I znowu na blogu zapanowała potworna cisza. Już od trzech miesięcy nie ma żadnych wieści od nas. Ani się obejrzałam jak ten czas przeleciał. Ostatni post opisywał nasze przygody na Taou na Tuamotu, po czym nastąpiło jakby zerwanie łączności… Nie zapadliśmy się pod ziemię, tylko na kilkanaście tygodni Katharsis II zatrzymała się na Tahiti, gdzie odpoczywała i regenerowała się przed kolejnymi rejsami. Zaliczyła nawet dłuższy pobyt pielęgnacyjny w stoczni. Wyjeżdżając w pośpiechu nie zdążyłam umieścić wpisów opisujących nasze ostatnie przygody na Bora Bora.
Początkowo miało mnie nie być na Katharsis przez niecałe 4 tygodnie. Jednak kilka spraw się pozmieniało, skomplikowało i moja rozłąka z kochaną łódką trwała 3 miesiące. Znowu jestem na pokładzie i wracam do relacjonowania naszych wypraw na stronach bloga. Zanim jednak ruszymy w następną podróż i rozpoczniemy kolejną opowieść trzeba zakończyć i podsumować nasz ostatni rejs.
Kwiecień i maj upłynął nam na pokonywaniu Pacyfiku od Kostaryki do Polinezji Francuskiej przez Cocos Island i San Cristobal na Galapagos. Nasza czteroosobowa załoga, w składzie Mariusz, Basia, Tomek i ja , pokonała w ciągu ośmiu tygodni 5360 mil morskich. Na Wyspy Gambier (11 maja) dołączył do nas Piotrek, który spędził z nami prawie trzy tygodnie, podczas których zwiększył swój staż żeglarski o 1500 mil. Na odwiedzanych atolach Tuamotu oraz na Bora Bora udało nam się zobaczyć ponad 15 różnych podwodnych zakątków.
Pierwszy etap stanowił typową żeglugę oceaniczną. Dla Basi i Tomka był to pierwszy taki rejs. Pomimo wielu przebytych mil na różnych akwenach, nigdy wcześniej nie spędzili na morzu nieprzerwanie dwóch tygodni. To nowe doświadczenie obojgu przypadło do gustu. Po dopłynięciu na Tahiti (31 maja) Mariusz otworzył butelkę szampana, by uczcić wspólne pokonanie Pacyfiku. Był wówczas czas na podsumowania i refleksje. Basia, tak jak ja, bardzo chwaliła samotne wachty. Jest wówczas czas, by spokojnie pomyśleć i pobyć z morzem, nacieszyć się nim. Gdy jest się samemu na pokładzie, a reszta załogi odpoczywa w kojach, czuje się brzemię odpowiedzialności za jacht i uczestników rejsu. Wszystkie zmysły wyostrzają się i cała uwaga skupia się na tym co dzieje się wokoło. Trzeba myśleć o każdym szczególe, gdyż nie ma innej osoby, która zrobi to za nas. Wiadomo, że jeśli warunki się pogarszają i potrzebne jest wsparcie, to budzi się kogoś i razem można sprostać trudnościom. I to jest w żeglarstwie cudowne – z jednej strony sprawdzanie samego siebie, doskonalenie swoich umiejętności, wyrabianie właściwych odruchów, a z drugiej strony współpraca i zaufanie wobec innych.
Mamy za sobą kolejny udany rejs! Katharsis przez trzy ostatnie miesiące dopieszczana była przez Tomka, by móc bezpiecznie ponieść nas ku kolejnej przygodzie. Już za kilkanaście dni oddamy cumy i pomkniemy gdzieś ku nowym dla nas wyspom Pacyfiku. Po raz pierwszy będziemy z Mariuszem sami na oceanie przez sześć tygodni. Na razie trwają przygotowania, ale nie tylko na Katharsis… Basia z Tomkiem szykują na Bałtyku jacht, by we dwoje wyruszyć w listopadzie w swój dziewiczy rejs przez Atlantyk. Planują wziąć udział w regatach „Atlantic Rally for Cruisers“. Już teraz trzymam za nich kciuki.
- Bora Bora przed nami
- z fasonem zbliżamy się do Bora Bora
- Hanuś na tle Bora Bora
- Basia i Hania z pomelo spręzentowanym jeszcze na Gambier
- najwyższe wzniesienie na Bora Bora – Mt. Otemanu
- Piotrek gotowy na popołudniowego nurka
- rajskie kotwicowisko na Bora Bora przy motu Topua
- nasz kapitan na Bora Bora
- laguna koło naszego kotwicowiska na Bora Bora
- co za kolory
- Basia z Tomkiem na tle Mt. Otemanu
- pożegnalny lunch z Piotrem 29.05.2013
- Basia z Tomkiem na Bora Bora
- odprowadzamy Piotrka na prom
- lampka szampana w porcie w Papeete na Tahiti na zakończenie rejsu 31.05.2013
- widoki w stoczni na Tahiti – lipiec 2013
- ster Katharsis po naprawie
- tęcza na Tahiti w obiektywie Tomka
Nareszcie jesteście:)!
Zazdroszczę Wam tych samotnych wacht..
Pisz Hanuś, pisz jak najwięcej..:)
Bora bora zawsze mi brzmi jak bara bara 🙂
Wirtualna załoga z Inowrocławia też gotowa do rejsu.
Jaki dziś ten świat wielki i jednocześnie mały.
Szczęśliwych wiatrów!!!
Cześć Haniu. Już sie zastanawiałem czy z Wami wszystko dobrze. Nawet maila puściłem do Ciebie (na Twojego starego maila), ale dostałem zwrotkę, że adresat nieznany. Cieszę się, że wróciliście do życia. Będę jak zawsze śledził Wasze poczynania…
Stopy wody pod kilem 🙂
Paweł P.
Tak wiec, czas oddac cumy i zawolac
witaj przygodo!
Juz sie ciesze na kolejne mile w Waszym towarzystwie!