atmosfera na Bequia różni się niewątpliwie od tej na Mustique, gdzie mamy przystrzyżone trawniki i równo posadzone palmy; jest bardziej swojsko, można poczuć klimat karaibski…
trafiliśmy też przypadkowo do sklepu z rzeczami z ręcznie malowanej bawełny – śliczne, no i takie unikalne – wzory karaibskie – palmy, rybki, żaglówki, można było kupić zarówno ciuchy, jak i obrusy, serwetki. taki niepozorny sklepik z wejściem w głębi ogrodu; ale ceny jak w butiku przy głównej alei w stolicy…
wszystko ma swoje uroki, a niewątpliwym urokiem Bequia jest swoboda i autentyczny krajobraz
no i żeby oddać się całkowicie temu klimatowi postanowiliśmy pójść do knajpy – nie takiej przy nabrzeżu dla turystów – tylko do takiej, gdzie wieczory spędzają lokalni mieszkańcy; wybór padł na Hibiskus Bar – klimacik, oj klimacik… przy wejściu ogromny, dymiący grill, stoliki z ceratami, plastikowe krzesła i drewniane ławy, na ścianach namalowane hibiskusy, wystój niepowtarzalny! najbardziej podobało nam się jednak serwowanie dań i napojów… że w plastikowych kubeczkach, to żadne zaskoczenie, ale skrzydełka z grilla podane zostały w folii aluminiowej i do tego ręczniki papierowe z rolki (ale to już na ekstra życzenie), lód do drinków na tacce styropianowej, ale największym hitem była butelka rumu… żeby się nie rozdrabniać na pojedyncze drinki postanowiliśmy zamówić całą butelkę… jak się okazało – butelka, to tylko jakby miarka, bo barmanka przelewała do szklanej butelki 0,7 z dużej butli – bez żadnego skrycia – normalnie za barem! impreza bardzo udana, skrzydełka przepyszne, muzyka – karaibskie przeboje i dobry lokalny rum.
Leave a Reply