Koniec wielkiej wyprawy


Brzegi Tasmanii ujrzeliśmy w środowe popołudnie. Ich widok oznaczał nieubłagalny koniec wyprawy. Wiatr nie odpuszczał. Pomimo braku grota nasza prędkość rzadko spadała poniżej 10 węzłów. Aż trudno było uwierzyć, że to co nas otacza widzimy po raz ostatni podczas tej wyprawy. Był to ostatni sztorm, ostatnie fale przelewające się przez pokład, ostatni wspólny obiad w rejsie, ostatnia noc na morzu …
Raportowaliśmy przypłynięcie do Hobart na czwartkowy poranek. Jednak sędziowie śledząc naszą pozycję i aktualne warunki atmosferyczne przewidywali nasze zameldowanie się na miejscu o 3 nad ranem. Spodziewałem się słabszych wiatrów w cieniu Tasmanii, ale lokalna prognoza tego nie przewidywała i wyglądało, że przemkniemy przez Zatokę Sztormów i rzekę Derwent prowadzące do Hobart w kilka godzin. Groziło nam wyciąganie z łóżek sędziów i ekipy australijskiej telewizji, która chciała nakręcić przecinanie mety oraz zrobić z nami wywiad w tym ważnym momencie.
Prognoza się jednak nie sprawdziła i wiatr ucichł, gdy byliśmy blisko południowych brzegów Tasmanii. Właściwie to zdechł, zostawiając po sobie tylko rozbujane morze. Żagle trzepotały i nie pozwalały na złapanie rytmu. W efekcie w czwartek o 2 nad ranem znaleźliśmy się dopiero u wejścia do Zatoki Sztormów, zamiast u bram Hobart.
Zatoka Sztormów słynna jest ze zmienności pogody. Podczas regat Sydney – Hobart w 2014 roku odnotowaliśmy zarówno dwukrotnie uderzenia wiatru o prędkości 50 węzłów, jak i całkowity brak wiatru. Teraz silnych wiatrów, mimo sztormowych warunków na południe od Tasmanii, nie było. Chwilami wiatromierz wskazywał 8-10 węzłów – wtedy mogliśmy normalnie żeglować. Kiedy jednak prędkość wiatru spadała do 2 węzłów, albo już w rzece Derwent do zera, to staliśmy w miejscu.
Brak wiatru wykorzystaliśmy na szybkie zorganizowanie urodzinowego śniadania Tomasza. Nie zabrakło tatara z polędwicy i ziemniaczanej sałatki z wyciągniętych z jakiegoś zakamarka kilku bulw. Świeżo upieczone bułeczki i tort dopełniły menu. A wydawało się, że będziemy ostatnie wyprawowe urodziny świętować na lądzie.
Można by długo pisać o ostatnich milach tego rejsu. Czas oczekiwania na wiatr urozmaicony został odwiedzinami ekipy telewizji ABC. Udzieliliśmy wywiadu z pokładu jachtu. Brak wiatrów na rzece Derwent nie raz zatrzymywał regatowe jachty dopływające do mety regat Sydney – Hobart. Dla nas czas miał drugorzędne znaczenie, ale wiele osób na nas czekało i chcieliśmy być już na mecie.
Około 1500 wiatr obudził się i zaczęliśmy w końcu płynąć. Po kilku zwrotach meta zaczęła szybko się przybliżać. Wiatr tym razem nie cichł i mogliśmy z fasonem, płynąc szybko pod przednimi żaglami, minąć linię mety. Dopłynęliśmy do Hobart 5 kwietnia 2018 roku o 1555 czasu lokalnego po 102 dniach, 23 godzinach i 1 minucie od opuszczenia Kapsztadu. Przepłynęliśmy łącznie 15853 mil morskich (29360 km).
Około 2/3 całej trasy wyprawy stanowiło wykonanie przez nas okrążenia Antarktydy po jej wodach, czyli na południe od 60 równoleżnika (dokładnie 10180 mil morskich). Zajęło nam to 72 dni, 5 godzin i 33 minuty. Wykonując możliwie najciaśniejszą pętlę spędziliśmy ponad 25 dni poza południowym kołem polarnym, a na wysokości Morza Rossa dopłynęliśmy do 70 równoleżnika.
Żegluga po wodach Oceanu Południowego była o wiele szybsza od żeglugi po wodach Antarktyki. Średnie dobowe przebiegi w ramach opływania Antarktydy wynosiły 140 mile morskie. Na odcinku z Kapsztadu do początku pętli wokół Antarktydy na 62 równoleżniku płynęliśmy średnio 168 mil dziennie. Po zamknięciu pętli w drodze do Hobart nasze przebiegi wzrosły do 199 mil dziennie, pomimo wolnej ostatniej doby i pękniętego bomu. To obrazuje, jak wielka jest różnica w szybkości żeglowania w zmiennych wiatrach i lodowych warunkach Antarktyki, w porównaniu do pływania w często sztormowych, ale ze sprzyjającego kierunku wiatrach towarzyszących nam na Oceanie Południowym.
Trudno opisać uczucie, które towarzyszyło nam po minięciu mety. Radość mieszała się z nostalgią. Z jednej strony mieliśmy świadomość zakończenia historycznego rejsu i dokonania nietuzinkowego wyczynu. Z drugiej pojawiał się żal, że to już koniec. Spędziliśmy zamknięci w niewielkiej przestrzeni prawie 103 dni, a jakoś nikt nie rwał się na ląd. Niewątpliwie przyzwyczailiśmy się do wspólnego życia zależnego od otaczających nas warunków pogodowych, wyznaczonego przez rytm wacht i wspólnych posiłków. Monotonię żeglugi połączoną z dużym napięciem spowodowanym otaczającym nas niebezpieczeństwem rozładowywaliśmy celebrując święta, urodziny załogi, kamienie milowe. Trochę tych wydarzeń się zebrało w czasie naszej wyprawy.
Nadszedł czas powitań i pożegnań. Zostaliśmy ciepło przyjęci przez Polonię Tasmańską, australijskie media i kierownictwo Royal Yacht Club of Tasmania (współorganizatora regat Sydney – Hobart). Nadszedł czas porządków i usuwania awarii, które można ogarnąć w ciągu dwutygodniowego pobytu w Hobart. Jacht niewątpliwie ucierpiał w trakcie siedemnastu sztormów oraz braku właściwej wentylacji, ale nie dużo brakuje mu do odzyskania typowego dla Katharsis II blasku.


Uczestnicy wyprawy Katharsis II dookoła Antarktydy

 

Kategorie:Australia, Morza i Oceany, Ocean Południowy, OceaniaTagi:, , , ,

9 komentarzy

  1. Dopiero niedawno odkryłem tego bloga, ale Wasze poczynania powalają i pełen szacun dla załogi

  2. Dziękuję za wszystko co robicie. Dajecie mi siłę. Może kiedyś choć w ułamku będę miał odwagę taka ja Wy .

  3. Jeszcze raz serdecznie gratuluję!
    Do tekstu wkradł się drobny błąd:
    “Dopłynęliśmy do Hobart 5 marca 2018 roku o 1555 czasu lokalnego po 102 dniach, 23 godzinach i 1 minucie od opuszczenia Kapsztadu.”
    Oczywiscie to byl 5 kwietnia 🙂
    Rozumiem, że tekst powstawal na dużych emocjach, które udzielały się nam wszystkim. Pozdrawiam goraco!

  4. Dziękuję, że dzieliliście się z nami Waszą wyprawą. Dziękuję za każdy wpis na blogu. Każdy dzień Waszej wyprawy zaczynałem od sprawdzenia Waszych postępów, pogody jaką macie i sprawdzenia czy nie ma nowej relacji.
    Z niecierpliwością czekam na książkę i na film dokumentujący wyprawę.

    Gratuluję i dziękuję!

  5. Dzielna Załogo.
    Pewnie przeczytacie ten wpis już u siebie , w swoich domach. To był szczególny czas w Waszym życiu , czas i przeżycia których nikt i nic wam nie zabierze bo one pozostaną w Was do końca. Wiem , że nie dokonaliście tego dla pustej chalby i taniego splendoru – Wy nie z tych.
    To była CHOLERNIE DOBRA ROBOTA !!!
    Krzychu.

    PS. Czy można już zapisywać się na książkę traktującą o Waszej Wyprawie ?
    Bo , że zostanie napisana i wydana nie mam najmniejszych wątpliwości.

  6. No i co ja teraz będę śledzić?

  7. Congratulations guys! Very impressive and very glad that you’re all safe.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: