Południowe koło podbiegunowe za rufą Katharsis II


Noc ze środy na czwartek przyniosła wyciszenie wiatru. Morze także zaczęło się uspokajać. Warunki te nie pozwalały już na płynięcie pod żaglami i zmuszeni zostaliśmy do odpalenia silnika. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wychodziło… Brak zafalowania pozwolił na wyciągnięcie szpejów z lokera rufowego i dostanie się do instalacji grzewczej. Przez trzy dni nie mieliśmy grzania pod pokładem, gdyż wytrącająca się z paliwa parafina zapchała filtry. Używamy jeszcze olej napędowy zatankowany w Sydney, a nie paliwo antarktyczne z Tasmanii i tutejsze temperatury mu nie służą. Nawet specjalny uszlachetniacz do paliwa nie pomaga. Tomciu jeszcze na swojej nocnej wachcie przeczyścił system i odpalił ogrzewanie, ku radości całe załogi. Pod pokładem wilgoć zaczęła wnikać we wszystkie zakamarki, a temperatura spadła poniżej 10 stopni, więc ciepły podmuch ucieszył ekipę.
Ale prawdziwym powodem do radości dla naszej załogi w czwartkowe przedpołudnie było minięcie południowego koła polarnego. Katharsis II już po raz drugi przecinała równoleżnik 66st.33,4 S z północy na południe. Pierwszy raz cztery lata temu w rejsie z Ushuaia na Półwysep Antarktyczny. Wówczas był to najbardziej na południe wysunięty cel naszej wyprawy. Tym razem czeka nas jeszcze do pokonania wiele mil, zanim osiągniemy założony cel – Bay of Wales. Przekraczaniu południowego koła polarnego towarzyszyła nam góra lodowa. Zrobiliśmy sobie na jej tle pamiątkowe zdjęcie i wypiliśmy symbolicznego drinka z Neptunem.
Wiatru wciąż jak na lekarstwo, więc wspomagamy się silnikiem. Na wachtach niezwykle trzeba wytężać wzrok, gdyż gór lodowych i growlerów jest coraz więcej. Jutro spodziewamy się dotrzeć do strefy lodu, gdzie przedzierać się będziemy na Morze Rossa. Napięcie rośnie z każdą godziną…
Sporym zaskoczeniem dla nas jest to, że wyprzedziliśmy łódkę Selma Expedition, która wypłynęła trzy dni przed nami. Wydaje się, że obrała zbyt zachodni kurs przy podejściu do Morza Rossa i utknęła przy Baleany Islands. W ten sposób to nam przypadnie torowanie szlaku i będziemy musieli jako pierwsi przeciskać się przez pak lodowy, który w tym roku chroni dostępu do Morza Rossa. Czy nam się to uda zobaczymy za dwa – trzy dni. Mariusz analizuje wszystkie dostępne mu zdjęcia satelitarne i szuka najbezpieczniejszej drogi. Mam nadzieję, że damy radę. Wiatry wydają się być umiarkowanie korzystne przez najbliższe 3 doby.

Kategorie:Morza i Oceany, Ocean Południowy

5 komentarzy

  1. sailor jerry-niebo w gębie 😀

  2. Wow, czekam na kolejne równie ekscytujące wpisy. Powodzenia i obyście się nie porysowali od tego lodu!

  3. Odjazdowe zdjęcia i opisy, dzięki za ta przyjemność – pomaga uruchmoić wyobraźnię.

  4. Witajcie,

    Hanuś! Dzięki za uspokajającą relację i jak zwykle świetne zdjątka. Widać, że wszystko u Was Oki. Nie ma to jak doświadczony Kapitan, zgrana Załoga i super Jacht!

    Ale zgadzam się z przedmówcą, że odpowiednie podlanie Neptunowi – odpowiednim „napojem” i w odpowiednim czasie – ma zwykle kluczowe znaczenie dla powodzenia rejsu!!! 🙂 Cheers!

    Więc jestem już o Was spokojny i trzymam dalej mocno kciuki!

    Robert

  5. Musi co Mariusz zna się na robocie. Sytuacja lodowa – ważna sprawa , przebić się potem przez ten lód – bezcenne . Ale najważniejsze , siostry i bracia to solidnie podlać Neptunowi i to nie byle czym ! Wasze zdrowie. Krzychu.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: