza gałką w postaci orzecha jako przyprawy, którą znamy z naszej kuchni, robią tutaj także z niej żele i syropy, produkują też kakao i jak piszą w przewodniku – mają mnóstwo rewelacyjnych restauracj i knajpek – pewnie dlatego, że dużo włoskich… – dwa miejsca zaliczyliśmy i zgadzam się z tą opinią;

dopłyneliśmy we wtorek popołudniu; wieczorem pojechaliśmy na kolację do restauracji/hotelu La Luna polecanej bardzo, bardzo przez francuskę – Drothee, którą poznałam w Marigot Bay; no i rzeczywiście – nie kłamała, jedzenie genialne (kucharz Włoch), poza tym mają tam niesamowite miejsce do praktykowania jogi… na samej plaży, budyneczek bez ścian – tylko drewniana podłoga, dach i szum fal… myślę, że medytowanie w takim miejscu musi mieć urok…
na drugi dzień pojechaliśmy na całodniową wycieczkę w głąb wyspy; najpierw trochę pobłądziliśmy, ale w końcu dotarliśmy nad jezioro Grand Etang – urocze jeziorko, ale tak jak plaże, palmy i dżunglę mają na Karaibach niesamowite, to myślę, że nasze Kaszubskie jeziora mogłyby z tym spokojnie konkurować 😉
potem pojechaliśmy zobaczyć wodospad; my z Kaśką wybrałyśmy opcję zimnego piweczka przy wejściu, a reszta ekipy poszła zdobywać wodospad (godzina marszu…), w którym się wykąpali; my za to załapałyśmy się na wykład lokalesa jak robi się kakao (widziałyśmy drzewo kakaowca, potem dojrzały czerwoniutki owoc i jego świeże ziarna – nawet je smakowałyśmy – cholernie gorzkie, potem obierałyśmy ususzone ziarna)
ale najlepszym etapem wycieczki była droga powrotna… zabłądziliśmy, tzn. droga się skończyła – ta asfaltowa i wjechaliśmy na polną, ale Mariusz na szczęście się nie poddał i podążaliśmy tą drogą dalej; zobaczyliśmy prawdziwą dzikość przyrody Grenady – cudowne widoki; zbierałam gałkę muszkatołową prosto z drzewa ☺
wracając chcieliśmy coś zjeść po drodze w lokalnej knajpeczce, ale niestety… nic nie znleźliśmy – np. w stolicy rybnej Grenady Gouyave (tak się przynajmniej reklamują na wjeździe do miasta) nie znaleźliśmy żadnej jadłodalni z rybami… uratowała nas przepyszna pizza u Włocha w samej marinie (też polecana przez Dorothee);

PS: zdjęcia z całej dwutygodniowej wyprawy mam i próbuję je wrzucić na blog, ale tutejszy Internet mi na to nie pozwala… będę próbować

Kategorie:Karaiby, Saint Vincent i Grenadyny

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading