W poszukiwaniu rekina wielorybiego


Przypływając na Malediwy, w zakresie nurkowania, mieliśmy z Mariuszem jeden zasadniczy cel – zobaczyć rekina wielorybiego. Te duże i przepiękne ryby przypływają w rejony Malediwów podczas swojej wędrówki i można je tu spotkać najpewniej od maja do września. Szczególnym dla nich miejscem jest południe atolu Ari, gdzie zamierzaliśmy popłynąć po opuszczeniu Hulhumale na początku lipca. Niestety najpierw plany pokrzyżowała nam awaria hydrauliki, a następnie pogoda – wietrzna i deszczowa, uniemożliwiająca bezpieczne zakotwiczenie na południu Ari. Gdy pod koniec pobytu moich rodziców i cioci Zeni na dwa ostatnie dni poprawiła się pogoda, nie chcieliśmy ich ciągnąc na południe, gdzie z pewnością nie zdecydowaliby się na pływanie z rekinami, a mieliby utrudnioną podróż powrotną do kraju o dodatkowy odcinek małym, lokalnym samolotem z Ari na Hulhumale. Późnym popołudniem 18 lipca odwieźliśmy ekipę z naszej rajskiej plaży przy hotelu Biyadhoo w South Male Atoll do Hulhumale. Samolot mieli tego samego wieczoru. Następnego dnia o 0800 podnieśliśmy kotwicę i od razu obraliśmy kurs na Ari. Pogoda tym razem wyjątkowo nam sprzyjała. Wiał delikatny północno-zachodni wiatr umożliwiający szybką baksztagową żeglugę na południe. Jeszcze o 1530 tego samego dnia rzuciliśmy kotwicę przy Dhigurah. Od razu wskoczyliśmy na ponton i popłynęliśmy na zewnątrz atolu Ari na rekonesans. Obserwowaliśmy lokalne łódki z turystami, by poznać technikę wypatrywania rekinów. Nurkowie wrzucani są do wody i pływając z prądem rozglądają się za rybami. Nie-nurkowie stojąc na dachach łódek obserwują powierzchnię wody i gdy pojawi się rekin wskakują w jego okolicy do oceanu z maskami i rurkami. Łodzie pływają godzinami wzdłuż rafy, czekając na spotkanie z pięknymi centkowanymi rybami. My postanowiliśmy zastosować podobną technikę. Następnego ranka opuściliśmy kotwicowisko wewnątrz atolu i wraz z innymi łódkami pływaliśmy wzdłuż zewnętrznej ściany rafy. Woda była stosunkowo spokojna, więc Mariusz zdecydował się wyrzucić naszą trójkę na nurka z pokładu Katharsis II. Podpłynął blisko rafy, gdzie mogliśmy na około 14 metrach wyskoczyć do wody. Umówieni byliśmy na 45-minutowego nurka. Woda była przejrzysta na ponad 20 metrów, więc bez problemu można by wypatrzeć kilkumetrowego rekina. Niestety nie mieliśmy szczęścia i żaden okaz nie przepłynął koło nas. Nie traciliśmy nadziei i po pierwszym nurku, na kolejne podwodne poszukiwania szykował się Mariusz ze Zbyszkiem i Olką. Ja miałam tym razem asekurować nurków z pokładu Katharsis. Gdy Zbyszek ładował butle na rufie, reszta ekipy wypatrywała rekinów. Mariusz dostrzegł zamieszanie na jednej z turystycznym łódek i domyślił się, że wypatrzono tam rekina. Od razu skierowaliśmy się w tym kierunku. Mariusz z Olką i Zbyszkiem wskoczyli na ponton, by podpłynąć bliżej i skoczyć do wody, a ja w bezpiecznej odległości od całego zamieszania pilnowałam jachtu. Gdy Ola z Mariuszem wskoczyli do wody, a Zbyszek asekurował ponton, ryba była jeszcze w pobliżu i udało im się przepłynął blisko rekina wielorybiego. Okaz nie był zbyt duży, gdyż mierzył około 5 metrów, ale i tak zrobił na Mariuszu i Oli duże wrażenie. Gdy do oceanu miał wskoczyć Zbyszek, zwierzak dał już nura na głęboką wodę. Przez następne godziny kręciliśmy się wypatrując pod powierzchnią wody rekinów oraz obserwując sytuację na innych łodziach. Niestety tego popołudnia już żadnego nie wypatrzeliśmy. Gdy światło nie dawało szans na podglądanie ryb, wróciliśmy Katharsis na kotwicowisko i pontonem podpłynęliśmy na jedną z plaż. Chcieliśmy wykorzystać cudowne popołudniowe światło, by nacieszyć się złotym piaskiem i turkusową wodą. Do poszukiwań rekinów mieliśmy wrócić następnego dnia.
Późnym popołudniem pogoda zaczęła się psuć. Zeszłej nocy była pełnia, a ta zazwyczaj przynosi zmianę pogody. I tym razem miało tak być. Na czyste przez ostatnie trzy dni niebo wróciły ciemne deszczowe chmury i silne podmuchy wiatru. Następnego ranka, pomimo, iż wiało ponad 20 węzłów, wróciliśmy do naszych poszukiwań. Zafalowanie na zewnątrz atolu wzmogło się i podpływanie jachtem blisko rafy, by wyrzucić nurków, nie było bezpiecznym manewrem. Musieliśmy zmienić taktykę i do akcji włączyć ponton, przez co jednocześnie tylko dwie osoby mogły nurkować, a dwie potrzebne były do asekuracji. Do wody wskoczył Mariusz ze Zbyszkiem, ja zostałam na Katharsis, a Olkę mianowaliśmy kierowcą naszej Hondy. I tym razem naszym nurkom nie udało się dostrzec pod wodą rekina wielorybiego. Jeszcze przez dwie godziny pływaliśmy wzdłuż rafy próbując z pokładu jachtu wypatrzeć dużą rybę, jednak zafalowanie i pomarszczona powierzchnia wody bardzo to utrudniały. Złe warunki pogodowe wypłoszyły także lokalne łodzie turystyczne. Z kilkunastu wypłynęły tego dnia raptem dwie. Gdy zaczęło się coraz mocniej rozwiewać i wzrastało zafalowanie, zarzuciliśmy dalsze poszukiwania i opuściliśmy okolice Ari.
Po raz kolejny umknęły przede mną te śliczne ryby… Tak bardzo chciałabym je zobaczyć. Próbowałam już w kilu miejscach spotkać rekiny wielorybie i jak dotąd nie udało się. Ale nie zamierzam się poddawać i kiedyś spotkam w wodzie to piękne cętkowane zwierzę.

Nasz pobyt na Malediwach powoli się kończył. Był czwartek 21 lipca, a my w następną niedzielę umówieni byliśmy ze znajomymi na Seszelach, czyli ponad 1000 mil morskich dalej. Załatwienie wszelkich formalności związanych z opuszczeniem Malediwów Mariusz planował dokonać w Gan, położonym na najbardziej na południe wysuniętym atolu, już poniżej równika.
Opuszczając Ari w strugach ulewy i przy silnym wietrze obawialiśmy się, że tak nam przyjdzie zapamiętać Malediwy. Przez następną dobę naszego płynięcia na południe towarzyszyły nam chmury i opady deszczu. Olcia miała wciąż niezrealizowane marzenie z Malediwów – zdjęcie na tle bungalowów nad turkusową wodą. Pomimo smętnej aury, Mariusz w drodze do Gan postanowił zatrzymać się na jeden dzień na południu Gaafu Alifu koło dużego resortu z domkami na wodzie. Tuż przed rzuceniem kotwicy złapaliśmy pierwszą w tym rejsie rybę – sporych rozmiarów wahoo. Ola widząc zdobycz od razu wyobrażała sobie na talerzu zupę „mniam-mniam”, jak nazywa tom yum – krewetkową zupę tajską robioną na wywarze z białej ryby.
Zakotwiczyliśmy obok hotelu Ayada. Znając jednak tutejszy brak przychylności dla przybyszy spoza resortu, nawet nie zamierzaliśmy ruszać na ląd na kolację. Poza tym mieliśmy świeżą rybę i już wymyślaliśmy menu na wieczór. Ku naszemu zaskoczeniu podpłynęła do nas hotelowa łódź i zaproszono nas do korzystania z atrakcji hotelu. Tego wieczoru polecano kolację przy wodzie z bufetem z owoców morza. Pomimo, że nie wybieraliśmy się na kolację do hotelu, to tak sympatyczne przyjęcie postanowiliśmy wykorzystać. Resort okazał się przepiękny, a kolacja wyśmienita. Kuchnia przygotowała nawet specjalnie dla Zbyszka piersi z kurczaka – jest to jedynie mięso jakie nasz Wilkor jada.
Po chwilowym załamaniu, pogoda poprawiła się i sobotni poranek przywitał nas słoneczną i prawie bezwietrzną pogodą. Warunki były idealne na puszczenie drona. Korzystając z pogody wyskoczyliśmy jeszcze na ląd. Drinka i lunch kosztowaliśmy mocząc nogi w turkusowej wodzie basenu. Ola podczas spaceru po pomostach między bungalowami zawieszonymi nad oceanem, zrealizowała punkt z listy spraw do zrobienia, czyli zdjęcie z malediwskimi domkami z folderów.
Czas było kończyć rozpustę i płynąć dalej. W drodze do Gan czekało nas jeszcze jedno wydarzenie – minięcie równika! W naszej załodze jedyną osobą, która jeszcze nie przecięła równika na pokładzie jachtu był Zbyszek i czekał go chrzest morski. Bardzo się denerwował, co też dla niego przygotujemy. Na zewnątrz atolu ocean był bardzo rozkołysany, wiatru praktycznie nie było i musieliśmy płynąć na silniku. Na dużej fali bez stabilizacji żagli, rzucało nami na wszystkie strony. Trudno było zaszaleć w kambuzie, dlatego Zbyszek w ramach chrztu został dość łagodnie potraktowany. Nie zabrakło odpowiednio wykwintnego drinka i przekąsek, ale wypieków tym razem nie było. Mariusz, jako nasz kapitan i przedstawiciel Neptuna, nadał Zbyszkowi nowe imię – Indyjski Wilkor Oceaniczny.

Do Gan dopłynęliśmy o 0200. W niedzielę załatwiliśmy wszystkie formalności i 24 lipca 2016 roku o godzinie 1800 rozpoczęliśmy kolejny etap rejsu przez Ocean Indyjski – z Malediwów na Seszele.

Kategorie:Azja, Malediwy, Nurkowanie, Ocean Indyjski, ZZZ - Kategorie niegeograficzne

12 komentarzy

  1. Bardzo dobry artykuł, miło się czyta. Nurkowanie w takich warunkach to dla wielu spełnienie marzeń. Pozdrawiam Piotr

  2. Naprawdę fajne zdjęcia, które oddają klimat miejsca 🙂 zazdro 100%

  3. Kochani, serdeczne pozdrowienia z rześkiego i deszczowego Amsterdamu. Marcin siedzi w symulatorze i „katuje” swoich studentów , a ja juz tęsknie za Malediwami patrząc na Wasze zdjęcia. Buziaki, Kasia i Marcin pilot

  4. Serdecznie pozdrawiam. Absolutnie niemoralne zdjęcia, widoki i wydarzenia. No qrczę…. podoba się. Zazdraszczamy pozytywnie. Wielu takich przygód. Trzymajcie się Załogo pod dzielnym Kapitanem.

Leave a Reply to Mariusz Magoń DoctoreCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading