Montserrat


Mariusz:

Noc w zatoce Little Bay nie należała do najprzyjemniejszych. Zatoka ta położona jest w północno zachdniej części wyspy. Przy wietrze wiejącym często o tej porze roku z północnego wschodu, wypełnia się martwą falą. Kilka jachtów stojących w zatoce z zacięciem malowało na niebie światłem kotwicznym esy floresy. Pod pokładem było mniej przyjemnie niż w trakcie samego płynięcia. Filety z mahi-mahi musieliśmy smarzyć przy odblokowanej kuchence, tak jak w podczs żeglugi.
Rano sytuacja się nie poprawiła. Byłem już w stanie zrezygnować z zejścia na ląd, by podnieść kotwicę i popłynąć w kierunku St.Kitts and Nevis. Ciekawość jednak zwyciężyła i mimo niedzieli, kiedy nie zawsze można się odprawić, popłynęliśmy z Hanią na brzeg. Na nabrzeżu przywitał nas sympatyczny człowiek z kapitanatu (mała budka z jednym biurkiem). Szybko i sprawnie odprawiliśmy się na wejście i od razu na wyjście i byliśmy gotowi do chociaż krótkiej wycieczki.
Montserrat nie jest popularną wyspą wśród turystów odwiedzających Karaiby. W 1995 roku wybuch wulkanu zmienił życie tej krainy. Był na tyle potężny, że wyrzucony w niebo pył wulkaniczny, opadając wraz z ulewnymi deszczami, zatopił stolicę tego kraju. Od tego czasu południowa część wyspy jest zamknięta. Wybuchy powtórzyły się jeszcze na początku nowego stulecia i do dzisiaj wulkan groźnie dymi. Czasem widać wyrzucane przez niego kamienie.
Ludność wyspy zmniejszyła się z kilkunastu tysięcy do zaledwie czterech. Ci co nie opuścili kraju, przenieśli się na północ, która jest bezpiecznym miejscem. Trudniej tu jednak normalnie funkcjonować. Jest to miejsce górzyste, chłodniejsze i z dużą ilością opadów. Prawie wszystko jest tu nowe. Nowe domy, drogi powodują, że Monserat wygłada mniej „karaibsko” niż inne wyspy regionu.
U bram portu znaleźliśmy wesołego Rastamana, który zaoferował nam swe usługi. Pojechaliśmy jego małym busem z napędem na cztery koła na wzgórze, z którego roztaczał się widok na wulkan Soufriere i zniszczoną stolicę Plymouth. Widok nie należał do wesołych. Z dużej odległości mogliśmy dostrzec pozostałości budynków do połowy lub pod dach zalanych mazią rozpuszczonego w wodzie pyłu wulkanicznego. Tak jakby ktoś zalał wszystko betonem. Nasz przewodnik pokazał nam czerwone dachy swej wioski, położonej w dżungli u podnóża wulkanu, którą musiał opuścić 17 lat temu.
Zatrzymaliśmy się też przy dawnym polu golfowym. Nie zostało z niego nic. Rzeka, która przepływała przez jego środek, zalała pyłem cała okolicę. Zatoka Old Road Bay zmniejszyła się o ponad 400 metrów.
Po powrocie na łódkę od razu postanowiliśmy podnieść kotwicę. Zaczynało wiać coraz mocniej i nie mieliśmy ochoty na kolejną noc na rolowisku – jak nazwaliśmy nasze kotwicowisko. Do najbliższej wyspy Nevis dzieliło nas ponad trzydzieści mil. Przy wietrze dochodzącym do 25 węzłów bez wysiłku, na zredukowanym do drugiego refu grocie i pełnej genui, dopłynęliśmy tam w mniej niż cztery godziny. Rzuciliśmy kotwicę tuż po zachodzie słońca w blasku księżyca dochodzącego do pełni.

Rozpoczęliśmy w ten sposób kolejny rok żeglugi. Planujemy zimą dotrzeć do Jukatanu, a dokładniej do Belize, odwiedzając między innymi Wyspy Dziewicze, Puerto Rico, Jamajkę i Kajmany. Wiosna powinna być wypełniona płynięciem wzdłuż wybrzeża Ameryki Północnej. Odwiedzimy zapewne Florydę, Nowy Jork, Newport, Boston oraz Halifax i St.John’s w Kanadzie. Na lato planujemy poważną wyprawę, a mianowicie przejście północno – zachodnie, czyli przepłynięcie na Pacyfik drogą słynnego polarnika Amundsena. O tej wyprawie będziemy jeszcze sporo pisać. Jesień powinniśmy spędzić na zachodnim wybrzeżu Ameryki Północnej. Sporo mil przed nami, dużo już za nami. Mam nadzieję, że napiszemy coś o dziesięcioleciu pływania na dwóch jachtach Katharsis, które celebrowaliśmy w Gdańsku w listopadzie.

Kategorie:Karaiby, Montserrat

1 komentarz

  1. Szczęśliwej podróży! Czekam na kolejne wpisy – wspaniała lektura, doskonałe zdjęcia!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: