przedwczoraj wybrałam się autobusem na wycieczkę do St.John’s – stolicy Antigua;
dzworzec autobusowy w St.John’s jest zaraz koło miejskiej hali targowej – świetne miejsce ze świeżutkimi lokalnymi warzywami i owocami; w przewodniku wskazują, że najlepiej być tam w piątek lub w sobotę rano, kiedy miejsce to tętni życiem – ja byłam we wtorek i gdybym miała robić zakupy, to na pewno coś bym wybrała… ale rzeczywiście tłumów nie było;
z targowiska poszłam Market Street do centrum, gdzie jest Redcliffe Quay – zakątek przy zatoce z knajpkami i lokalnymi sklepikami (małe galerie sztuki, lokalne wyroby w stylu naszej Cepelii, butiki z ciuchami) oraz Heritage Quay – ulica z mnóstwem sklepów (duty free – perfumerie, sklepy z biżuterią, ciuchami, butami, oklularami, etc…) – a wszystko przygotowane pod turystów z wielkich wycieczkowców, które stają w zatoce; przed południem były ich całe tłumy, ale popołudniu, jak poszłam na kawkę w Redcliffe Quay, to były pustki – na początku w knajpeczce siedziałam sama, potem pojawili sie jacyś lokalesi – żadnych turystów – spokojnie, cichutko, milutko; no a odpoczywałam przy kawce po małym shoppingu, jaki uskuteczniałam wcześniej na Heritage Quay;
połaziłam też dużo po uliczkach St.John’s; byłam obejrzeć katedrę – wybudowana początkowo z drewna w 1681 r., potem przeszła etap cegły (1720), a od 1843 można ją ogłądać ubraną w szare kamienie;
ciekawą częścią wycieczki byla też sama podróż powrotna zatłoczonym autobusem (byłam jedyną blondynką) – w autobusie dudniła lokalna muzyka, wrzały rozmowy, lokalesi się pozdrawiali głośno jak wysiadali, krzyczeli też przez okna, jak zobaczyli na ulicy jakiegoś znajomego… naprawdę wesoły autobusik; jak dwóch lokalesów zaczęło mnie zagadywać (co tu robię, skąd się wzięłam w tym autobusie), to trzeci się śmiał, że gadają z gringo – pierwszy raz ktoś mnie tak nazwał!
Dziwne uczucie byc jedynym biało-skórym człowiekiem w okolicy, prawda? jeszcze gorzej jest być traktowanym lepiej tylko dlatego, że ma sie jaśniejszą skórę od innych!