intensywna sobota – wycieczka na Islas Plaza (17.07)


po piątkowym leniuchowaniu – w sobotę pełna mobilizacja – o 0800 czekaliśmy przed hotelem na busa, który miał nas zabrać nad Canal de Itabaca na północy wyspy, skąd stateczkiem pomknęliśmy na Islas Plaza (dwie malutkie wyspy – północna i południowa – przy wschodnim wybrzeżu Santa Cruz); mieliśmy bardzo dobrego przewodnika, który opowiedział nam wiele ciekawostek o Galapagos, o powstawaniu parku narodowego, o mieszkających tu zwierzętach;
po dotarciu na wyspę (Isla Plaza Sur – południową) od razu natknęliśmy się na iguany lądowe, które żywią się głównie kaktusami, nawet mieliśmy okazję zobaczyć trzy iguany przy jednym stole, czyli dużym kwałku kaktusa;
same kaktusy (gigantyczne opuncje) to ciekawy widok – lasek kaktusów wielkości drzewek wiśniowych z pniem wyglągający jakby był pokryty korą! cała Isla Plaza Sur pokryta jest zielonymi, pomarańczowymi i czerwonumi Carpetweed – wygląda to przepięknie, a mi skojarzyło się z kolorami naszej jesieni;
północna strona Isla Plaza Sur ma łagodne zejście do wody z plażą pełną głazów – i to jest królestwo lwów morskich; strona południowa zaś – to strome klify, gdzie swoje miejsce znalazły mewy (ale nie takie bialutkie jak u nas nad Bałtykiem, tylko z czerwonymi nóżkami i czerwonymi obwódkami wokół oczu) – mewy jaskółczoogoniaste (Swollow-Tailed);
wracając na łódkę natrafiliśmy jeszcze na parę bardzo ciekawych okazów iguan; zostały przez nas dokładnie obfotografowane… japońscy turyści przy nas to pikuś! ale to wszystko wokół jest tak niesamowite, że tylko oczy robią nam się coraz większe, szczęki opadają nam coraz niżej i pstruk, pstryk…kolejne 200 zdjęć!
ale my to i tak małe leszcze w porównaniu do ekipy, która wylądowała na wyspie po nas… zamaskowani, z całą masą aparatów, statywóww, etc. … jeszcze nigdy nie widziałam tak gigantycznych obiektywów! trochę to dziwnie wyglądało jak chowali się tacy zamaskowani z tymi tele-tele-tele-obiektywami za kaktusami, żeby zrobić zdjęcie iguanie, która tak naprawdę w ogóle nie boi się ludzi i można do niej podejść na wyciągnięcie ręki, a ona i tak ma to gdzieś i nawet nie drgnie;
wracając z Isla Plaza zatrzymaliśmy się na snorklowanie koło Santa Cruz, Mariuszowi udało się dotknąć rekina white tippet chowającego się za skałą, my z Natalią zamarłyśmy jak zanurkował, zważywszy, że miał krwawiące rany na ramieniu…. no ale rekin chyba na szczęście spał albo nie był głodny…
kolację postanowiliśmy zjeść w nowym miejscu, a nie w The Rock, ale to nie była jednak słuszna decyzja…

Kategorie:Ameryka Południowa, Ekwador - Wyspy Galapagos

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d