Mariusz:
Pobyt na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych przedłużył się nam o jeden dzień w stosunku do planu. Nie chciało się nam ich opuszczać. Ale świadomość, że musimy być na Jamajce około 7-go lutego, by można było wymienić załogę, zmobilizowała nas.
Wypłynęliśmy raniutko we wtorek. Postanowiłem zatrzymać się na Culebrze, która należy do Puerto Rico. Jest częścią Hiszpańskich Wysp Dziewiczych. Otaczają ją ładne plaże i spora rafa. Kolejne więc miejsce do nurkowania. Jest ona mniej odbiedzane przez żeglarzy niż BVI – ponoć przypomina te ostatnie z przed trzydziestu lat. Plan zakładał pobyt do soboty, tak by można było uczcić piknikiem na plaży trzydziestkę Hani.
Culebra oddalona jest od Virgin Gorga o mniej niż 60 mil morskich. Chcieliśmy tam dopłynąć za dnia, by móc się jeszcze odprawić. Od samego rana towarzyszyła nam silna bryza. Taki wiatr pozwala szybko płynąć, nawet gdy wieje od rufy. Początek żeglugi mieliśmy w Kanale Drake’a. Prawym halsem udał nam się dopłynąć do Norman Island i biorąc ją lewą burtą opuściliśmy Brytyjskie Wyspy Dziewicze.
Po wyjściu na czyste morze fale nie wzmogły się, gdyż ciągle byliśmy w cieniu mijanych Amerykańskich Wysp Dziewiczych. Kolejno przepływaliśmy wzdłuż wybrzeży dwóch największych wysp – Św. Jana i Św. Tomasza. Wypchnęliśmy genuę przy pomocy bomu spinakera na nawietrzną i w ten sposób mknęliśmy po falach niczym motyl.
Niewielkie kołysanie pozwoliło nam wstawić do piekarnika ogromnego indyka, którego kupiliśmy w Spanish Town oraz założyć nowy krętlik. Oryginalny całkowicie się nam zespawał podczas galwanizowania łańcucha, jeszcze przez Tomka w Rio de Janeiro. Prawie za każdym razem, gdy podnosiliśmy kotwicę, ta zgodnie z prawem Murphiego odwracała się o 180 stopni i trzeba było ręcznie podrzucać łańcuch z kotwicą, by ją odkręcić. Zupełnie niepotrzebny wysiłek dla niejednokrotnie obolałych pleców. Stary krętlik pozostał, gdyż jedna z łączących go z łańcuchem szekli też zamieniła się w nieodkęcalną.
Coraz silniejszy wiatr sprawił, że wczesnym popołudniem pokonaliśmy wąski przesmyk w rafie koralowej na wejściu do Zatoki Honda. Rzuciliśmy kotwicę i pomknęliśmy z Hanią i Tomkiem na brzeg, by dokonać odprawy. Zauważyliśmy jacht z polską banderą. Był to, jak się okazało, jeden z jachtów biorących udział w Wagner Sailing Rally, należący do Pana Staszka z New Jersey. Zniechęcił nas do odprawy twierdząc, że na Culebrze nie ma celników i odprawę celną powinniśmy załatwić na Wyspie Św. Tomasza. Nie bardzo chciało mi sie w to wierzyć. Ale każdy pretekst jest dobry, a ten spowodował zmianę planów. Tak naprawdę to niesprzyjająca nurkowaniu pogoda, mętna woda w zatoce i zbyt cywilizowane otoczenie sprawiło, że postanowiłem nie odprawiać się, tylko następnego dnia rano podnieść kotwicę i popłynąć do Dominikany.
Wieczór zakończyliśmy oczywiście indyczą ucztą, na którą zaprosiliśmy Staszka. Był to uroczy wieczór. A rankiem obraliśmy cel – Casa de Campo niedaleko La Romana. Cały czas obawiałem się, że żegluga na południe od Puerto Rico i Dominikany będzie męcząco nudna z braku wiatru. Mieliśmy wyjątkowe szczęście, gdyż silny pasat (pominę dlaczego miał miejsce) pozwolił nam kontynuować fantastyczną jazdę. Nie nudziliśmy się robiąc kilkakrotnie zwroty czy refując się, gdy wiatr wzrastał do 30 węzłów. Zobaczyliśmy w końcu duże stado delfinów. Bez nich rejs jest jakoś niepełny. Mimo wakacyjnego charakteru żeglowania wszyscy zostali włączeni w system wacht. Doskonale integruje to załogę. A jeszcze bardziej jednoczy wspólna praca. Szorowanie pokładu przerodziło się w doskonałą zabawę. Już dawno nie było tak wspaniałej atmosfery na łódce.
W czwartek w południe zacumowaliśmy w luksusowej marinie Casa de Campo. Jest ona częścią zamkniętej enklawy składającej sie z czterech pól golfowych i około 1500 rezydencji. Imponujący projekt, aczkolwiek trochę zbyt sterylny. Na tyle było tu jednak ładnie, że postanowiliśmy nie zmieniać po raz kolejny planów i pozostać do poniedziałku.
- Wyspy Dziewicze opuszczamy płynąc na motyla
- wymiana krętlika przy łańcuchu kotwicznym
- Enseada Honda na Culebrze
- faszerujemy indyka
- po 5 godzinach indyk gości na stole
- Zatoka Honda o wschodzie słońca
- śniadanie w morzu
- wybrzeże Puerto Rico
- u wybrzeży Puerto Rico
- ekipa porządkowa
- trio szoruje pokład
- Natalia poleruje sreberka
- wpłynęliśmy w ulewę
- delfiny wzdłuż burty Katharsis
- wszystkich cieszy obecność delfinów
- figle przy burcie
- taniec synchroniczny przed dziobem
- skoki przed dziobem
- i znowu skoki
- prawie można je dotknać
- delfiny i plaże południowego wybrzeża Dominikany
- dwa delfiny wyskakują z wody
- delfin w pełnej gracji
- wracam do wody
- marina Casa de Campo – Dominikana
- obsługa mariny
- główki podejściowe
- klarowanie lin po zacumowaniu
- Basia i Beata zakładają pokrowiec na grota
- urzędnicy wizytujący Katharsis
- pierwszy spacer po Casa de Campo
- Robert na tle mariny
- Hania i Mariusz objeżdżają Casa de Campo na rowerach
- uliczki przy marinie
- jedna z wielu kei mariny
- nabrzeże
- domy przy marinie
- autobus szkolny
- jest cudnie
Leave a Reply