St. Kitt’s & Nevis


Kotwicowisko przy plaży Pinney’s u wybrzeży Nevis zapewniło nam spokojną noc. Katharsis stała prawie nieruchomo, delikatnie kołysząc nas do snu. Po męczącej nocy na rolowisku w Little Bay i pełnym wrażeń dniu marzyłam o szybkiej kolacji na łódce i jak najszybszym sprawdzeniu co słychać w koi. Nawet krótki wypad na ląd nie wchodził w rachubę.
Charlestown, stolicę Nevis, odwiedziliśmy następnego ranka. Przypłyneliśmy do nowego państwa, więc trzeba było zacząć od dopełnienia formalności u celników i urzędników imigracyjnych. Musieliśmy odwiedzić trzy różne urzędy, przy czym celników aż dwa razy. Taki to urok przemieszczania się między wyspami, z których każda jest innym krajem.
W odróżnieniu od Montserratu, gdzie prawie wszystko jest nowe i poukładane, Nevis uraczyło nas „karaibskim“ klimatem, czyli kolorowym bałaganem na ulicach wypełnionych uśmiechniętymi ludźmi. Niestety nie eksplorowaliśmy wyspy, gdyż popołudniu umówieni byliśmy już na kolejnej wyspie – St. Kittt’s. Te dwie wyspy stanowią jedno państwo, przy czym różnią się znacznie między sobą. Nevis jest spokojne i leniwe, kiedy St. Kitts (lub Święty Krzysztof) pełne zgiełku i wrzawy. W jednej z zatok południowego wybrzeża – Shitten Bay spotkaliśmy się ze znajomymi z Kanady, z Marketą i Dennisem. Spędziliśmy urocze popołudnie siedząc na łódce i rozkoczując się gorącym słońcem. Na noc przenieśliśmy się do Zatoki Frigate i zakotwiczyliśmy niedaleko fantastycznej restauracji Carambola położonej na samej plaży. Miejsce to polecił nam Dennis, który sezonowo mieszka na St.Kitt’s prowadząc stąd swoje interesy. Następnego dnia zabrali nas z Marketą na wycieczkę po wyspie, którą zakończyliśmy w ich ulubionym barze – Ship Wreck. Nam też to miejsce przypadło do gustu, tym bardziej, że podawali rewelacyjną frozeen margeritę, a z plaży widać było zakotwiczoną niedaleko Katharsis.
Początkowo planowaliśmy zostać na St. Kitt’s trzy dni, a utknęliśmy tu aż do soboty. Zauroczyła nas ta długa, zielona wyspa, której całe niemal zachodnie wybrzeże daje osłonę przed falami. Staliśmy bezpiecznie, widoki były cudne, więc nigdzie nam się nie spieczyło. W piątek trzynastego postanowiliśmy nie wypływać. Planowaliśmy wprawdzie popłynąć na sąsiednią Statię, ale przechodził zimny front z silnymi podmuchami i Mariusz zwątpił w możliwość komfortowego kotwiczenia przy tej małej wyspie. Przeczekaliśmy najgorsze i dopiero w sobotę o świcie podnieśliśmy kotwicę, by pożeglować w kierunku Anguilli.

Kategorie:Karaiby, St. Kitt's and Nevis

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: