Madagaskar na horyzoncie


Środa przyniosła zupełnie bezwietrzną pogodę. Morze zamieniło się w gładkie lustro wody, po którym śmigaliśmy na silniku. W czwartek nad ranem wrócił do nas delikatny wiatr pozwalający płynąć na żaglach z dobrą prędkością 6,5-7,5 węzła. Dopiero przed północą wiat zaczął siadać i musiałam odpalić silnik. Po niespełna 30 minutach rozległ się w kokpicie głośny alarm. Podbiegłam do tablicy i zobaczyłam, że temperatura silnika mocno podskoczyła. Odstawiłam silnik. Przenikliwy pisk postawił Mariusza na nogi. Okazało się, że strzelił wirnik od pompy wodnej układu chłodzenia. Przez chwilę mieliśmy nietęgie miny, gdyż na naszej liście części zamiennych pod pozycją wirnik do pompy wodnej była adnotacja z wykrzyknikiem – brak. Na Seszele przywoziliśmy kilkadziesiąt kilogramów części ale na pewno nie wirnik. Wykonaliśmy telefon do Tomka i okazało się, że brakujące części zostały uzupełnione przez niego jeszcze w Tajlandii. Kamień spadł nam z serca, bo mielibyśmy poważny problem z tak błahego powodu. Wirniki wymieniamy regularnie co kilkaset godzin pracy silnika i generatora. O 0200 usterka była usunięta i mogliśmy odpalić silnik. Wiatr siadł zaledwie do 7 węzłów i wiał zupełnie od dziobu. Mariusz po wyjściu z Hadesu, jak nazywamy maszynownię, wyglądał jakby spędził godzinę w saunie. Z koszulki lał się pot, a jego twarz była zupełnie blada. Ja podawałam narzędzia oraz sprawdzałam co się dzieje dookoła nas, więc co chwilę wyskakiwałam z Hadesu mogąc się schłodzić. Na szczęście Mariusz szybko doszedł do siebie.
Spokojne dni na morzu sprzyjają porządkom, co postanowiliśmy z Mariuszem wykorzystać przez ostatnie dwa dni.
Żeglujemy w systemie wacht czterogodzinnych, gdzie Mariusz czuwa od 0000-0400, ja od 0400-0800 i dalej na przemian. W praktyce wygląda to tak, że nocki przesypiany po parę godzin z drzemką popołudniową lub poranną, a dzień spędzamy razem. Pewnie, jak dopłyniemy na południe, gdzie pogoda jest bardziej wymagająca, nasze organizmy będą się domagały większej regeneracji. Na razie starczają 4 godzinki snu i drzemka.
Od kiedy zbliżyliśmy się do brzegów Magadaskaru, który pojawił się na horyzoncie w czwartek koło południa, widzieliśmy jeden jacht żaglowy. Poza tym nie przepływał ani żaden duży statek handlowy ani wędkarz czy łódź rybacka. Na lądzie także niewiele oznak cywilizacji. Póki co cisza i spokój.

Podczas, gdy u nas bezwietrzna pogoda, to tam gdzie zmierzamy, w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei, szleją wiatry i co chwilę przewalają się zdradliwe fronty. W środę rano dotarły do nas smutne wiadomości z tamtych okolic. 5 października o 0730 poniżej Przylądka Dobrej Nadziei doszło do wypadku jachtu Perła, na którym Bartek Czarciński odbywał od 108 dni samotny rejs dookoła świata. Od dawna kibicowaliśmy Bartkowi i widząc ostatnio jego ślad na trackerze, martwiliśmy się co u niego. Napisaliśmy mejla we wtorek popołudniu, gdyż od kilku dni nie było od niego wieści na blogu. Nie mieliśmy żadnej odpowiedzi, ale Mariusz znalazł w na facebooku stronę Stowarzyszenia „Polacy Dookoła Świata”, na której Bartek, częściej niż na blogu, relacjonował. Były tam informacje, że jest ciężko, ale wszystko u niego w porządku i walczy o utrzymanie pozycji, zmagając się z przeciwnymi prądami oraz zmiennymi wiatrami. Odetchnęliśmy z ulgą. Niestety w środę doszło do tragedii. Z informacji podanych przez Stowarzyszenie wiemy, że fala wywróciła jacht łamiąc maszt. Dla nas najważniejszą informacją było, że Bartkowi nic się nie stało i czeka na pomoc. Teraz jest już w drodze do Port Elizabeth. Dobrze, że jest cały i zdrowy! Wielka szkoda, że doszło do przerwania tego rejsu. Bartek jest świetnym żeglarzem. Miałam okazję z nim pływać na Zawiszy Czarnym kilka lat temu. Jego pomysł na opłynięcie samotnie świata śladami Henryka Jaskuły na zbudowanym przez siebie niespełna 8-metrowym jachcie był wielkim wyzwaniem. Obserwując Bartka ślad na trackerze oraz czytając relacje widzieliśmy, że dobrze mu idzie. Byliśmy pod wrażeniem jego żeglowania, radzenia sobie na oceanie na tym niewielkim jachcie i z przyjemnością czytaliśmy świetne relacje z pokładu. Mieliśmy nadzieję, że będziemy przecinać z nim trawers podczas rejsu do Kapsztadu. Wierzę, że Bartek wyruszy w kolejny rejs i może wtedy się uda. Jak to Bartek pięknie napisał wczoraj na facebooku: „Mimo przeciwności losu warto mieć marzenia i wielkie plany”.
Więcej informacji o niesamowitym projekcie Bartka znaleźć można na stronie Stowarzyszenia Polacy Dookoła Świata, gdzie jest opis rejsu, jachtu, kapitana oraz blog z relacjami ze 107 dni rejsu. Poza tym też strona Stowarzyszenia na faceboku i dużo ciekawych filmików z Perły na YouTube.

W czwartek zmieniliśmy czas łódkowy – obowiązuje u nas teraz UTC+3, czyli mamy zaledwie godzinę różnicy do czasu polskiego.

Piątek 07.10.2016 godzina 0800 UTC+3, pozycja 13st.32,4min.S 047st.42,0 min.E wiatr SE 4 węzły, kurs 220, prędkość jachtu 5,8 węzła (płyniemy na silniku z przeciwnym niestety prądem).

Kategorie:Afryka, Madagaskar, Morza i Oceany, Ocean Indyjski

1 komentarz

  1. Pozdrowienia dla Was

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading