Z Kajmanów na Belize


W poniedziałek 20 lutego, po załatwieniu formalności związanych z odprawą jachtu i kąpielą przy Kajman Brac ruszyliśmy w kolejny rejs. Tym razem celem naszej podróży było Belize – niewielkie państwo położone w Ameryce Środkowej nad Morzem Karaibskim, graniczące od północy z Meksykiem, a od zachodu i południa z Gwatemalą. Mariusz wybrał Belize, gdyż był tu kilka lat temu i kojarzył to państwo jako miłe miejsce na wakacje – z sympatycznymi mieszkańcami, niewielką ilością turystów i świetnymi nurkowiskami.
Żegluga zajęła nam trzy dni, podczas których wiele się wydarzyło. Pierwszy dzień był bezwietrzny, więc wspierając się silnikiem (naszym dieselgrotem) spokojnie zmierzaliśmy do celu. Panowie postanowili uczcić początek rejsu beczką zimnego piwa i wychylić zimny kufelek złotego płynu za pomyślną żeglugę. Neptunowi chyba spodobał się ten rytuał, gdyż wieczorem się rozwiało i pogliśmy rozwinąć żagle. A na drugi dzień rano bóg mórz i oceanów obdarował nas ogromną rybą – merlinem. W historii naszych rejsów był to pierwszy blue merlin i do tego największa jak dotąd zdobycz. Po dokładnych pomiarach odnotowaliśmy rekord – 202 centymetry. W lodówce wciąż jeszcze leżały tomkowe śledzie (czyli solone filety z tuńczyka w oleju z cebulą), a tu kolejne kilogramy ryby czekały na zagospodarowanie. Mariusz przyrządził wyśmienite steki, a Tomek z nasmarzonych filetów wyczarował rybę w occie. Waldek, nasz dyżurny rybożerca, był w siódmym niebie, czekając na kolejną rybną ucztę.
Środa upłynęła na spokojnej żegludze z wiatrem. Dopiero przy popołudniowej kawie Waldek z Basią przyznali się, że jest ich święto i obchodzą 20 rocznicę ślubu. Taka okazja nie mogła obejść się bez ciasta. Szybko przygotowałam tort czekoladowy, który Mariusz ozdobił bitą śmietana i dwudziestką usypaną z karaibskiego kakaowca. Gdy ciasto było już gotowe i miało pojawić sie na stole, na rufie zafurczał kołowrotek wędki. Uroczyste podanie tortu i szampan musiały zaczekać. Z wody wyjęliśmy piękne mahi-mahi, które uznaliśmy za prezent dla Basi i Waldka od Neptuna. Jednak tego dnia byliśmy już po rybnej uczcie – carppacio z merlina genialnie przyrządzonym przez Mariusz (wersja ze świeżym imbirem, drobno siekaną papryką, zieloną cebulką, posypane kaparami i polane oliwą wymieszaną z sokiem z limonek, całość okraszona parmezanem i grubo mielonym pieprzem). Mahi-mahi musiało poczekać na swoją kolej. Po dopłynięciu do Belize przygotowaliśmy z Tomkiem sushi, którego głównym składnikiem był właśnie neptunowy prezent oraz wciąż świetnie pachnący merlin. Tak rybnego rejsu jeszcze nigdy nie mieliśmy!
Do Belize City dopłynęliśmy stosunkowo wczeście, bo jeszcze przed 11. Myśleliśmy, że uda nam się wykorzystać czwartek na zorganizawanie wycieczki na ląd. Jednak fale przy marinie, gdzie kotwiczyliśmy (marina była dla nas za płytka) były tak wysokie, że nie było możliwości by przetransportować Kaśkę na ponton. Poza tym formalności związane z odprawą zajęły nam praktycznie cały dzień. Przez kilka godzin przywoziliśmy pontonem z lądu kolejnych oficjeli. Odwiedziła nas ekipa z urzędu celnego, imigracyjnego, kapitanatu portu, ktoś odpowiedzialny za kwarantannę, przedstawiciele ministerstwa zdrowia, którzy dokładnie sprawdzali zawartość lodówki i szafek w kuchni. Każdego trzeba było odebrać z mariny i przetransportować na jacht pokonując wielkie fale. Nikt nie dotarł na Katharsis suchy, a urzędniczę imigracyjną tak zemdliło, że ledwie wysiedziała nad paszportami i z problemami powbijała nam pieczątki. Jak najszybciej chciała z powrotem znaleźć się na lądzie, jednak najpierw musiała wykonać niełatwe zadanie przejścia z wysokiej, bujającej sie na boki burty Katharsis do podskakującego na falach pontonu. Gdy już tego dokonała, to żując nerwowo gumę i przełykając ślinę dała się odwieźć do mariny, gdzie wręcz w podskokach opuszczała ponton. Niestey nie udało nam się zrobić zdjęć, gdyż urzędnicy nie pozwolili się fotografowac. Szkoda, bo mina tej pani była naprawdę warta uwiecznienia.

Kategorie:Ameryka Środkowa, Atlantyk, Belize, Kajmany, Karaiby, Morza i Oceany

3 komentarze

  1. Coś cudownego! Karaiby zawsze będą mi się kojarzyły z kokosami, ponieważ dużo ich na karaibskich wyspach rośnie, piratami, oraz oczywiście z pięknymi wodami. Zdjęcia są po prostu super, opisy pod nimi bardzo fajne. Widać, że rejs sprawił wszystkim dużo radości i dostarczył niesamowitych wrażeń, będących wspomnieniem do końca życia 🙂

  2. Zdjęcia to są super, tak samo jak opisy … Muszę częściej zaglądać.

    Zastanawia mnie też, jaką macie państwo wtyczkę w wordpressie do przeglądania tych zdjęć, bo na prawdę jest super takie przewijanie … Sam prowadzę stronę na której są foty, ale brakuje takiej przeglądarki zdjęć :/

    Byłbym bardzo wdzięczny za info o niej.

Leave a Reply to SzymonCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading