Wycieczka po Tahiti (16.11)


Po calych dniach spedzonych na przygotowaniach do rejsu Mariusz zaproponowal calodniowa wycieczke po Tahiti. Tomek, ktory spedzil na tej polinezyjskiej wyspie ponad miesiac, postanowil zostac na lodce. Jak to ma w zwyczaju mawiac stad (czyli pokladu Katharsis) tez dobrze widac.

Peugeot 206 z samochodu dostawczego przemienil sie z powrotem w wycieczkowy (a momentami rajdowy). Niestety 7 osob upchnac nie bylo jak, wiec wypozyczylismy drugie auto (przebojowego Citroena C1).

Po kilku kilometrach jazdy na polnoc od Papeete zatrzymalismy sie na Przyladku Wenus. To tutaj kapitan Cook obserwowal planete Wenus przechodzaca przez tarcze Slonca, w celu dokonania pomiaru odleglosci Slonca od Ziemu. Przy czarnej plazy, z widokiem na stolice Tahiti, stoi dzis samotnie biala latarnia. Nieopoal znajduje sie centrum z lolalnymi rekodzielami, kolorawymi pareo i bizuteria. U pan ubranych w kwieciste sukienki dokonalismy zakupu pierwszych pamiatek i ruszylismy w dalsza droge.

Celem naszej wyprawy bylo spenetrowanie wnetrza wyspy. Poza droga, ktora biegnie wzdluz wybrzeza, istnieje szlak, ktory przecina wyspe z polnocy na poludnie. Znalezlismy wjazd w wiosce Papeari i zaczelismy przeprawe przez dzikie tereny. Pojechalismy dolina wzdluz rzeki Tahiria. Otaczaly nas zewszad strzeliste gory, porosniete bujna roslinnoscia, ktorych kolory przytlaczaja swoja soczystoscia. Co kilkaset metrow z wnetrza skal tryskal wodospad. Nasze male autka wygladaly momentami niepowaznie szczegolnie jak droga schodzila sie w jedno ze strummieniem gorskim lub zamieniala w rownie pochyla. Jedynymi samochodami jakie nas mijaly (a bylo ich moze 3 w ciagu 3-godzinnej jazdy) byly ogromne jeepy z napedem na 4 kola. Nasze pierwsze zwatpienie przyszlo przy przeprawie przez brod rzeki, ale poradzilismy sobie przy pomocy zamknietego dla ruchu starego mostu. Nie poddawalismy sie, nawet gdy droga zamieniala sie w jedna wielka kaluze! Wojtek sprawdzal wowczas dno i glebokosc przemierzajac male bajorko na bosaka i wytyczajac sciezke samochodom. Nasz upor i determinacje zlamal podjazd o bardzo stromym nachyleniu poprzedzony kolejna przeprawa przez rwaca rzeke. Narada kierowcow (czyli Mariusza i Marka) w strumieniach deszczu przyniosla decyzje o powrocie. Poza utrudnionymi warunkami drogowymi i zmeczeniem naszych wyczynowych aut pojawily sie takie trudnosci jak burczenie w brzuchach, czy pelne pecherze uczestniczek wyprawy.

Po dostaniu sie na na glowna szose droge wiodaca wokol wyspy, zatrzymalismy sie w przydroznym barze (a raczej budce). Zjedlismy po kawalku bagietki, kokosance i bananie. Niedaleko szosy lezaly powalone bambusy, ktore Wojtus porabal pozyczona z baru meczeta, wreczajac kazdemu po kawalku. Uzbronieni w kolejne pamiatki wskoczylismy w nasze wozy wycieczkowe i pognalismy w strone Papeete, zatrzymujac sie jeszcze na poludniowym wybrzezu w Muzeum Paula Gauguina.

W drodze powrotnej musielismy zdazyc do marketu, zeby zrobic ostatni (jak planowalismy) kurs z zaprowiantowaniem.

Po powrocie na lodke (obladowani warzywami i napojami) zabralismy sie za rozladowywanie zakupow. Magda przygotowala w tym czasie wysmienite krewetki.

Siedzac wspolnie przy pysznej kolacji planowalismy kolejny dzien a dokladniej wyplyniecie z Tahiti.

Nie wszytko da sie zawsze zaplanowac i czasem trzeba harmonogram zmodyfikowac….. Tomcio wynoszac resztki po krewetkach niefortunnie upadl i pogruchotal sobie zebra. Powtorzyl wyczyn Madzi z Biskajow, wpadajac przez otwarta zejsciowke do kapitanskiej kabiny. Wygladalo to przerazajaco!!! Nasz lodkowy twardziel lezal na pokladzie i nie mogl sie ruszyc. Mial problemy z oddychaniem. Skonczylo sie wezwaniem karetki i wyprawa do szpitala. Wszyscy z niepokojem oczekiwalismy wynikow badan. Po pierwszej dobie pobytu i szeregu badan (USG, rentgen, badanie krwi i moczu, ogladanie i duszenie zeber przez 3 lekarzy i znowu rentgen, etc) stwierdzono jedynie (albo az, bo bol potworny) stluczenie zeber i miesni klatki piersiowej. Lekarze przetrzymali Tomka w szpitalu 2 dni chciano sie upewnic, ze nie ma urazow wewnetrznych. Na lodke wrocil obolaly i mocno przeglodzony. Mariusz nie chcial ryzykowac wyplyniecia w dlugi rejs, gdyz nie wiedzielismy jak to Tomek bedzie znosil. Ale zeby nie spedzac kolejnych dni w Papeete jak by nie patrzec w duzym miescie, poplynelismy na weekend na oddalona o kilka mil od Tahiti Moorea.

Kategorie:Oceania, Polinezja Francuska - Wyspy Towarzystwa

1 komentarz

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading