Sztorm na Morzu Kosmonautów


Mariusz:
Morze Kosmonautów leżące między 30. a 50. południkiem wschodnim należy do najmniejszych mórz okalających Antarktydę. Dla nas było dwunastym z odwiedzanych mórz Antarktyki i ostatnim przed ponownym wpłynięciem na Morze Wspólnoty. Mieliśmy nadzieję, że długo zapowiadany sztorm, którego nie byliśmy w stanie uniknąć, nie wysadzi nas w kosmos.
Zmaganie z pogodą rozpoczęliśmy 14 marca. Sztorm był efektem niżu, który zamiast przesuwać się z zachodu na wschód (tak jak większość układów krążących wokół Antarktydy), skierował się w stronę kontynentu, a dokładnie pomiędzy Półwysep Riiser-Larsena, a Przylądek Kołosowa na Morzu Kosmonautów. Ląd stał się dla niego naturalną przeszkodą. Nastąpiła kumulacja energii całego układu. W miarę zbliżania się do nas, ciśnienie w centrum niżu spadło w ciągu jednej doby, z początkowego 960 hPa do 928 hPa, stając się najgłębszym niżem, z jakim przyszło się nam zmierzyć. Skala naszego pokładowego barometru kończy się na 960hPa i wskaźnik po prostu cofnął się. Elektroniczny instrument odnotował ten dramatyczny spadek ciśnienia dokładnie.
Przez kilka dni przed nadejściem sztormu mozolnie wspinaliśmy się na północ, by uniknąć wejścia w warkocz silnego przeciwnego wiatru, który miał wytworzyć się wzdłuż lądu. Postanowiłem najkrótszą drogą przedostać się do środka niżu, gdzie niczym w oku cyklonu wiatr zanika. By tam dotrzeć, musieliśmy płynąć ostro pod sztormowy wicher, przebijając się przez zachodnią obręcz niżu. Nie byłem pewien, czy Katharsis II sprosta zadaniu. W podobnych warunkach podczas styczniowego sztormu na Morzu Davisa nie byliśmy w stanie przebić się przez wiatr, mając do dyspozycji tylko przedni sztaksel. Tym razem postanowiłem użyć do podwiatrowej walki zredukowanego grota do rozmiaru serwetki, czyli na głębokim czwartym refie. Kombinacja żagli: grot na 4 refie i przedni zrefowany sztaksel sprawdza się w wiatrach wiejących z prędkością do 40 węzłów. Przy silniejszych wiatrach prędkość jachtu jest zbyt duża i zaczyna on niebezpiecznie spadać z fali. Użycie samego sztaksla pozwala nam na sztormowanie w dryfie, bez znaczącego posuwania się do przodu. Używanie grota w podwiatrowych zmaganiach daje nam więcej możliwości.
Obrana taktyka walki z żywiołem sprawdziła się w stu procentach. Katharsis II parł niczym taran do przodu, mimo coraz większych fal. Około godziny 1800 wiatromierz coraz częściej zatrzymywał się powyżej 40 węzłów, a nasza prędkość zaczęła przekraczać 8 węzłów. W sztormie to zdecydowanie za dużo na jacht ważący prawie 60 ton. Tak rozpędzona Katharsis II potrafi spaść z fali w otchłań, uderzając w wodę niczym o beton. Zrzucenie sztaksla zmniejszyło prędkość do bezpiecznych 4-5 węzłów. Z nastaniem ciemności wiatr wzmógł się do ponad 55 węzłów. Towarzyszył mu zacinający śnieg, który zredukował widoczność do zera. W takich warunkach spada skuteczność kamery termowizyjnej. Przedłużeniem naszych oczu pozostaje jedynie radar, który pokazał na kursie górę lodową. Uniknęliśmy kolizji z tym lodowym, śmiertelnym niebezpieczeństwem, redukując prędkość jachtu ciągłym ostrzeniem do linii wiatru. To były bardzo ciężkie godziny dla wszystkich, zarówno dla wachty zmagającej się z zawieją i wichurą na pokładzie, jak i dla reszty załogi czuwającej pod pokładem.
Wreszcie wiatr zaczął cichnąć. Byliśmy w centrum niżu. Na rozkołysanym przez sztorm morzu żeglowny zazwyczaj 20 węzłowy wiatr nie był w stanie wypełnić żagli, które wpadały w łopot. Rzucało nami na wszystkie strony. Po kolejnych wyczerpujących dwunastu godzinach zmagań z falami i niedostatkiem wiatru dopłynęliśmy do północnej połówki niżu, gdzie warunki zmieniły się na bardziej korzystne. Silny zachodni wiatr pozwolił nam w końcu na płynięcie w upragnionym przez nas kierunku, czyli na wschód. Dwa kolejne dni wypełnione były szybką, baksztagową żeglugą.
16 marca świętowaliśmy urodziny Michała. Dzień rozpoczęliśmy od uroczystego śniadania, co jest zwyczajem na naszym jachcie. Tradycją urodzinową jest jajecznica lub omlety, jednak w 83. dniu rejsu nie byliśmy w stanie dotrzymać tego rytuału. Nasze zapasy jajek są już na wykończeniu. Mamy ostatnie kilka sztuk, które o dziwo wciąż świetnie się mają. Jajka sadzone na boczku przygotowaliśmy jedynie dla Jubilata. Misia zdziwienie i radość były ogromne. Reszta załogi raczyła się zimnymi nóżkami i sałatką z tuńczyka. Gdybyśmy spodziewali się, że południowoafrykańskie jajka przetrwają trzy miesiące, pewnie zabralibyśmy ich więcej, ale kto mógł się tego spodziewać. Urodzinowym obiadem dla Misia były steki podane z lamką czerwonego wina. Załoga zadbała o urodzinowe menu, a Neptun o pogodę. Tuż po śniadaniu wyszło piękne słońce, wiał żeglowny wiatr od rufy pozwalający zrealizować w kambuzie zaplanowane menu. Wszystko pięknie nam się udało.
Prognozowane łagodne i przychylne żegludze przejście między dwoma kolejnymi układami pogodowymi pogłębiło się i zamieniło w dziurę bez wiatru. Prognoza pogody po raz kolejny nie sprawdziła się. Zaczął padał gęsty śnieg, który pokrył cały pokład puszystą białą warstwą. Sobotni wieczór 17 marca w dniu św. Patryka bardziej przypominał atmosferą noc Wigilijną niż święto zwiastujące wiosnę. Po silnym sztormie przyszła cisza jakiej jeszcze w tym rejsie nie mieliśmy. Groźne morze zamieniło się w spokojne i bezwietrzne wody, które jakby chciały nas zatrzymać na dłużej w tej odległej krainie.
Spokojną wodę wykorzystaliśmy na naprawy na pokładzie. Silny sztorm na Morzu Kosmonautów pogłębił pęknięcie na dźwigu pontonu. Już przy Półwyspie Antarktycznym, podczas awaryjnego postoju przy Melchiorach, obróciliśmy ponton, by zmniejszyć obciążenie pęknięcia na uszkodzonym ramieniu na lewej burcie oraz założyliśmy dodatkowe liny podtrzymujące. Niestety przeciążenia podczas sztormu spowodowały, że grube stalowe ramię zaczęło mocniej pękać. Konieczne było zdjęcie pontonu i przeniesienie go na dziób. Ryzyko oderwania dźwigu z pontonem podczas żeglugi było coraz większe. Nie chcieliśmy testować tego przy kolejnych silnych wiatrach i dużych oceanicznych falach. Oderwanie ramienia groziło uszkodzeniem rufy jachtu i awarią hydrauliki. Takiego scenariusza chcieliśmy stanowczo uniknąć.
Ciemne noce, z którymi mamy do czynienia od połowy lutego, poza tym, że są stresujące, gdyż skrywają lodowe niebezpieczeństwa, mają także swój urok i zalety. Od nowiu, jak tylko jest bezchmurne niebo, możemy nocą podziwiać magiczne spektakle jakie wystawia zorza polarna. Jaskrawozielone smugi malują na niebie najróżniejsze wzory i płyną po kosmosie zmieniając kształty. Trudno oderwać wzrok od tych niezwykłych zjawisk. Hania kilka razy próbowała sfotografować zorzę. Nie poddawała się, pomimo, że wie, iż dobre zdjęcie tego zjawiska można ustrzelić jedynie ze statywu na lądzie. Niemniej na pamiątkę udało jej się uchwyć zarys zorzy namalowanej nad Katharsis II. Pomimo, iż noce są bezksiężycowe, to niebo rozjaśnione zorzą polarną niesamowicie poprawia widoczność i pomaga w nawigowaniu po tych trudnych akwenach.
Do zamknięcia koła wokół Antarktydy zostało około 200 mil morskich. Dokładny dystans zależy od tego, na którym równoleżniku przetniemy pętlę. To tak niewiele, a jednocześnie tak dużo. Antarktyka chyba nas polubiła i nie chce wypuścić ze swych objęć.

Kategorie:Antarctic Circle 60S, Antarktyda, Morza i Oceany, Ocean PołudniowyTagi:, , , ,

11 komentarzy

  1. GRATULACJE !!!
    Dla Kapitana i całej załogi.
    Wielkie uznanie, szacunek i podziw.
    Wracajcie szczęśliwie.

  2. …no i kółko sie domknęło, GRATULACJE!
    Teraz tylko bezpiecznie do domku

  3. Gratulacje, na to konto się napijemy. Czekamy tylko na cytrynkę. Teraz walcie prosto do ciepełka.

  4. Już myśleliśmy, że zwolniliście na piknik. Mina Tomka bezcenna, gdzie te jaja gdzie…? Ale za to jak będą smakowały na Wielkanoc. Wygląda na to, że pomimo trudów żeglugi zawsze macie asa w rękawie. Rozumiem, że białą też wyczarujecie no i chrzan oczywiście. Zefirek ma rękę do zakwasu, to i żurek pewnie będzie. Odliczamy godziny i gnajcie w górę. Buziaczki, ciocia Zenia też całuje. Możecie wymyślać imiona dla szczeniaków na B (5 lub 6). Zaczęliście pętlę wizerunkiem Figi, a ona wkrótce powije. Na razie mamy dla suni Beza.

    • Ta przerwa, to kaprys Neptuna – pokazał nam jak można utknąć i bujać się po płaskiej wodzie w Antarktyce. A co do jaj… to na Wielkanoc będziemy testować jajka gotowane z wcześniej zamrożonych – zobaczymy. No a biała – w zamrażalniku przechowujemy jak cenny skarb dwa kilogramy, które przywiozłaś z Kubusiem do Kapsztadu. Chrzan przywieziony z Polski też jest schowany głęboko i czeka na świąteczne śniadanie. Co do imion dla szczeniaków na B, to jeśli ma być pamiątka z naszego rejsu, to może jedno z mórz, czyli Bellingshausen, zdrobnienie – Beluś. Ściskamy!

  5. Dzięki Bogu , że przejechaliście ten szalony gwizdek szczęśliwie i bez strat.
    A mina Tomka patrzącego Misiowi w talerz jajecznicy mówi wszystko , e… to znaczy „zdecydowanie zabraliśmy za mało jajek”
    Zamykajcie już to Wielkie Antarktyczne Kółko i chodu do cywilizacji.
    Pozdrawiam , Krzychu.

  6. Zorza na zamkniecie kółka, czyż można wymarzyć sobie lepszą nagrodę?!
    Trzymym kciuki za pomyślne domknięcie i pomyślne wiatry do Hobart
    Adam, Magda i Natalia

  7. Taktycznie pięknie zaplanowana trasa przejścia przez sztorm. Jak tam nastroje wśród załogi-/ wszak jajka się kończą , rum pewnie też/? Nie planują jakiegoś buntu i wysadzenia kapitana na pierwszej napotkanej dryfującej górze lodowej? Kontrolujesz to? Masz zaufanego swojego człowieka w załodze? 🙂 Bądź czujny. Historia żeglarstwa zna takie przypadki. 🙂

    • W imieniu kapitana dziękuję! Cieszę się, że mamy takiego kapitana i możemy czuć się bezpiecznie. CO do buntu, to myślę, że nic załoga nie planuje – ale będę czujna – zaufany człowiek kapitana 😉 Pozdrawiamy!

Leave a Reply to HanuśCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading