Morovo raz jeszcze


Żegluga do Morovo odbyła się przy akompaniamencie pomruku silnika. Pogoda nie sprzyjała stawianiu żagli, ale była idealna dla nurków i miłośników leniuchowania. Słońce paliło niemiłosiernie. Każde wyjście bez posmarowania kremem do opalania kończyło się poparzeniem już po kilkunastu minutach. Mariusz tak spalił sobie twarz już pierwszego dnia po powrocie na łódkę, że unikał słońca jak ogień wody.

Naszą wizytę w Morovo Lagoon rozpoczęliśmy od odwiedzenia południowej części, czyli wyprawy w znane nam okolice wyspy Bareho. Wpłynęliśmy tam jak po sznurku, dzięki śladowi trasy z poprzedniego naszego pobytu. Mieliśmy tam sprawdzone świetne miejsce nurkowe oraz przepiękną wycieczkę przez kanał w dżungli do urokliwej laguny. Było to jedno z miejsc, które Mariusz chciał koniecznie pokazać nowo przybyłej ekipie. Zazwyczaj wymyślamy nowe szlaki, żeby się nie powtarzać, jednak to miejsce warte było powrotu i podzielenia się wrażeniami z przyjaciółmi.
Po dopłynięciu do Bareo Island próbowaliśmy złapać Aldio, tubylca z którym nurkowaliśmy podczas sierpniowego postoju. Jest on lokalnym artystom cieszącym się popularnością wśród Salomończyków i mieszkańców Papua i Nowa Gwinea. Niestety nie było go w wiosce. Pojechał ze swoimi pracami do Honiary na wystawę. Podczas pierwszego postoju nie udało nam się zobaczyć jego zbiorów. Mieliśmy nadzieję, że tym razem uda nam się zerknąć na jego malowidła wykonane na własnoręcznie czerpanym papierze z wodorostów. Nie udało się. Aldio nie było, ale na wycieczkę do laguny i na nurka zabrał nas inny mieszkaniec wioski, więc główne cele wyprawy na południe Marovo Lagoon zostały osiągnięte. Nurkowie zachwyceni byli zejściem pod wodę, a reszta ekipy plażowaniem w szmaragdowej lagunie.
Północna część Laguny Morovo i kotwicowisko przy Lumahle Island uraczyło nas we wrześniu idealną pogodą i wspaniałą wodą. Było bezwietrznie, słonecznie, woda miała turkusowo-szmaragdowy kolor i przejrzystość na 40 metrów – idealne warunki do nurkowania, snorklowania, pływania na naszych deskach, kąpieli morskich i słonecznych, co wykorzystaliśmy przez dwa dni naszego pobytu. Bezwietrzna pogoda i brak fali w lagunie sprzyjała także tubylcom i ich wyprawom na pirogach. Od rana pojawiali się na swoich niewielkich łódeczkach, by sprzedać nam swoje rzeźby. Muszę przyznać, że wybór był ogromny i jakość wykonania rewelacyjna. W tradycyjnej twórczości mieszkańców Wysp Salomonów dominują motywy morskie. Rzeźby przedstawiające przeplatające się stworzenia morskie określane są „Duchem Salomonów”. Wiele jest także drewnianych mis w kształcie najróżniejszych muszli z wykończeniami z masy perłowej. Są także postacie wodzów, czy charakterystyczne głowy stworzeń z dużymi uszami trzymające ptaka w niewielkich rączkach. Jest to symbol powodzenia i szczęście, który był umieszczany niegdyś na łodziach rybackich i tych biorących udział w wyprawach na ludzi. Ciekawym motywem jest także postać ludzka z dziobem ptaka. Nie udało mi się dowiedzieć co znaczy to dla mieszkańców Salomonów, ale bardzo przypominało mi to symbol człowieka-ptaka, z którym spotkałam się na Wyspie Wielkanocnej. Zastanawiające, że tak specyficzny motyw pojawia się w dwóch odległych od siebie zakątkach Pacyfiku. Mimo, że wizyty mieszkańców nie zawsze wkomponowywały się w nasz rozkład dnia, to poświęciliśmy im sporo czasu. Każdy znalazł dla siebie coś ciekawego.

Kategorie:Oceania, Wyspy Salomona

2 komentarze

  1. Świetna fotorelacja i podróże! Wrażenia pewnie są świetne czyż nie? Osobiście bardzo Wam zazdroszczę, bo chciałbym bywać w takich miejscach niestety z kilku powodów nie jest to możliwe. Zaglądam tutaj często i z pewnością jeszcze będę. Most nad kanałem wygląda obłędnie!

  2. Pojechane rzezby- Ricky ma talent! Bardzo klimatyczny wpis tak w ogole…

Leave a Reply to MichałCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading