Puerto Natales jest małym, sennym miasteczkiem położonym wśród gór i lodowców nad kanałami Patagonii. Dla większości przyjezdnych jest to baza wypadowa do Parku Narodowego Torres del Paine, który słynie z przepięknych górskich krajobrazów. Ulice Puerto Natales zabudowane są przez niskie, głównie jedno i dwupiętowe budynki. Przy porcie wyróżniają się jedynie trzy wyższe hotele. Na wąskich uliczkach jest mnóstwo małych restauracji i knajpeczek, ale z pewnością nie przypomina to klimatu naszego gwarnego i tłocznego Zakopanego. Co ciekawe, wśród kilku galerii i sklepów z pamiątkami, aż dwa miejsca prowadzone są przez Polki, które dotarły na ten kraniec Ameryki Południowej i postanowiły się tu osiedlić. Ewa sprzedaje swoje obrazy i swetry wyrabiane z patagońskiej wełny i wraz Cezarem prowadzą piwiarnię. Emilia także maluje, a Rodrigo tworzy biżuterię z lokalnych minerałów i razem prowadzą galerię z kawiarnią.
Przypływając tutaj planowaliśmy wypad do Torres del Paine, jednak przygotowania do rejsu bardzo nas pochłonęły. Wietrzna pogoda nie zawsze pozwalała nam realizować zakładany plan. Gdy wiało z siłą ponad 25 węzłów chilijska Armada zakazywała ruchu w porcie i nie mogliśmy pływać pontonem na ląd. A takich dni podczas naszego dwutygodniowego pobytu w Puerto Natales uzbierało się kilka, dlatego przygotowania do rejsu wydłużyły się. Początkowo obawialiśmy się, czy uda nam zaopatrzyć na dwumiesięczny rejs. Szczególnie martwiłam się o świeże warzywa i owoce. Okazało się, że nie ma z tym problemu, gdyż na bieżąco docierają tu dostawy z północy kraju. Kwestię świeżynki udało nam się bardzo sprawnie załatwić. W lokalnych delikatesach dogadaliśmy się, że przekażemy im listę warzyw i owoców, a oni wszystko nam przygotują. W umówiony dzień czekała na nas paleta z 300 kilogramami skarbów.
Wycieczki lądowej do parku Torres del Paine nie udało nam się zrealizować, ale Mariusz wymyślił znacznie ciekawszą opcję dla wszystkich – popłynęliśmy jachtem w głąb kanałów pod masyw górski Cerro Balmaceda. Pogoda była tak fenomenalna, że mogłyśmy z dziewczynami na chwilę odpalić pokład słoneczny na dziobie. Nikt z nas nie spodziewał się, że w Patagonii uda się jeszcze zdjąć na chwilę polary, a nawet wystawić dekolty do słońca. Myślę, że to był jakiś ewenement i nie spodziewam już takich atrakcji płynąc bardziej na południe. Po ciepłym dniu pełnym wspaniałych widoków, czekał nas jeszcze wieczorny spektakl nad kanałami Patagonii. Całe niebo płonęło najróżniejszymi kolorami czerwieni, pomarańczy i róży. Szczyty górskie mieniące się w ciągu dnia bielą zmieniły się w pomarańczowe latarnie. To była prawdziwa uczta dla oczu.
Następnego dnia podekscytowani urokami miejsca wybraliśmy się na wycieczkę pontonem w głąb wąskiego kanału niedaleko naszego kotwicowiska, który prowadził do Jeziora Azul. Miejsce było przepiękne i nawet udało nam się zejść na ląd. Wracając na jacht mieliśmy małą przygodę… Nagle zgasł nam silnik w pontonie. Podczas naszych wypraw w zimne klimaty mamy zwyczaj, iż zawsze ktoś zostaje jako asysta na pokładzie jachtu. Tutaj było tak spokojnie i sielsko, że odstąpiliśmy od tej zasady i popłynęliśmy wszyscy. Gdy silnik zgasł od razu pomyśleliśmy o prawach Murphy’ego – oczywiście jak nie było nikogo w asyście, to coś się wydarzyło. Nie było na szczęście żadnych nerwów i paniki, tylko racjonalne działanie. Jacht był w zasięgu wzroku i płynęliśmy z wiatrem, więc istniała szansa, że spokojnie dopłyniemy do burty. Pokrowiec na konsolę szybko został przemianowany na żagiel, a przykrywa akumulatora i pomarańczowe klapki Doktore na dodatkowe wiosła. Akcja przebiegła bardzo sprawnie i bez problemów dobiliśmy do burty Katharsis II. Gdy cieszyliśmy się ze szczęśliwego ocalenia stojąc bezpiecznie na pokładzie, zaczęliśmy zastanawiać się co się wydarzyło. Silnik nagle zgasł, a paliwo i chłodzenie było. Okazało się, że przyczyna była banalna… po opuszczeniu pontonu do wody nie zostało otwarte odpowietrzenie zbiornika paliwa. Po przekręceniu zaworu silnik odpalił bez jęknięcia. Śmialiśmy się z siebie, ale sytuacja wcale nie była zabawna. Byłoby głupio, gdybyśmy musieli wzywać na pomoc stacjonujących nieopodal strażników Parku Narodowego. Wszystko dobrze się zakończyło, ale mamy nauczkę, że trzeba trzymać się przyjętych zasad i nie ma wolno robić od nich odstępstw. Wracając do Puerto Natales widzieliśmy z pokładu jachtu majestatyczne szczyty Torres del Paine. Bardzo chciałam je zobaczyć i udało się.
Do kraju wróciła Ola, która towarzyszyła nam przez ostatnie dwa miesiące, a do załogi dołączył Piotrek. Byliśmy w komplecie. Zgodnie z naszymi pierwotnymi planami chcieliśmy płynąć kanałami z powrotem na otwarte wody Pacyfiku i dalej na południe w kierunku Antarktydy. W Puerto Natales nie można od ręki dostać paliwa zimowego, a tankowanie diesla jest możliwe i tak tylko kanistrami. To wymusiło zmianę planów, dzięki której dane nam będzie poobcować jeszcze przez chwilę z powalającymi krajobrazami południowej Patagonii. Po udanej wycieczce i zakończeniu zaprowiantowania zgłosiliśmy u Armady chęć naszego wypłynięcia i otrzymaliśmy pozwolenie na żeglugę w kierunku Puerto Williams, małego chilijskiego miasteczka, najbardziej na południe oddalonego skrawka cywilizacji w Ameryce Południowej.
- Z kotwicowiska pontonem do nabrzeża
- Ulicami Puerto Natales fot.BB
- Wiosna w Puerto Natales
- Dostawa warzyw na Katharsis II
- Przeładunek
- Na jachcie praca wre – pasteryzujmey posiłki
- Na ponton Katharsis załadowaliśmy 300kg warzyw
- Sztuka nowoczesna – wystawa pomidorów
- Kolejna ważna dostawa
- Kokosy jeszcze z Polinezji
- Wieje w Puerto Natales i Armada zakazała ruchu w porcie
- Może gdzieś polecę?
- Kawusia w drodze pod lodowiec
- Widoki Patagonii
- Ruszamy na jednodniową wycieczkę
- Zaskoczyło nas słońce i ciepełko
- Fokarnia na pokładzie słonecznym – tego się nie spodziewaliśmy
- Doctore postanowił zadbać o foki fot.AM
- Cerro Balmaceda
- Olka w tanecznym nastroju fot.BB
- zawsze jest coś do zrobienia – Tomek z Wiesiem wymieniają pilota steru strumieniowego
- Hanuś o zachodzie słońca na tle Cerro Balmaceda 2019.12.10
- Kolory o zachodzie słońca
- Spektakl świetlny nad Cerro Balmaceda
- Niebo płonie kolorami
- Robert w poświacie płonącego nieba
- Czy to pożar, czy to zachodzące słońce
- Puerto Bellavista i Cerro Balmaceda 2019.12.11
- Widoki z Puerto Bellavista
- Katharsis II na kotwicy w Puerto Bellavista
- Załoga Katharsis II podczas wyprawy na Jezioro Azul fot.AM
- Olka na lądzie – obowiązkowe selfie
- Powrót z desantu
- Pontonowa wycieczka
- Tomek, Basia, Daria, Wiesiu, Zefir, Doctore, Hanuś i Kapitan
- Na patagońskiej plaży
- Cumowanie pontonu do drzewka
- Czerwone kwiatki zdobiące Patagonię
- Posiedzieć i podumać
- Awaryjne ożaglowanie na naszym pontonie
- Dla pomarańczowych klapek Doctore znaleźliśmy nowe zastosowanie
- Klapa od akumulatora świetnie pełni funkcję wiosła
- Załoga Katharsis II po Cerro Balmacerda fot.AM
- Podpływamy pod lodowiec
- Niebieskie kolory lodowca
- Wiesiu, Mariusz Robert
- Zostawiamy za rufą Cerro Balmaceda i jego piekny lodowiec
- Torres del Paine widziane z pokładu Katharsis II
- Hania i Mariusz
- Kolor wody jak w tropikach
- Droga wykuta w skałach
- Krajobrazy dookoła Puerto Natales cz.1
- Krajobrazy dookoła Puerto Natales cz.2
- Krajobrazy dookoła Puerto Natales cz.3
- Katharsis II na kotwicy w Puertyo Natales
- Basia z Robertem czekają na powrót ekipy z zakupami
- Pomnik nad wodą w Puerto Natales
- Widok na Puerto Natales z nabrzeża marynarki Wojennej w Puerto Natales
- Nabrzeże i budek chilijskiej Armada
- Sielskie krajobrazy w Puerto Natales
Wesolych swiat i stopy wody pod kilem dla calej zalogi!Szczegolne pozdrowienia dla Dari i Wiesia.
Nie pozostaje nic innego tylko życzyć udanej wyprawy. Ja bym tam mogła zostać ;-)) Piec kulebiaki i lepić pierogi, taki polski akcencik. A u nas już świątecznie. Śledzie macie? Buziaki dla wszystkich.
W tej Patagonii jest tak cudownie, że aż żal wypływać… Można by zostać na dłużej! A Twoje pierogi, kulebiaki i inne pyszności … ach, ach! Ściskamy! My właśnie omówiliśmy listę potraw – jutro ruszamy z przygotowaniami. CHoinka będzie wyzwaniem…. nie ma tu iglaków!