muszę się przyznać, że w pierwszy dzień świąt zachowywałam się nieładnie – porządki na całego – mycie pokładu i takie tam… ale za to w drugi dzień świąt świętowałam – żadnej pracy – kaweczka, pyszne śniadanko, spacerek, leżakowanie w hamaku, no i plaża, tak, tak – plaża (opalanko, kąpiele, etc.)
no i jeszcze jedna ważna rzecz… zrobiłam pierwszy raz w życiu sama kalmary – i nie były ani trochę gumiaste 🙂 – a to pewnie za sprawą zastosowania się do celnych wskazówek
no właśnie!!! zaczęłam jeść owoce morza (zwane wcześniej przeze mnie parchami z morza!) – wprost oszalałam na punkcie krewetek, kalmarów i ośmiornic… małże pozostają jeszcze na razie dla mnie parchami (no ale nigdy nie mów nigdy…)
Leave a Reply