Favele Rio de Janeiro


Mariusz:

Pobytowi w Brazylii ciągle towarzyszy dreszczyk emocji. To za sprawą niebezpieczeństw, na które jesteśmy narażeni, przed którymi ciągle jesteśmy ostrzegani przez tutejszych mieszkańców. Bardzo łatwo ulec wrażeniu, że to przesada, że życie przecież toczy się tu normalnie. Zbyt duża pewność siebie i nasza skromna załoga ma już na koncie jeden incydent, w wyniku którego z szyi Małgosi zerwany został naszyjnik. Do tego wydarzenia jeszcze wrócimy za kilka wpisów.
Duże kontrasty zawsze wywołują napięcia społeczne i sprzyjają rozwojowi przestępczości. Dotyczy to zarówno tej drobnej, tak jak napady na turystów, czy zorganizowanej, tak jak kontrola handlu narkotyków. Na mnie w swoim czasie duże wrażenie zrobił film „Miasto Boga” pokazujący narodziny zorganizowanej przestępczości w favelach. Będąc w Rio obejrzeliśmy go jeszcze jeden raz. Film jest brutalny i nie daje nadziei na rychłą poprawę.
Favele to nic innego jak dzielnice dla ubogich. Są w całej Brazylii, a w samym Rio jest ich 950 i mieszka w tu aż 20 procent mieszkańców miasta. W większości są to normalni ludzie, którzy po prostu chcą uczciwie żyć. Powstawały spontanicznie, głównie w połowie zeszłego wieku i ich szybki rozwój wymknął się z pod kontroli władz.
Urocza wyspa Ilha Grande, przy której spędziliśmy cały tydzień, mieściła jeszcze do niedawna ciężkie więzienie. Razem z pospolitymi przestępcami umieszczano tam politycznych, by ich dodatkowo upokorzyć. Historia jest jednak przewrotna i to wpływ marksistów miał największy wpływ „profesora”, który w 1979 roku stworzył z grupą więźniów Comando Vermelho (Czerwone Komando). Takie bractwo z przypiętą filozofią nie miało problemów z przejęciem kontroli nad favelami w Rio de Janeiro. Czerpiąc gigantyczne zyski z handlu narkotykami (szacuje się je na około miliarda dolarów rocznie) dało jednocześnie ochronę mieszkańcom i zaprowadziło „ład”. Cztery proste zasady łatwo się sprzedają: nie – pospolitej przestępczości, nie – wyzyskowi seksualnemu, nie – głodowi, życie we wzajemnym poszanowaniu. Do tego sponsorowanie imprez sportowych i muzycznych, zwłaszcza muzyki funk powodował, że do chętnych do wstąpienia do zastępów CV nigdy nie brakowało.
Brazylia będzie organizowała za trzy lata MŚ w piłce nożnej, a dwa lata później w Rio odbędzie się olimpiada letnia. Jest to ogromne to wyzwanie organizacyjne, a jednym z zadań jest ograniczenie przestępczości w centrum miasta. W 2006 roku zamordowano w Rio 2273 ludzi, do tego bilansu można dodać 1063 osoby zastrzelone przez policję. Stąd między innymi od 2007 roku specjalne oddziały policji BOPE wraz z komandosami z marynarki zaczęły organizować pacyfikację faveli. Daleko jeszcze do zakończenia tej operacji i nie wiadomo czy kiedykolwiek zakończy się ona sukcesem. Oficjalnie liczba morderstw w Rio spadła o około 20 procent (o 20 procent wzrosła zastrzelonych przez policję), ale w statystykach nie uwzględnia się zaginionych, a grupy przestępcze przenoszą się na obrzeża miasta.
Tyle wstępu. Mimo wszystko nie mogliśmy się oprzeć pokusie zajrzenia do faveli. Pójście samemu w ogóle nie wchodzi w rachubę, stąd zdecydowaliśmy się na wyjazd z przewodnikiem.
Odwiedziliśmy dwie favele. Pierwszą była Rocinha, największa z faveli w Rio, w której mieszka około 200 tysięcy ludzi. Jest przepięknie położona na wzgórzach na zachód od plaży Leblon, a widok z większości domów zapiera dech. Prowadzi do niej droga przechodząca przez bogatą dzielnicę Gavea. Jest kontrolowana przez Amigos des Amigos, odłam Comando Vermelho. Ich straże stoją z bronią na rogatkach dzielnicy. Widok to trochę teatralny i jakby nieco nierealny. Łatwo można ulec złudzeniu, że ci młodzi chłopcy z bronią to atrakcja dla turystów. Zwłaszcza, że dookoła widać tętniące życiem miasto, pełne małych sklepików i drobnych zakładów usługowych. Nie tak wyobrażałem sobie niezdobytą twierdzę największego dziś gangu w Rio. Nasz ponuro wyglądający przewodnik zabronił nam fotografowania wnętrza dzielnicy. Taki ma układ z Przyjacielami Przyjaciół. Staraliśmy się być posłuszni, chociaż Hanię aż korciło by strzelić jakąś fotkę, szczególnie gdy przemykaliśmy się wąskimi przejściami między domami. Dziewczyny dostały nawet wizytówkę mijanego salonu fryzjerskiego, ale same chyba nie odważyłyby się tu wrócić.
Ludzie w favelach od zawsze stanowili tanią siłę roboczą, ale od kilku lat zarabiają więcej niż potrzebują na przeżycie. Stąd są dziś jedną z dodatkowych sił napędowych Brazylijskiej gospodarki. Rocinha na pewno nie przypomina slumsów afrykańskich czy azjatyckich. Spacerując nie natknęliśmy się na dzikie spojrzenia ludzi gotowych na wszystko, tak jak to miało miejsce w Sudańskim Sawakin czy w Kenijskiej Mombasie. Nawet chłopcy z bronią nie budzili przerażenia. Ta dzielnica musi przecież jakoś żyć i funkcjonować.
Druga z odwiedzonych faveli, to miniaturowa Vila Canoas. Tutaj mieszkańcom udało się zrobić porządek na tyle, że uliczki mają swoje nazwy. Jest to szczególnie ważne w Brazylii, gdzie bez adresu, na który przychodzi rachunek za prąd nie da się załatwić niczego, chociażby telefonu komórkowego nawet przedpłatowego. Rocinha radzi sobie z prądem inaczej – większa część jest po prostu kradziona. Ale i tu główne uliczki mają swe nazwy.
Nasz przewodnik chciał nam pokazać mieszkańców faveli jako normalnych ludzi, którzy mimo ubóstwa pragną normalnego życia. Mimo, że nas irytował swą nadprotekcyjnością, to mu się udało. Zobaczyliśmy różne projekty socjalne takie jak: plomby mieszkaniowe w Rocinha, czy ogniska dla dzieci nie mających się gdzie podziać w Vila Canoas. Będąc niesubordynowanymi uczestnikami wycieczki, wsparliśmy również lokalne knajpy, chłodząc się piwem i delektując lokalną caiphirinią.

Kategorie:Ameryka Południowa, Brazylia

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading