W kierunku stałego lądu


Sobotnie wyjście z portu uzależnione było od prądu w Przesmyku Akutan. Wystepują tam silne prądy pływowe. Gdybyśmy wypłynęli rano, zaraz po zatankowaniu łódki, natknęlibyśmy się na przeciwny prąd do 6 węzłów. Nie było sensu zmagać się z nim, dlatego przeczekaliśmy do popołudnia , by wraz z odpływem wykorzystać dodatkowe 2 węzły, które dawała mknąca woda. Świeciło słońce, a wiatru prawie nie było, więc na silniku urządziliśmy w Zatoce Constantine oglądanie wielorybów. Są ich tu całe stada. Do niektórych udało nam się blisko podpłynąć. Dwa osobniki, zamiast przestraszyć się warkotu silnika, zainteresowały się Katharsis i podpłynęły pod samą burtę. Następnie dały nura pod kadłub zostawiając na wodzie spienione okręgi. Byliśmy w niezłym szoku. Ciężko było to uchwycić aparatem, gdyż wszyscy przygotowani byliśmy do robienia zdjęć z daleka i mieliśmy zamontowane teleobiektywy. Z ogniskową 100 lub 200 ciężko złapać kilkunastometrowego wieloryba z odległości zaledwie 3 metrów. Do tego potrzebny byłby szeroki kąt. Ale wrażeń nam dostarczyły te morskie stworzenia niesamowitych.
Płynąc wzdłuż Aleuów poza wielorybami wkoło jachtu latały stada najróżniejszych ptaków. Wśród nich znalazły się także maskonury (Puffiny), które wyróżniają się na wodzie białym łebkiem z pomarańczowym dziobem. Tutejsze miały także dwie grzywy spływające do tyłu po bokach głowy. Są one bardzo płochliwe i gdy tylko się do nich zbliżaliśmy od razu starały się odfrunąć. Piszę, że starały się, gdyż robią to dość niezgrabnie. Najpierw jakby rozpędzają się biegnąc po wodzie i po kilku machnięciach skrzydłami wzbijają się w górę lub z powrotem opadają na wodę. Wesoło było patrzeć na te starania małych ptaszków.
W sobotę pogoda nie sprzyjała stawianiu żagli, ale z pewnością pozwalała nacieszyć oczy widokiem przyrody. Świetna przeźroczystość powietrza umożliwiała podziwianie urozmaiconego wybrzeża Aleutów. Zielone klify przeplatały się z wyrastającymi gdzieś dalej na horyzoncie śnieżnymi szczytami gór i wulkanów. A wszystko skąpane było w promieniach popołudniowego słońca… Sielankowe krajobrazy.

Od naszego kolejnego celu, czyli Prince Rupert na kontynencie amerykańskim, dzieli nas prawie 1300 mil morskich. Jest to naprawdę spory dystans, który niejednokrotnie obejmuje trzytygodniowe rejsy po Bałtyku czy Morzu Północnym. Kiedyś taka liczba mil robiła na mnie duże wrażenie, była wręcz powalająca. Na Katharsis 1000-milowe przeloty są standardem. A podczas tego rejsu jeszcze bardziej nam spowszechniały. Pokonujemy kolejne tysiące mil bardzo już zgraną załogą. Po wyjściu z portu czy opuszczeniu kotwicowiska każdy od razu wpada w rytm życia na morzu. Wygląda to tak, jakby zawsze tak było. Zaczął się trzeci miesiąc rejsu. Od ponad 70 dni spędzamy ze sobą czas prawie bez przerwy, nie licząc krótkich wypadów na ląd, kiedy to rozdzielamy się na mniejsze grupy. Chociaż niejednokrotnie na eksplorowanie wnętrza wysp ruszamy także całą ekipą. Katharsis jest bardzo dużym jachtem, niemniej jest to zamknięta przestrzeń życiowa. Na około 100 metrach kwadratowych dzielimy każdy dzień – teraz w osiem osób, a z Romą i Martyną była nas przez miesiąc dziesiątka. Nikt przecież nie wychodzi po śniadaniu do biura, czy szkoły, a co najwyżej na wachtę na pokład lub do koi na drzemkę. Godziny pobudek, snu, odpoczynku już dawno każdy wypracował. Obowiązki na pokładzie związane z wachtą, czy te pod pokładem dotyczące na przykład przygotowania posiłków każdy zna i się z nich wywiązuje. Wszyscy wiedzą gdzie co jest albo przynajmniej gdzie powinno być. Już nikomu nie trzeba nic tłumaczyć. To znacznie ułatwia funkcjonowanie. Życie na jachcie toczy się swoim ułożonym i w pewnym sensie ustabilizowanym rytmem.
Ale ma to swoją drugą stronę, jak wszystko w życiu. Taka stabilizacja może oznaczać czasem rytynę i „zmęczenie materiału“. Po długim czasie przebywania na ograniczonej powierzchni w stałym gronie pewne zachowania innych osób mogą irytować. Czasem jakaś błachostka potrafi wyprowadzić z równowagi i spowodować wybuch konfliktu. My jako załoga dotarliśmy się już do tego stopnia, że do takich sytuacji praktycznie nie dochodzi. Z każdym tygodniem znamy sie lepiej i lepiej. Wydaje mi się, że jako załoga zrobiliśmy milowy krok w stosunku do rejsu na Horn i Antarktydę półtora roku temu. Bardzo mnie to cieszy. Jest mi dobrze w tym gronie, a co najważniejsze czuję się bezpiecznie. Oazą spokoju i opanowania jest Mariusz. W jakiś magiczny sposób emanuuje to na resztę załogi. Każdy oczywiście miewa muchy w nosie, nie ma ochoty na towarzystwo i ucieka w swoją przestrzeń, czyli na przykład z książką lub monitorem komputera zajmuje się wyłącznie sobą. Wydaje mi się, że tak powinno być i nie należy rezygnować z tych chwil. Niemniej jest to trudne, gdy ciągle wokół coś sie dzieje i niczego nie chciałoby się przegapić. Dobrze nam się płynie i szkoda, że niedługo wyprawa się zakończy. Zbliżając sie do lądu zaczynają się rozmowy o powrocie do kraju. Z jednej strony nie chcemy mówić o tak zwanym „potem“, bo rejs przecież wciąż trwa, ale widmo końca tej wspaniałej przygody zaczyna przenikać pod pokład.

Póki co żeglujemy na wschód. Od niedzieli pogoda iście żeglarska – wiatr od rufy o sile 15-30 węzłów. Co jakiś czas pojawia się słońce rozpieszczając nas swoim ciepłem. Genua dzielnie radzi sobie bez grota i ciągnie nas do przodu. Od wyjścia z Dutch Harbor przepłynęliśmy już 750 mil morskich. Jest środa 12 września 2012 roku, godzina 2000. Nasza pozycja: N 55 st. 02 min., W 145 st. 12 min., wieje południowo-zachodni wiatr o sile 20 węzłów, płyniemy z prędkością 7,5 węzła.

Kategorie:Ameryka Północna, Morza i Oceany, Pacyfik, USA

2 komentarze

  1. Foty bajeczne!
    Fajnie, że opisałaś te wasze „wewnątrz-jachtowe” relacje. Ciekawa byłam jak to jest „utknąć” w tym samym gronie, na długi czas na ograniczonej przestrzeni. To chyba niełatwe. Powodzenia w dalszej żegludze!

  2. Ciekawa jestem jakie będzie Wasze kolejne wyzwanie…
    Jakie marzenia mają żeglarze tej miary ? 🙂
    Czy zostało „coś” jeszcze do zdobycia ?
    Powodzenia:)

Leave a Reply to kwiatlotossuCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading