Do Johansen Bay dotarliśmy przed 2000. Przez cały dzień było szaro i ponuro. Dopiero pod wieczór słońce wyszło zza chmur i zaprezentowało nam niesamowitą grę świateł, oblewając brzegi zatoki promieniami, jakby obsypując je złotem. Wiał silny wiatr i szukaliśmy spokojnego miejsca do zakotwiczenia.W związku z planami wędkowymi, Mariusz postanowił zatrzymać się jak najbliżej rzeki Nakyoktok, gdzie myśleliśmy wyciągnąć parę arktic char. Locja wskazywała, iż przy ujściu rzeki głęboko jest na 3 metry, a dalej na ponad 5 metrów. Na minimalnej prędkości zbliżaliśmy się do Nayoktok niesieni dopychającym wiatrem. Nasza echosonda patrząca do przodu wysiadła parę dni temu, więc opieraliśmy się jedynie na obserwacji wody i wskazaniach głębokościomierza. Niestety dane w pomocach nawigacyjnych rozminęły się z rzeczywistością… W pewnym momencie głębokość spadła do zera pod kilem, a Katharsis przestała się dalej przesuwać. W ten oto sposób nasz kapitan zorganizował nam ciekawe zajęcia praktyczne, mianowicie schodzenie z mielizny. Próbowaliśmy zrobić przechył na jedną z burt. W tym celu wykorzystaliśmy bom wychylony na burtę z balastem, czyli siedzącą na nim załogą. Jednocześnie Tomek z Kubą z pontonu wspierali nas ciągnąć jeden z fałów. Niestety silny wiatr nie pomagał nam przy tej metodzie, więc postanowiliśmy go wykorzystać. Obróciliśmy stojący na kilu jacht rufą do rzeki, a dziobem do zatoki i wiejącego wiatru. Postawiliśmy grota na pierwszym refie i całą genuę. Gdy żagle zapracowały, Katharsis nabrała przechyłu i ruszyła z mielizny z impetem konia wyścigowego. Zakotwiczyliśmy nieopodal rzeki na 8 metrach głębokości.
Na drugi dzień chłopacy podzielili się na dwie grupy. Mariusz, Michał i Robert ruszyli na ląd w poszukiwaniu wołów piżmowych, a Tomek, Kuba, Marek i Wojtek, uzbrojeni w wędki ruszyli w górę rzeki.
Ekipa wędkarzy wróciła ze swojej wyprawy pierwsza. Niestety misja złowienia arktic char zakończyła się fiaskiem. Po raz kolejny ryby się przed nami skutecznie schowały. Niemniej panowie zadowoleni byli z samej wycieczki. Rzeka, piękne plenery i samo moczenie kija było satysfakjonujące. Taka męska wyprawa z piersióweczką i paczką fajek. Tylko ślady łap niedźwiedzia na brzegu rzeki nie zachęciły ich do oddalania się od pontonu. Bez broni nie czuli się bezpiecznie. Strzelbę mieli ze sobą eksplorerzy lądu. Jednak ci nie spotkali żadnej dzikiej zwierzyny, a jedynie koparki, ciągniki i ekipę je obsługującą. Od połowy lat dziewięćdziesiątych trwa akcja likwidowania stacji DEW Line (Distant Early Warning Line – system wczesnego ostrzegania), które w latach 1955 – 1957 zbudowali w Arktyce wzdłuż 69 równoleżnika Kanadyjczycy i Amerykanie. Cała akcja przygotowania 63 radarowych posterunków bezosobowych i osbowych odbyła się zimą podczas nocy polarnej. W całe przedsięwzięcie było zaangażowanych 25000 ludzi. Do Arktyki sprowadzono 460 tysięcy ton materiałów i sprzętu. Teraz po zakończeniu zimnej wojny większość stacji podlega rozbiórce.
Przez cały dzień mocno wiało. Zgodnie z prognozami wiatr miał stopniowo słabnąć i na to właśnie liczyliśmy zatrzymując się w Johansen Bay. Niestety prognoza się tym razem nie sprawdzała i wciąż mocno duło, ponad 25 węzłów w nos w stosunku do naszego celu. Mariusz nie chciał marnować czasu i postanowił wypłynąć, oczekując zmiany pogody już w drodze. Kotwicę podnieśliśmy w poniedziałek 20 sierpnia o godzinie 2100 i jeszcze na osłoniętych wodach zatoki postawiliśmy zrefowane żagle. Przez pierwsze 50 mil udało nam się wykorzystać wiatr i odchodząc kilka stopni od kursu przepłynęliśmy Coronation Gulf. Nad ranem musieliśmy zrzucić żagle. Zbliżyliśmy się do wąskiego i pełnego niebezpiecznych płycizn Dolphin and Union Strait, gdzie wiało nam dokładnie w dziób z siłą ponad 20 węzłów. W takich warunkach nie było mowy o halsowaniu i musieliśmy forsować cieśninę wspomagając się silnikiem. Było to męczące dla Katharsis, która zmagała się z wiatrem i krótkimi, a wysokimi falami wypiętrzającymi się na płytkim akwenie. Przeciwko nam był także prąd. Jeszcze przed Cieśniną Amudsena, po minięciu point Arnhem, gdzie zrobiło się wystarczająco szeroko, odstawiliśmy silnik i rozpoczęliśmy żeglugę pod wiatr. Halsowaliśmy co jedna, dwie godziny, starając się utrzymywać prędkość 7-8 węzłów. Przy tej prędkości przechył jest jeszcze znośny i jakoś daje się funkcjonować pod pokładem. Po pierwszej dobie zbliżyliśmy sie do celu raptem o 135 mil morskich, a byłoby jeszcze mniej, gdyby nie pierwsze szybko pokonane 50 mil. W połowie drugiej doby płynięcia wiatr odpuścił i morze zaczęło się wygładzać. Z wiatrem w dziób do 15 węzłów podciągaliśmy od środowego południa na silniku, czekając na zmianę kierunku, która miała nastąpić. W nocy z środy na czwartek wiatr ucichł, wiało około 8 węzłów i powoli zaczął odkręcać. Kierunek jest korzystny (w końcu nie w nos!) i lada moment ponownie rozwiniemy żagle. Zapewne będzie to spinaker i pełen grot. Przez kolejne 36 godzin wiatr powinien nam sprzyjać i stopniowo tężeć. Do Point Barrow, gdzie możemy spotkać jeszcze lody, mamy około 600 mil morskich. Do zamknięcia Przejścia Północno – Zachodniego, czyli koło Fairway Rock na Morzu Beringa zostało ponad 1000 mil, a do Vancouver, gdzie planujemy zakończyć wyprawę ponad 3300 mil morskich. Główne przeszkody lodowe mamy za sobą, ale to nie oznacza końca niebezpieczeństw. Pozostają jeszcze sztormy na Morzy Beringa…
Jest czwartek 23 sierpnia, godzina 0800 (UTC-6 – w Johansen Bay zmieniliśmy czas o godzinę) czasu łódkowego, o 0400 nad ranem minęliśmy Cape Parry i Morzem Beauforta płyniemy na północy-zachód wzdłuż wybrzeża Arktyki Amerykańskiej. Nasza pozycja: N 70 st.37 min., W 126 st.23 min., kurs rzeczywisty 290 st., wiatr od rufy, wschodni 10 – 12 węzłów.
- militarne instalacje w Arktyce
- wpływamy do zatoki Johansen mijając Wyspę Edinburgh
- zieleni wcale w Arktyce nie brak
- brzeg oblany późnopopołudniowym słońcem
- będziemy kotwiczyć w Johansen Bay przy ujściu rzeki Nakyoktok
- domki rybackie przy ujściu rzeki Nakyoktok
- jednak jest tu za płytko
- robimy przechył na burtę
- Tomek z Kubą operują z pontonu
- gra świateł w Johansen Bay
- wejście do Johansen Bay
- Robert pnie się pod górę
- opuszczone domostwo
- Katharsis w Johansen Bay
- było sobie caribou
- zamiast wołów piżmowych koparki
- baza ekipy rozbiórkowej stacji DEW
- w tle skrzynie, którymi wywożony jest gruz
- oczyszczony teren po stacji
- Mariusz z kierownikiem ekipy rozbiórkowej
- małe oko
- mokradła przy Johansen Bay
- powrót na łódkę
- kolejne opuszczone domostwo
- Marek, Kuba i Tomek łowią łososie WM
- ponton zacumowany w rzece WM
- ślady niedźwiedzia WM
- kotwica poszła w górę
- kapitan obserwuje stawianie żagli
- grot góra
- stawianie grota
- Wojtek i Michał stawiają genuę
- Zefir na wachcie czujnie obserwuje
- Mariusz z Misiem wypatrują coś na lądzie
- płyniemy
- pogawędki na rufie
- Katharsis w blasku wieczornego słońca
- pod żaglami wypływamy z zatoki Johansen
- grot na razie zrefowany
- pod żaglem Katharsis
- mała wyspa w zatoce
- zostawiamy złote brzegi Johansen Bay
- słońce właśnie się schowało
- zapatrzony w dal kapitan
- niesamowite kolory na wschodzie po zachodzie słońca
zazdroszczę widoków 🙂
tęsknię i pozdrawiam 😀
buziaki :*
Dzieki hanuś (jeśli można ;-), za te szczegółowe relacje. Czuje się, jak bym z wami był. Gratuluje, że udało wam sie przejść najdrudniejsze i znowu sobie halsujecie. Nic, tylko zazdrość zostaje…