ostatnio nieco cicho było na moim blogu, a to dlatego, że popłynęliśmy z Mariuszem w rejsik po Karaibach – brak internetu=brak nowych wpisów
Mariusz przyjechał na parę dni i stwierdził, że można by popłynąć znowu na Tobago Cays skoro tam jest tak piękne, a przecież we dwójkę też można prowadzić 22-metrowy jacht 🙂
wypłynęliśmy z Marigot Bay (St.Lucia – tutaj spędziłam święta, sylwestra) w czwartek 7 stycznia o 1540; trasa podobna do tej z grudnia – z St.Lucia na Bequia (gdzie trzeba się odprawić), potem Mustique, Tobago Cays i wracając na St.Lucia – odprawa na Bequia
po wyjściu z Marigot Bay chcieliśmy zatrzymać się przy Pitons’ach, wyskoczyć na chwilę na brzeg i ruszyć dalej około północy, żeby na Bequia dotrzeć nad ranem (to jest ok. osiem godzin płynięcia); ale nie było miejsca przy Pitonsach, więc ruszyliśmy od razu i o północy dotarliśmy do Admiralty Bay na Bequia, gdzie od razu udało nam się dobrze rzucić kotwicę i bezpiecznie stanąć 🙂
rano odprawiliśmy się, pokręciliśmy po Bequia i ruszyliśmy na Mustique, gdzie zakotwiczyliśmy o zachodzie słońca; wieczorem popłynęliśmy pontonem na brzeg na przepyszną kolację do Basil’s Bar (restauracja na plaży na Mustique – jest dużo zdjęć tego miejsca z grudniowego rejsu); w ciągu dnia jedliśmy sałatkę z krewetek i zapowiadałam, że na kolację na pewno nie zamówię krewetek, ale jak przeczytałam menu, to przystawka… krewetki, danie główne….. krewetki, tak więc miałam swój “dzień krewetki”
w sobotę 9 stycznia wypłynęliśmy z Britannia Bay na Mustique i po dwóch godzinkach byliśmy już w Tobago Cays – no i znowu znalazłam się w raju!
popłynęliśmy ponurkować na rafie, połazić po plażach, na których prawie nikogo nie ma; raz udało nam się trafić na wysepkę, na której byliśmy sami – niesamowite wrażenie, jak chodzisz sobie po bialutkim piasku, pod palmami i dookoła nie ma nikogo!
no i żeby tradycji stało się zadość, Mariusz zamówił u lokalesa (tak nazywamy tutejszych mieszkańców) homara, którego przepysznie przyrządził na kolację!
jeszcze jedno niesamowite przeżycie! pływałam z żółwiami!!!! byłam o niespełna metr od nich 🙂 Mariuszowi udało się nawet jednego dotknąć; pięknie wyglądają te zwierzaki pod wodą – tak majestatycznie – to te żółwie, które w grudniu fotografowałam dla Zośki;
nasz pobyt w Tobago Cays nieco się przedłużył, ale ja nie narzekałam – uwielbiam to miejsce!
czas było wracać, więc ruszyliśmy na Bequia – pięknie wiało (powyżej 20 węzłów) i szybko dotarliśmy do Admiralty Bay – odprawiliśmy się, potem spacerek – bardzo lubię atmosferę tej wyspy; tym razem na kolację nie wybraliśmy Hibiskus Bar (byliśmy tam w grudniu – tzw. miejscowe klimaty), tylko Maria’s French Terrace z cudownym widokiem na Admiralty Bay
w środę 13.01 wcześnie rano pobudka i kierunek St.Lucia – Marigot Bay; tego dnia mieliśmy cudowną pogodę – idealny wiatr na żeglowanie i do tego słonko!
trzy razy przepływaliśmy koło St.Vincent w nocy – tego dnia udało nam się podziwiać tą wyspę za dnia – przepięknie zielona wyspa, a do tego znana z filmu “Piraci z Karaibów” – to tu, w zatoce Wallilabou, kręcili wiele scen – m.in. scenę z wiszącymi trupami piratów (Roch Arch w Wallilabou)
dopłynęliśmy tak szybko do St.Lucia, że przed wpłynięciem do Marigot Bay zatrzymaliśmy się jeszcze przy Pitons’ach na kąpiel;
po wspaniałym dniu żeglowania, późnym popołudniem wpłynęliśmy – nieco zmęczeni – do Marigot Bay, gdzie spędzę najbliższe dwa tygodnie
Leave a Reply