Kilka dni spędzonych na Tahiti szybko przeminęło. Tomek przed swoim wyjazdem robił ostatnie szlify związane z technicznymi sprawami (wymieniał między innymi części, które udało mi się przywieźć z Polski), a potem rozpoczęła się akcja zaprowiantowania łódki. Jeszcze z Tomkiem przewieźliśmi najcięższą część – napoje i środki czystości. Przez kolejne dni, już sama, przewoziłam na moim dzielnym białym rumaku resztę zaprowiantowania. Tahiti do tanich miejsc nie należy, ale z pewnością do jednych z lepiej zaopatrzonych na Oceanii. Mnie oszałamiał wybór warzyw i owoców. Większość produktów, łącznie ze świeżynką, można dostać w tutejszych marketach. Ja jednak bardzo lubię odwiedzać lokalny targ. Na straganach piętrzą się sałaty, pomidory, najróżniejsze zioła i cała gama zielonych skarbów. Zawsze można też dostać kawałek wyśmienitego, świeżo złowionego tuńczyka. Czasem zagra przed wejściem lokalna kapela, dodając uroku i tworząc niepowtarzalną atmosferę. Targ czynny jest przez cały tydzień. Ale dopiero w ostatnią sobotę przed wypłynięciem, w przeddzień przyjazdu Mariusza, dowiedziałam się, że najlepszy wybór lokalnych specjałów oraz najwięcej ludzi spotkać można w niedzielny poranek (między 4 a 8 rano). Mariusz przylatywał na Tahiti w niedzielę o 5 rano. Po dotarciu na łódkę, zdążył tylo wypić filiżankę kawy, odświeżyć się i o godzinie 7 mknęliśmy na targ. Tłok był rzeczywiście duży, a wybór świeżych owoców morza nieporównywalnie lepszy niż w innych dniach tygodnia. Mariusz od razu wybrał parę homarów. Stragany z warzywami rozstawione były nie tylko we wnętrzu hali, ale także na ulicach dookoła. Zamiast kapeli z udziałem muzyków z ukulele, gitarą i wiadrem ze struną na kiju, występował profesjonalny chór. Myślę, że niedzielny targ jest dla Tahitańczyków ważnym wydarzeniem w ciągu tygodnia.
Innym istotnym elementem życia jest pływanie na pirogach. W parku koło portu, gdzie stała zacumowana Katharsis, znajduje się duża przystać, skąd o każdej porze dnia wyruszają na wodę pirogi. Wiek i płeć nie ma znaczenia. Z wiosłami zobaczyczyć można każdego. Polinezyjczycy bardzo kultywują swoje tradycje. Poza spotrem, czyli wyścigami na pirogach, wszechobecny jest polinezyjscki taniec i muzyka. Tomek podczas swojego pobytu na Tahiti miał okazję zobaczyć największy na Polinezji festiwal tańca i muzyki, który odbywał się w Papeete 20 lipca.
Miłą niespodzianką okazały się dla mnie spotkania z Polakami. Poza Katharsis II do brzegów Tahiti dobiły tego lata jeszcze trzy inne polskie jednostki: katamaran Double Helix z Ewą i Jankiem z Vancouver, Teoś z Wojtkiem ze Szczecina oraz Tapasya z Bartkiem i Anią z Krakowa, z którymi spotkaliśmy się prawie cztery lata temu w Las Palmas, kiedy startowaliśmy w regatach ARC, ta Tapasya kotwiczyła na dłużej przy przegach Gran Canaria.
Po trzech miesiącach postoju Katharsis w końcu ruszyła w morze. Cumy oddaliśmy we wtorek 10 września 2013 roku o 1030. Naszym celem była oddalona zaledwie o 15 mil morskich Moorea, gdzie już od kilku dni kotwiczyły polskie jachty. Zanim jednak ujrzeliśmy z bliska przepiękne, zielone, strzeliste góry Moorea i dotarliśmy do rodaków w Zatoce Opunohu, musieliśmy zatankować łódkę. Proces okazał się bardziej czasochłonny niż jesteśmy przyzwyczajeni. Najpiejw czekaliśmy ponad godzinę, aż zatankuje się katamaran, który był przed nami w kolejce. Gdy już nastała nasza kolej, to pracownik stacji ogłosił przerwę obiadową. Niestety nie mogliśmy zacumowac na stacji i zaczekać spokojnie przy nabrzeżu, tylko musieliśmy kręcić się przy wejściu do Tahina Marina, gdzie usytuowano dystrybutory. W międzyczasie pojawiły się inne jachty, jednak Mariusz walczył o miejsce i nikomu nie udało sie wciskąć przed nas (chociaż próby takowe były). Samo taknowanie trwało dwie godziny!!! Złoty płyn wolno napływał do naszych zbiorników. Ale udało się! Mieliśmy szczęście, bo pracownik stacji zamierzał obsłużyć po nas już tylko jeden jacht. Po 1500 mogliśmy w końcu ruszyć.
- Tomek na kei w Papeete
- jachty na kotwicy przy Marina Taina na Tahiti
- Ania, Tomek, Bartek i Wojtek na Teosiu
- widok z rufy Katharsis na centrum Papeete
- keja w marinie w centrum Papeete i ulubione drzewo Hani
- Katharsis przy kei w centrum Papeete na Tahiti
- trening na pirodze
- wodowanie pirogi
- przystań z pirogami w centrum Papeete
- pirogarnia
- pracowanie nad kondycją
- Polinezyjczyk po treningu
- weekendowe zajęcia z żeglarstwa n tradycyjnej łodzi polinezyjkiej
- po rejsie
- słońce chowa się za szczytami Moorea
- sprzedawczyni kokosów na targu
- kapela przygrywająca przed targiem
- sprzedawczynie wieńców z kwiatów polinezyjskich – tiare
- świeża ryba na targu
- stragany z warzywami
- stoisko z wędlinami
- gotowe steki z tuńczyka
- Mariusz wybiera homary na niedzielnym targu
- niedzielny ruch na targu
- Hanuś w niedzielny poranek na targu
- chór śpiewa na górze, a na dole niedzielny handel
- jeden z chórzystów ze swoim maleństwem
- statek imprezownia rusza w sobotni rejs
- weekend w parku
- rowerem przez park
- zumba w wykonaniu Tahitanek
- spotkanie w parku w sobotnie popołudnie
- tańce, a w tle Katharsis
- rodzina na pikniku sobotnim
- Mariusz szykuje tatar z tuńczyka
- zachód słońca nad Moorea
- po trzech miesiącach Katharsis rusza w morze
- Mariusz wypływa z portu w Papeete
- za rufą Katharsis mknie Polinezyjczyk w pirodze
- widok na Moorea z wnętrza laguny Tahiti
- wnętrze Tahiti
- ruszamy na Moorea
Leave a Reply