Z wizytą na Dobu – Wyspy D’Entrecasteaux


Nasze wtorkowe wypłynięcie z Alotau opóźniło się względem planów. Nie pożeglowaliśmy do wybranej Zatoki Sewa przy Wyspie Normanby, gdyż nie chcieliśmy zapływać tam po zmroku. Wiele zatok i wód na Papui nie jest zmapowanych, co utrudnia żeglugę. By zakotwiczyć przed zmrokiem, zatrzymaliśmy się w cieniu Wani Island przy północnym brzegu Milnie Bay. Wykorzystując ostatnie chwile dnia wskoczyłyśmy z Czajką do wody, by popłynąć w kierunku urokliwej plaży. Do lądu nie dopłynęłyśmy, gdyż kilkanaście metrów od brzegu pokazała się przepiękna i bogata rafa koralowa. Jak zaczarowane unosiłyśmy się po wodzie przypatrując się bogactwu życia podwodnego.
Gdy po powrocie na łódkę opowiedziałyśmy jakie cudne miejsce odkryłyśmy, reszta ekipy postanowiła wskoczyć do wody następnego ranka. Niestety środa przywitała nas rzęsistym deszczem i zamiast pływania z fajką, podnieśliśmy kotwicę . Opuściliśmy ostatecznie Milnie Bay, nad którą zawisły gęste chmury. Wraz z oddalaniem się od głównego lądu zachmurzenie zmniejszało się, a wiatr stabilizował, pozwalając nam cieszyć się żeglugą na motyla. Płynąc z wiatrem w osłonięciu wysp praktycznie nie było fal i mknęliśmy jak po stole. Na pokładzie panował spokój i wakacyjna atmosfera, czyli wygrzewanie w słoneczku, łowienie ryb, popijanie zimnego piweczka. Było tak spokojnie, że Agata bez problemu mogła w kokpicie zająć się kupionymi w Alotau naszyjnikami bagi. Zazwyczaj naszyjniki te mają podobną długość i przewidziane są na niewielkie szyje Papuasów. Żeby dopasować naszyjnik dla Mariusza, Agata musiała wykorzystać koraliki z dwóch sznurów. Dla siebie także przewlekła na nowo koraliki, zamieniając zużyty już mocno sznurek na nowy kawałek porządnej nici żeglarskiej.
Dobry wiatr pozwolił nam na dopłynięcie do północnego brzegu Wyspy Normanby. Po zakotwiczeniu przy Esa’ala Bay przywitali nas na pirogach mieszkańcy wioski. Nie przypłynęli od razu z warzywami i owocami na handel, tylko najpierw zapytali nas, czy będziemy zainteresowani wymianą. Zaproponowaliśmy, by przypłynęli następnego ranka. Gdy jedliśmy w kokpicie śniadanie, ruch rozpoczął się na całego. Co chwilę podpływały nowe osoby, a Olka z Agatą dobijały targu, wymieniając rzeczy z naszego składziku (tak nazywamy zestaw rzeczy przygotowanych na wymianę lub rozdawanie Papuasom). Bardzo urzekało nas, gdy przywożone owoce i warzywa przyozdobione były kwiatami. Spotkani dotychczas mieszkańcy okazują niesamowitą skromność i delikatność w kontaktach z nami. Nie ma mowy o nachalnym zachowaniu, próbach sprzedania byle czego za wszelką cenę. Bardzo nas to ujmuje i mamy tylko nadzieję, że pozytywne relacje będą dominowały podczas całego naszego pobytu na Papui Nowej Gwinei.
Gdy już mieliśmy zapas papai nie do przejedzenia, popłynęliśmy na Dobu Island. Jest to niewielka wyspa wulkaniczna, położona przy północno-zachodnim krańcu Normanby i w niewielkiej odległości na południe od Ferguson Island. W przewodniku nurkowym znaleźliśmy informację, że można tam zaobserwować bąblująca wodę oceaniczną. Aktywny wulkan wciąż emituje gazy, które niedaleko brzegu znajdują ujście. Nie wiedzieliśmy jednak, gdzie to miejsce dokładnie się znajduje. Zakotwiczyliśmy przy wiosce, by zapytać jej mieszkańców o szczegóły. Z każdą chwilą pobytu na wyspie bąble przestawały nas interesować, na rzecz wioski i jej mieszkańców. Urocze domy i zadbane ogrody u podnóża wulkanu pięknie się prezentowały w bujnej roślinności. Po wylądowaniu na brzegu przywitała nas gromadka dzieciaków, do której dołączyło kilku dorosłych, w tym także Dorna – pielęgniarka, która została naszym przewodnikiem. Pokazała nam wioskę, kościół z tradycyjnymi bębnami, zaprowadziła Czajkę, do domostw, gdzie Agata mogła kupić plecione z liści palmowych kosze. Pokazano nam także przedziwnego torbacza – kuskusa, który żyje na drzewach w dżungli i na którego mieszkańcy polują. Przez prawie cały dzień padał deszcz, ale wycieczce na ląd tylko dodawało to uroku i tworzyło wyjątkową atmosferę.
Dobu mimo, że jest jedną z mniejszych wysp Grupy D’Entrecasteaux jest gęsto zaludniona. Z oddali wygląda, jak nieprzystępny wulkan. Z bliska wulkan stoi niczym na podstawce, która wypełniona jest żyznymi glebami, dającymi pożywienie blisko 8000 jej mieszkańcom. Dobu pełniła i wciąż pełni ważą rolę w rytuale wymiany dóbr między wyspiarzami, zwanym kula. Będzie jeszcze czas co nieco o tym wspomnieć.
Ciekawym wynalazkiem, jaki zaobserwowaliśmy na Dobu Island, były wychodki. Na Vanuatu, czy w Discovery Bay, w której byliśmy kilka dni wcześniej, widzieliśmy niewielkie domki ukryte w dżungli poza granicą wsi, pełniące rolę toalet. Tutaj łazienki zbudowane są na palach nad wodą. Wąska kładka z bambusowych łodyg prowadzi do chatki zbudowanej nad taflą wody. Rozwiązanie takie pozwala uniknąć zakopywania nieczystości niedaleko domów, czy budowania systemu kanalizacji, gdyż wszystko trafia od razu do morza, które z każdą falą zabiera nieczystości. Ciekawa jestem, czy takie rozwiązanie dotyczy tylko domów nad wodą, czy może jest to rodzaj wspólnych toalet. A może mieszkańcy mający domy dalej od morza, mają swoje toalety w dżungli. Za mało czasu spędziliśmy wśród tych ludzi i nie miałam odwagi o to zapytać. Podobnie, jak oni bywam skrępowana, gdyż nie zawsze wypada być wścibskim i tak od razu z butami wchodzić w ich życie. Ale może jeszcze będzie okazja.

Kategorie:Morza i Oceany, Oceania, Pacyfik, Papua Nowa Gwinea

1 komentarz

  1. Pozdrawiamy serdecznie Kapitana i załogę Katharsis II a Oleńce dzięki za widokówki z Cypru i Nowej Zelandii. Dzięki za barwne opisy. Płyniemy za Wami po mapie.
    Magoniowie

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading