Po tygodniu od powrotu na Katharsis II, udało nam się przygotować łódkę do rejsu, załatwić wszelkie formalności i opuścić marinę, by obrać kurs ku brzegom Czarnego Lądu.
W międzyczasie spotkaliśmy się z Magdą, która od kilkunastu miesięcy mieszka na Seszelach. To Olka będąc pod koniec sierpnia na Katharsis II odnalazła naszą rodaczkę. Zadzwoniliśmy do Madzi, a ta jeszcze tego samego popołudnia wpadła do nas na łódkę, przynosząc ze sobą mnóstwo pozytywnej energii i dobrego humoru. Lubię takie spontaniczne spotkania.
Wypłynięcie w morze opóźniło się z soboty na poniedziałek za sprawą swobodnego podejścia urzędników seszelskich do swoich obowiązków. Wszelkie formalności związane z odprawą zaczęliśmy załatwiać w czwartek, na dwa dni przed planowanym opuszczeniem Seszeli, czyli zgodnie z tutejszymi wymogami. Jeździliśmy między kapitanatem a urzędem imigracyjnym, którą to procedurę powtarzaliśmy w piątek, uzupełniając listę o celników. Według oficjalnych pism wszystko było załatwione. Pozostawało jeszcze tylko przybicie pieczątek przez urzędnika imigracyjnego w paszportach i na ostatecznym dokumencie odprawy, na co zostaliśmy umówieni na sobotę na godzinę 1100. Mając kiepskie doświadczenia z sobotnią odprawą po naszym przypłynięciu, Mariusz upewniał się, czy na pewno w takim terminie urzędnicy imigracyjni przyjdą na łódkę nas odprawić. Zapewniano nas, że jak najbardziej będzie to miało miejsce. Jednak w sobotę nikt się nie pojawił. Wydzwanialiśmy nawet poprzez biuro mariny i samego szefa mariny po najróżniejszych urzędnikach i biurach, ale nikt nie odpowiadał. Skoro nic nie wydarzyło się w sobotę, więc byliśmy przekonani, że dopiero w poniedziałek nas odprawią. A tu w niedzielny poranek niespodzianka – dostaliśmy paszporty i mogliśmy ruszać w rejs. Niestety stacja paliw była zamknięta, a musieliśmy jeszcze uzupełnić zapasy ropy na długi rejs. Ale przynajmniej mogliśmy opuścić marinę i ostatnią noc na Seszelach spędzić na kotwicowisku. Miejsce, które wybraliśmy zaskoczyło nas obecnością aż czterech katamaranów z polskimi ekipami! Zaproszeni zostaliśmy na wspólne biesiadowanie, jednak rozsądek zwyciężył. Po pierwsze rano chcieliśmy jak najszybciej zatankować łódkę i ruszyć w morze, a poza tym od trzech dni byliśmy na oczyszczaniu. Nasza dieta składała się głównie z owoców i warzyw oraz wody mineralnej, więc uczestniczenie w grillu na plaży i wąchanie przeróżnych zapachów jedzenia mogłoby być bolesne dla nas.
W kolejny rejs Katharsis II ruszamy w dwuosobowym składzie – Mariusz i ja. Mieliśmy dylemat w którym porcie poczynić ostateczne przygotowania do naszej wyprawy wokół Antarktydy. Początkowo mieliśmy płynąć na Mauritius lub Reunion, ale ze względu na początek sezonu cyklonów na Indyku wybór padł na Republikę Południowej Afryki. W tym wariancie także następowały modyfikacje, gdyż wstępnie wybrany jako cel Durban, zamieniony został na Kapsztad. Tym sposobem trasa naszego rejsu znacznie się wydłużyła, bo z 1000, przez 2200 do 2900 mil morskich.
Pod koniec października musimy znowu wracać do kraju, dlatego nie mamy zbyt wiele czasu. Analizując trasę i warunki pogodowe, okazuje się, że czeka nas płynięcie non stop. Ewentualne postoje mogą być wymuszone jedynie przez pogodę, czyli konieczność przeczekania sztormu i niekorzystnych warunków. Na południe od Madagaskaru, wzdłuż wybrzeża Afryki, występują bardzo silne prądy (do 6 węzłów), które przy zderzeniu z przeciwnym wiatrem wytwarzają jedne z największych fal na świecie. Znalezienia się w takiej sytuacji z całą pewnością będziemy chcieli uniknąć. A i Przylądek Dobrej Nadziei nie ma najlepszej reputacji wśród żeglarzy. Mariusz już od ponad dwóch tygodni obserwuje sytuację baryczną w tym rejonie i analizuje warunki pogodowe, by zorientować się jak szybko przechodzą tędy układy i jakie mamy szanse na sprzyjające okna pogodowe, bo na raz całej tej trasy w korzystnych warunkach z pewnością nie da się przepłynąć.
Nasz rejs dzielimy na trzy kluczowe odcinki: z Seszeli do zachodnich wybrzeży Madagaskaru, następnie wzdłuż Madagaskaru przez Kanał Mozambicki do Richards Bay w RPA, dalej opływając Przylądek Dobrej Nadziei do Kapsztadu.
Po opuszczeniu Mahe obraliśmy kurs na północno-zachodni kraniec Madagaskaru, wzdłuż brzegów którego będziemy się spuszczać na południe. Szybszą trasą jest ta wytyczona tuż przy afrykańskim brzegu, ze względu na korzystne wiatry i prądy. Jednak duże ryzyko spotkania tam piratów zniechęciło nas i wolimy nieco wolniejszy odcinek, ale miejmy nadzieję bezpieczniejszy. Tak naprawdę, to cały obszar przybrzeżny Oceanu Indyjskiego od Zatoki Adeńskiej po 12 południowy równoleżnik jest określany jako piracki i trzeba tu zachowywać wyjątkową ostrożność. Wyłączyliśmy na przykład AIS (system identyfikacji statków), by nie rzucać się zbytnio w oczy. I tak po cichu płyniemy po tych wodach okrytych złą renomą.
Od opuszczenia Mahe w poniedziałek przedpołudniem Neptun bardzo nam sprzyjał zapewniając warunki do szybkiej i komfortowej jazdy. Osłabł monsun, co dało nam wiatr połudnowo-wschodni do wschodniego o sile do 14 węzłów i niewielkie zafalowanie. Może był to efekt uboczny bardzo silnego sztormowego układu na południe od Madagaskaru. W pierwszą dobę udało nam się wykręcić zupełnie na spokojnie i bez żadnych przeciążeń dla jachtu i dla nas przelot 215 mil morskich. Wczoraj przez cały dzień także śmigaliśmy 9-10 węzłów. Dopiero w nocy wiatr zaczął siadać do 8-10 węzłów i prędkość zmalała. Ale narzekać nie możemy, bo wciąż śmigamy 6-7. Wiatr będzie nam zanikał wraz ze zbliżaniem się do Madagaskaru. Wzdłuż jego brzegów będziemy musieli wspierać się silnikiem.
Ostatnie dni były na tyle spokojne, że płynąc pod pełnymi żaglami w bajdewindzie do półwiatru udało nam się wystawić stepper i trochę porozciągać nogi. A przyda nam się to, gdyż przez prawie trzy tygodnie nie będziemy mieli okazji do pospacerowania.
Środa 05.10.1016 godzina 0800 UTC+4, pozycja 09st.36,3min.S 051st.28,0min.E wiatr SE 7 węzłów, prędkość jachtu 6,2 węzły.
Środa 05.10.1016 godzina 0800 UTC+4, pozycja 09st.36,3min.S 051st.28,0min.E wiatr SE 7 węzłów, prędkość jachtu 6,2 węzły.
- Katharsis II w marinie Eden Island
- Hania z Magdą mieszkającą na Mahe
- w niedzielę 02.10.1016 opuściliśmy marinę
- ostatnia kąpiel na Seszelach
- słońce chowa się za Mahe
- mijamy katamaran z polską ekipą
- tankowanie Katharsis przed rejsem
- łyk whiskey dla Neptuna za pomyślność rejsu
- żegnamy piękne wybrzeże Mahe 03.10.2016
- drugi dzień rejsu i wspaniałej pogody
- morze pozwala poćwiczyć
- kapitan rozciąga nogi
Pomyślnych wiatrów i spokojnego rejsu. Trzymamy kciuki.