Katharsis II w rejsie dookoła Nowej Zelandii – pierwszy sztorm na Morzu Tasmana za nami


Po świąteczno-noworocznej przerwie na szczęście wszystko wróciło w Auckland do normy i po powrocie z Rotorua mogliśmy szykować łódkę do wypłynięcia. W poniedziałek od samego rana na pokładzie Katharsis pojawiali się wszyscy zagubieni podczas wakacyjnej przerwy fachowcy. Prace były w toku, a my organizowaliśmy zaprowiantowanie łódki.
Planowaliśmy wypłynąć w środę, jednak ostatecznie udało nam się opuścić marinę w czwartek 9 stycznia 2014 roku o godzinie 0840. Tym samym rozpoczęliśmy kółko wokół Nowej Zelandii. Zapowiada się ciekawy i wymagający rejs. Cała trasa to około 2700 mil morskich, czyli tyle co przepłynięcie Atlantyku z Wysp Kanaryjskich na Karaiby. Największą niewiadomą będzie pogoda, która mimo astralnego lata na południowej półkuli, potrafi dać się we znaki. Większość układów niżowych okrążających Antarktydę po dotarciu do Tasmani (na południe od Australii) ma tendencję do skręcenia w kierunku Nowej Zelandii. Towarzyszące im zimne fronty przynoszą sztormowe wiatry. Czasami nad Północną Wyspę zsunie się jeden ze sztormów tropikalnych. Najciekawiej jest, gdy te dwa układy kierują się ku sobie, ściskając jednocześnie wyż siedzący nad Morzem Tasmana. Wtedy możemy spodziewać się kosmicznej pogody.

trasa Katharsis II z Auckland do Zatoki Tasmana

trasa Katharsis II z Auckland do Zatoki Tasmana


Nasza trasa wiedzie z Auckland wzdłuż wschodniego wybrzeża Wyspy Północnej do North Cape. Następnie na północny-zachód do Cape Reinga i wzdłuż wschodniego wybrzeża jednym skokiem na Wyspę Południową do Zatoki Tasmana. Kolejny etap to trudna, bo bez możliwości schowania się przed niespodziewanym załamaniem pogody, przeprawa do Fiordlandu położonego na południowo-zachodnim krańcu Wyspy Południowej, gdzie zamierzamy odwiedzić kilka malowniczych fiordów. Następnie popłyniemy jeszcze dalej na południe, żeby odwiedzić Wyspę Stewarta. W drodze na północ wzdłuż wschodniego wybrzeża Wysp Południowej i Północnej zatrzymamy się w kilku miejscach. Gdzie – to zależy od pogody i czasu jaki nam zostanie, gdyż około 10 marca planujemy wrócić do Auckland.
Pierwszy etap, czyli z Auckland do Zatoki Tasmana, realizujemy we dwójkę – Mariusz i ja. W Nelson dołączy do nas Michał i w trójkę domkniemy pętlę. Miał z nami płynąć Tomek. Jednak najmłodszy, miesięczny synek zatrzymał go w kraju i zamiast wacht na Katharsis Tomciu będzie czuwał nad Bartkiem, grzaniem mleka i wymianą pieluch.
Wypływając z Auckland nie obraliśmy kursu bezpośrednio na North Cape, tylko pożeglowaliśmy ku brzegom Great Barrier Island. Noc spędziliśmy w malowniczej Zatoce Haratonga. Pomimo, iż tutejsza plaża zachęcała do spacerów, nie udało nam się zejść na ląd. A to dlatego, iż postanowiliśmy zafundować sobie kilkudniowe oczyszczanie organizmu, co skutkowało koniecznością pozostawania w niedalekiej odległości od łódki, a dokładniej toalety.
Z Great Barrier Island popłynęliśmy do Bay of Island, gdzie prawie dwa miesiące temu rozpoczęliśmy naszą przygodę z Nową Zelandią. Zatankowaliśmy paliwo w Opua i spędziliśmy noc na kotwicy przy Russel Town. Rozważaliśmy, by zostać dłużej w Bay of Island, jednak prognozy zapowiadały pojawienie się sztormów na Morzu Tasmana pod koniec kolejnego tygodnia, więc nie zwlekaliśmy i następnego dnia, czyli w niedzielę 12 stycznia zaczęliśmy piąć się zdecydowanie na północ, by przeczekać kolejną noc w Doubtless Bay. Naszym kolejnym celem był North Cape, gdzie planowaliśmy odpocząć i zebrać siły przed wyruszeniem w dłuższą trasę, bo obejmującą 385 mil morskich do Zatoki Tasmana na Wyspie Południowej. Kotwicowisko w Great Exhibition Bay przy północnym cyplu, gdzie zakotwiczyliśmy o 1745 w poniedziałek, oczarowało nas szerokimi plażami wzdłuż których ciągnęły się białe wydmy. Na drugi dzień rano zamierzaliśmy wykorzystać to miejsce na długi spacer. Było to jak dotąd pierwsze kotwicowisko w Nowej Zelandii, gdzie byliśmy jedynym jachtem. Jak okiem sięgnąć nie było widać żadnej łódki.
Jako, że pogoda w Nowej Zelandii jest bardzo zmienna, a Morze Tasmana potrafi żeglarzom i ich łodziom zafundować niezły test wytrzymałości, Mariusz po zakotwiczeniu raz jeszcze sprawdził prognozy pogody. Okazało się, że informacje podawane o 0900, o godzinie 1800 były już nieaktualne i sztorm mający uderzyć w Morze Tasmana w piątek rano, zamierzał się tam pokazać już w czwartek. Nie było na co czekać. Musieliśmy się spieszyć, żeby dotrzeć do Nelson jak najszybciej i zdążyć się schronić. Prognoza zapowiadała wiatr południowo-zachodni o sile około 15 węzłów, tężejący na południu do 25 węzłów. Takie warunki pozwalały nam pożeglować do celu mocno pod wiatr, ale jednym halsem, z prędkością około 8 węzłów, co dałoby prawie 200 milowe przeloty dobowe i pozwoliło dotrzeć do Zatoki Tasmana najpóźniej na czwartek rano. Po szybkiej kolacji i krótkim odpoczynku w poniedziałek 13 stycznia o godzinie 2200 podnieśliśmy kotwicę i zostawiliśmy za rufą piękne białe wydmy w Great Exhibition Bay. Po opłynięciu Przylądków Północnego i Reinga po zachodniej stronie Wyspy Północnej pogoda zaskoczyła nas. Spodziewaliśmy się (o czym mówiła prognoza pogody opublikowana przez Nowozelandczyków tego popołudnia) wiatru południowo-zachodniego, a wiało idealnie z południa, czyli prosto w dziób, a do tego nie 15, tylko 20 węzłów. W takich warunkach nie byliśmy w stanie zbliżać się do celu z prędkością 8 węzłów, a raczej 5-6. Po pierwszej dobie sytuacja nie zmieniła się i Mariusz zdecydował się dołożyć mocy na silniku, by przyspieszyć. W środę popołudniu wiatr zaczął stopniowo odkręcać do południowo-zachodniego i od 2000 udało nam się mknąć z prędkością około 10 węzłów po wyznaczonym kursie. Jednak z początkowych 16-18 węzłów wiatru z każdą godziną robiło się go więcej. Już o 2200 musiałam zwinąć genuę i w jej miejsce rozwinąć mniejszego staysaila, gdyż wiało ponad 20, a o 0400 żeglowaliśmy już tylko na grocie, gdyż wiatr rozpędził się do ponad 30 węzłów. Prognoza (którą Mariusz ściągnął przez Internet satelitarny w środę) mówiła o wietrze do 25 węzłów. Dopiero w czwartek około południa miało być 8 w skali Beauforta. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się dotrzeć do Zatoki Tasmana i bezpiecznie zakotwiczyć, zanim wiatr na dobre się rozhula. Niestety pierwsze podmuchy 40 węzłowego wiatru przyszły już o 0700 rano. Jazda w półwietrze przy takiej sile wiatru jest już dużym obciążeniem dla jachtu, a i sternikowi nie jest łatwo… Do Zatoki Tasmana wjeżdżaliśmy przy 45 węzłowym wietrze. Nie trzymaliśmy się już kursu, tylko bardziej z wiatrem wpływaliśmy w głąb zatoki. Gdy mierzeja rozciągająca się w zachodniej części Tasman Bay dała osłonę od fal, które zaczęły powoli się zmniejszać, zdecydowaliśmy się zrzucić grota i na samym staysailu wrócić na kurs. Podczas gdy Mariusz walczył za sterem, ja zmagałam się z moim kochanym grotem, który przy 45 węzłowym wietrze nie chciał zejść z masztu… Trzepotał i wierzgał niczym oszalały ogier potęgując hałas, który wytwarzał wiatr i fale. Podmuchy były tak silne, iż zerwało nam mocowanie jednego z wózków od grota, ale poza tym obeszło się bez większych szkód. Gdy o 1400 w czwartek 16 stycznia udało nam się dotrzeć do celu i rzucić kotwicę w Anchorage Bay koło Parku Narodowego Abela Tasmana wiatr zupełnie już ucichł. Otaczał nas spokój i sielskie krajobrazy. Wydawało się nieprawdopodobnym, że jeszcze kilka godzin wcześniej zmagaliśmy się z 9 w skali Beauforta, a teraz mieliśmy do czynienia z flautą. Po nieprzespanej nocy i sporym wysiłku fizycznym potrzebowaliśmy tego spokoju, żeby odpocząć. Jakby Neptun chciał nam wynagrodzić kilkanaście ostatnich godzin i docenić nasze zmagania. W nocy jednak wiatr znowu się odezwał, a przez cały piątek mieliśmy sztormowanie na kotwicy. Wiało ponad 40 węzłów i morze w zatoce rozkołysało się do tego stopnia, iż nie było mowy o zrzucaniu pontonu i wycieczkach na plażę. Morze Tasmana przywitało nas godnie i od razu wystawiło na próbę. Udało się nam jej sprostać, więc miejmy nadzieję, że jesteśmy już zaprzyjaźnieni.

Kategorie:Morza i Oceany, Nowa Zelandia, Oceania, Pacyfik

4 komentarze

  1. Czapki z glow! We dwoje na morzu Tasmana przy takiej jezdzie…

  2. Tak jak pisze Hania- to było godne powitanie:) Stale podziwiam Was za rozsądek i pokorę w tym żeglowaniu i planowaniu.. No i szacun dla tej drobnej blondynki w różowym;) z tym zacinającym się grotem.. Wiem, że nie jest łatwe takie żeglowanie ale i tak Wam zazdroszczę:)

  3. Niezła jazda… Zawsze myślałem, że w nocy ( po 22 00) sztorm cichnie i wszystko idzie spać. U nas też nieźle – wieje jak cholera,temp – 5
    ( odczuwalna – 15) i przy tym pada od wczoraj – deszcz!!! – pokrywając wszystko fajnym lodowym szkłem. Niezła jazda…
    Pozdrowienia

Leave a Reply to HanuśCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading