Pierwszy smak Oceanu Południowego w tym rejsie


Brunny Island i Tasmanię opuściliśmy w niedzielę 18 stycznia 2015 po urodzinowym śniadaniu naszego kapitana. Noc spędzona na kotwicy pozwoliła nam na przeczekanie największego uderzenia sztormu i ruszenie dopiero w jego ogon. Morze Tasmana żegnało nas 40 węzłowym wiatrem i piękną tęczą nad Brunny Island oraz stadem figlujących przy burtach delfinów. Pierwsze godziny rejsu upływały przy rewelacyjnej jeździe baksztagowej z falami rozbryzgującymi się o burty i przy pięknym słońcu ozłacającym groźne morze. Po kilku godzinach żeglugi wiatr zaczął tężeć, a fale rozbudowywały się z każdą chwilą. Musieliśmy kurs dostosować do wiatru, a nie zadanego kierunku, gdyż ważniejsze było zminimalizowanie obciążeń i ilość fal przelewających się przez pokład i atakujących nasze dodatkowe zbiorniki z paliwem, niż uparte płynięcie po kursie do celu. Gdy wiatr osiągał siłę ponad 50 węzłów staraliśmy się przede wszystkim płynąć nie ostrzej do wiatru niż 120 stopni. Warunki były sztormowe, ale Katharsis II dzielnie sobie radziła. W jednym ze zbiorników przelewająca się przez pokład woda urwała 2 z 6 mocujących uch, a poza tym nie było żadnych strat. Zbiornik dowiązaliśmy do pokładu dodatkowymi linami, by kolejne fale nie zabrały nam go do morza. Nieco gorzej było z załogą. Mnie po raz pierwszy dopadła choroba morska. W gronie żeglarzy mówi się, że każdy ma swoją długość fali i kiedyś dopada choroba morska. Przez lata żeglowanie udawało mi się uniknąć tej niemiłej dolegliwości, aż tuż nagle na Morzu Tasmana dorwała mnie „moja fala”. Byłam niezwykle zaskoczona i całej załodze opowiadałam o moim nowym doświadczeniu. Na szczęście chorowanie nie przeszkodziło mi w wykonywaniu moich obowiązków. Dołączyłam do Wojtka, który zawsze miewa ciężkie początki. Niedyspozycja ma na szczęście jedną pozytywną cechę – w końcu mija.
Następny dzień przyniósł poprawę pogody. Wiatr nieco zelżał, morze stopniowo zaczęło wypłaszczać się, a my mknęliśmy baksztagiem z prędkością ponad 9 węzłów do celu nie przeciążając jachtu. Jak to dobrze, że wyszliśmy z Tasmanii w niedzielę, a nie zaraz po odprawie w sobotę 17-go.
Pod wieczór znaleźliśmy się w strefie między dwoma niżami. Wiatr stopniowo siadał, aż do zupełnej ciszy, kiedy to przez kilka godzin wspomagaliśmy się silnikiem. Nadejście kolejnego niżu przyniosło ciepły wiatr wiejący z północy umożliwiający płynięcie pod żaglami. Początkowo nieśliśmy grota na drugim refie i genuę, ale ostatniego dnia musieliśmy zredukować żagle. Trzeciego dnia żeglugi gorące słońce pozwalało nam się wygrzewać w kokpicie, obserwując jak Katharsis II zmierza do Wyspy Macquarie z prędkością ponad 10 węzłów. Takiej niespodzianki pogodowej nikt z nas się nie spodziewał. Rozkoszowaliśmy się tymi ciepłymi promieniami, starając się wyłapać z nich jak najwięcej energii, gdyż najbliższe tygodnie będą dla nas ubogie w ciepło i słońce. Wraz z płynięciem na południe na horyzoncie zaczęły pojawiać się albatrosy. Uwielbiam patrzeć jak te ptaki z łatwością szybują nad oceanem. W ich locie jest coś majestatycznego.
Aż do czwartku udawało nam się uciekać przed mokrym frontem. Dopadł nas po południu, a do Maquarie Island dopłynęliśmy na zredukowanym maksymalnie grocie i naszym staysail’u. Ląd ujrzeliśmy w czwartek wieczorem 22 stycznia. Jak Tasmania żegnała nas przepiękną aurą, tak i Wyspa Macquarie powitała nas z fasonem. O 2225, gdy prawym trawersem mijaliśmy północny kraniec wyspy (North Head), na niebie roziskrzyła się zorza polarna. Niebo rozświetliły jaskrawozielone smugi. Widok był obłędny.
Michał szybko dopadł aparat i pstryknął zdjęcie. Ja stałam wpatrzona w niebo i ze zdumieniem powtarzałam, jaki to cudny widok. Z poruszającej i bujającej się na wszystkie strony łódki ciężko złapać nocne ujęcie. Tego typu zdjęcia robi się ze statywu z odpowiednimi ustawieniami. Zdjęcie nie oddaje uroku tego zjawiska i intensywności kolorów na nocnym niebie, jednak pamiątkę z naszej pierwszej zorzy polarnej mamy.

Kotwicę rzuciliśmy w Buckles Bay przy Maqcuarie Island 22 stycznia 2015 roku o godzinie 2330. Po wypiciu drinka „za szczęśliwe ocalenie”, czyli dopłynięcie do naszego pierwszego celu zabraliśmy się do przygotowań na następny dzień. Podczas, gdy reszta ekipy szykowała nasze dwa pontony, ja wybierałam zdjęcia z płynięcia. Dopiero przed 0300 kładliśmy się spać, a już od 0600 jesteśmy na nogach. Zaraz na pokład przyjadą strażnicy z parku (cała Wyspa Maqcuarie objęta jest ochroną) i przeszkolą nas z zakresu zachowania się w rezerwacie i zasad obcowania z przyrodą. Na Antarktydzie tego typu pogadanki będę musiała przeprowadzać z załogą przed każdym wyjściem na ląd, jako że zostałam wyznaczona na lidera wyprawy i odbyłam w tym zakresie szkolenie w PAN’ie w Instytucie Antarktycznym przeprowadzone przez panią doktor Annę Kidawę.
Już nie mogę się doczekać spotkania z pingwinami i lwami morskimi… Od samego rana wypatruję na lądzie zwierzaki i szykuję aparat fotograficzny.

Ze spraw organizacyjnych, bo o tym nie wspomniał ostatnio Mariusz, płyniemy w systemie czterech wacht trzygodzinnym z czuwaniem – godzina przed wachtą i dwie po, co daje 6 godzin. Podział jest następujący:
0000-0300 i 1200-1500 Tomek i Wojtek
0300-0600 i 1500-1800 Michał i Robert
0600-0900 i 1800-2100 Adam i Ania
0900-1200 i 2100-2400 Hania i Mariusz M.

Kategorie:Antarktyda, Australia, Morza i Oceany, Morze Tasmana, Oceania

4 komentarze

  1. Ahoj Kochani! Mariusz … Hanuś …! 🙂

    Zbieram się już do napisania do Was od paru ładnych tygodni … kiedy to natknąłem się na Twój/Wasz blog przypadkiem, tuż przed Waszym uczestnictwem w Sydney-Hobart! A propos … Trochę spóźnione ale szczere gratulacje za inicjatywę i finalny wynik w regatach! Chapeau bas!!! Od tego czasu jestem z Wami. To dziwne … ale staliście mi się bliscy! Śledzę Wasze dokonania w każdej wolnej chwili – YB Tracking w zestawieniu z aktualną prognozą pogody daje mi pełny obraz Waszej codzienności! Do tego sugestywne i interesujące post’y! No i oczywiście świetne zdjęcia … 🙂

    Hanuś! Mariusz! Fantastyczny blog! Czyta się z zapartym tchem. Staram się to jak najczęściej robić – od bieżących wpisów wstecz. Przeczytałem już prawie cały! Już niewiele mi zostało. Ale przede wszystkim chciałbym Ci/Wam powiedzieć – Wasz pomysł na życie, Wasze dokonania, sposób, styl, w jaki realizujecie swoje marzenia – są mega mega inspirujące!!!!! Wszystko to wywarło na mnie ogromne wrażenie! Powinniście pomyśleć o zamiennej nazwie bloga: „RozbudzamyWaszeMarzenia” … 🙂 Do tego stopnia, że mocno przyśpieszyłem realizację swoich – od lat snutych planów – trochę biznesowych, trochę osobistych! Mam nadzieję, że niebawem stanę się armatorem nowej pięknej „64-ki”! Choć nie tak pięknej jak Wasza „72-ka” … ale pewnie by się polubiły! 🙂

    Tymczasem ściskam i pozdrawiam mocno! I czekam na nowe zdjęcia i doniesienia z Waszego krótkiego pobytu na Maqcuarie Island. Widzę, że wieczorem odpaliliście dalej na południe! Trzymam kciuki! Stopy wody …

    Robert

  2. Brawo! Bawcie sie dobrze na Macquarie. Trzymam kciuki za ciag dalszy i …jestescie dokladnie obserwowani z Hobart:) Buziaki dla wszystkich

  3. Znów dzięki Wam możemy poznać kawał fascynującego świata. Powodzenia!!!
    Super opcja pozycja s/y !!!!!

  4. Super przygoda, pozdro z Rzeszowa dla całej załogi. Rodzina śwagra.

Leave a Reply to Robert SułkowskiCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading