<- Regaty Oystera – przygotowania (7-12.04)


Hania poprosiła mnie o zrelacjonowanie regat, stąd trochę więcej dłużyzn.

Start w regatach transatlantyckich obudził nasze apetyty na rywalizację i dobre występy w trakcie podobnych imprez. W ARC-u w naszej klasie przypłynęliśmy tylko za 112 stopowym Swanem Highland Breeze i byliśmy trzeci po skorygowanym o handicap czasie. Byliśmy jednocześnie najszybszym Oysterem (z dziesięciu startujących), również uwzględniając korektę czasową w stosunku do pozostałych 3 Oysterów w naszej klasie. Handicap to taki mnożnik, który teoretycznie pozwala sprowadzać do wspólnego mianownika czasy różnych typów jachtów ale w zależności od warunków pogodowych daje fory mniejszym lub większym jednostkom. W ARC-u nie było wspólnej końcowej klasyfikacji. Do jednego worka wrzucono jedynie wszystkie klasy cruisingowe. Regatowe i invitation cruising (nasza) traktowane były osobno.

Podobnie na regatach Oystera jachty podzielono na dwie klasy: I – duże powyżej 60 stóp i II – mniejsze jednostki. Rywalizacja w naszej klasie zapowiadała się całkiem interesująco. Same nowe jachty: aż 5 Oysterów 82, 4 najnowsze 655 i trzy niemalże identyczne, gdyż wszystkie z takim samym karbonowym masztem i klasycznym grotem, Oystery 72. Dwa jachty znaliśmy z ARC. Rivendale – Oyster 82 świetnie wystartował w Las Palmas i miał po 4 godzinach prawie 2 mile przewagi nad nami (oba jachty płynęły pod asymetrycznymi spinakerami). Po zwrocie myśmy postawili naszego ciężkiego symetryka i po 6 godzinach Rivendale był już za nami i tak pozostał do mety. Soto Vento – Oyster 655 miał za sobą dwókrotne wygranie regat Oystera, świetny występ w ARC 2008. W tym roku nie dali nam rady, mimo że płynęli bardzo dobrze minęli linię mety kilkanaście godzin za nami.

Ciężki symetryczny spinaker (biały) to nasza tajna broń na silnowiatrowe odcinki fordewindowe i baksztagowe – kąt rzeczywisty od 120 – 170 stopni. Dzęki niemu tak dobrze popłynęliśmy w ARC. Przy słabszych wiatrach fordewindowych powinniśmy używać naszego ogromnego symetrycznego spinakera a asymetrycznego przy baksztagowych, który jest również większy od białego. Asymetryk naprawialiśmy na Antigua po tym, jak wyszedł z ramki podczas regat. Duża naprawa, bo aż dwa rozdarcia wzdłuż lików i wymiana kołnierza. Kołnierz również był wymieniany w białym, tak jak i dwa małe rozdarcia – efekt zaplątania się spinakera ostatniej nocy podczas ARC po złamaniu bomu spinakerowego. Byliśmy ciekawi jak działają nasze spinakery, zwłaszcza asymetryk, dla ktorego brakło nowego kołnierza. Jego brak (to taka sztywna, owalna obrącz, która zapobiega zaciśnięciu sie wokół żagla rękawa, w którym jest przechowywany) wzbudzał nasze obawy czy spinakera uda się postawić a jeśli nawet, to czy da się go zgasić.

Załoga doleciała na St.Martin w środę. Zgrana ekipa z ARC czyli Marek (Marecki), Michał (Misiu), Wojtek (Małecka) i Madzia (córeczka). Przy braku silnego wsparcia Kuby oraz Olka i Irka załogę wzmocnił Piotr (kolega Małeckiej z zacięciem regatowym). Szóstym wysiadającym z samolotu był Wojtek (fotograf). Wojtek płynął z nami w trudnym rejsie z Gdańska do Ipswich. Udokumentowanie naszych zmagań regatowych miało być dopełnieniem jego wcześniejszych sesji. Ma świetne oko, uwielbia grę światłem. Jego zdjęcia niesamowicie oddają nastrój.

Mieliśmy cztery dni na przygotowanie się. Zaczęliśmy od kolacji w Marigot w Port La Royale zakończoną testowaniem słynnego Pusser’s Rum na pokładzie Katharsis II. Rum ten przez dwa stulecia był spożywany przez brytyjskich marynarzy. Nam zasmakował na tyle, że następnego dnia postanowiliśmy płynąć bezpośrednio na BVI by uzupełnić tam jego zapasy.

Prognoza spełniła się. Silny wiatr 18-25kt zagwarantował nam szybką jazdę ale uniemożliwił trening. Udało nam się postawić ciężki spinaker za drugą próbą. Pierwsza skończyła się zaplątaniem wokół sztagu, co w tych warunkach nie nastrajało pozytywnie. Powodem zaplątania było nagłe wypięcie się brasu z bomu spinakera. Bez bomu spinaker pracuje tylko na dwóch szotach i przy wietrze 160 stopni od razu uciekł na zawietrzną, po czym lekko zgasił się za grotem i wcisnął między sztag genui a sztag staysaila (jak zwykle mieszam polskie i angielskie terminy). 20 minut zabawy, zwrot przez rufę i żagiel odwinął się. Niestety bom wypiął się nam jeszcze dwókrotnie pod obciążeniem. Nie znając przyczyny postanowiliśmy okręcić go o 180 stopni, co zapobiegło dalszym wypinaniom.

Dystans między St.Martin a Marina Cay na BVI pokonaliśmy w 9 godzin. Nieźle, ale o tym jak wypadniemy na regatach nie ma decydować sama jazda czy taktyka ale przede wszystkim sprawność wykonywania manewrów i stawiania / zrzucania spinakera. Regaty krótkodystasowe charakteryzują się zmiennymi warunkami. Wiatr zmienia kierunek w pobliżu wysepek, czasami zanika. Przy etapach o długości 20 – 28 mil morskich zgranie załogi to podstawa.

Mieliśmy pecha z pogodą. Do poniedziałku wiało mocno. Zwrot przez sztag można wykonywać w każdych warunkach i ten przećwiczyliśmy. Przy tak dużym jachcie nie da sie go wykonać bez częściowego zwinięcia genui. Próba zwrotu z pełną genuą zakończyła się złamaniem anteny WiFi. Do listy nieszczęść doszło jeszcze spalenie (dosłowne) bezpiecznika od generatora. To wszystko zmniejszyło do minimum nasz czas na próby. Dało w zamian czas np.: na snorklowanie przy Norman Island. Piotr i Wojtek zawsze byli chętni do tego typu nowych doznań, w czasie kiedy to Marecki męczył się z tablicą elektryczną.

Pogoda uniemożliwiła nam sprawdzenie asymetrycznego spinakera, nie mówiąc o pasiastym olbrzymie. Silny wiatr uniemożliwił też próby robienia zwrotów bez gaszenia spinakera. Pomni wcześniejszego zaplątania się jego, nie chcieliśmy ryzykować. Jedno zaplątanie w czasie regat oznaczałoby porażkę.

Do zrobienia klasycznego manewru zwrotu brakowało nam jednej pary kabestanów. Każdy z dwóch rogów spinakera ma po szocie i brasie, i by wykonać rufę wszystkie muszą być na kabestanach. My mamy po 2 w kokpicie ale mieliśmy zawsze jeden zajęty przez checkstay (dodatkowe podparcie dla masztu). Na czas manewru checkstay musiałby być zluzowany. Nasz biały jest poza tym węższy u podstawy niż normalny spinaker. Trudniej się przez to go prowadzi po wypięciu bomu, a do tego szoty wyginają stójki od relingów. Nie mogąc przećwiczyć manewru musieliśmy liczyć na sprawne zrzucanie i ponowne stawianie spinakera po zwrocie.

Brak treningu nadrobiliśmy rozbiciem sklepu na Marina Cay. Może nie dosłownym ale rum wykupiliśmy cały…

W poniedziałek rano dowiedzieliśmy się, że odprawa dla skiperów jest w południe. A my jakby nigdy nic leniuchujemy na kotwicowisku przy Marina Cay. Szybka akcja podnoszenia kotwicy i zamiast treningu jak najszybciej do Nanny Cayy Marina. Byliśmy tam chwilę po dwunastej.

Oysterki wypucowane, chcąc być zauważonymi w konkursie elegancji. My nie byliśmy w nastroju do brania udziału w konkursie. Tomcio wymyslił nawet wymianę oleju w silniku od pontonu. Pod wieczór łódka wyglądała już jednak nie najgorzej, jako że Tim (ten sam, który robił nam zdjecia na mecie ARC) chciał uwiecznić galę Oysterów zdjęciem z helokoptera o zachodzie słońca.

W marinie dołączył do nas Alan – chłopak Madzi. Tak więc mogliśmy podzielić się pracą: Misiu – grot, Madzia i Hanulek – kabestany w kokpicie, Alan – kontrola szotu spinakera, Tomuś i Marecki – stawianie spinakera, Małecka i Piotr – bom spinakera. Przy jeździe pod wiatr Tomuś z Mareckim – kabestany prawej burty, Hanulek z Małecką – lewej. Ja za sterem.

Jutro pierwszy dzień zmagań. Niewiadomych kilka – jaka trasa (jedna z trzech do wyboru przez sędziego), jaka pogoda (oby potwierdził się słabnący ale jeszcze silny wiatr), jaka silna konkurencja.

Kategorie:Brytyjskie Wyspy Dziewicze, Karaiby

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading