wydawało się, że piękniej już być nie może, a jednak….. Mariusz zabrał nas do Tobago Cays i tutaj, to już w ogóle wszyscy odjechaliśmy!!!
rafa koralowa, plaże z bialutkim piaskiem, lazurową wodą i palmami,… a co najcudowniejsze – tych plaż jest tu mnóstwo i w ogóle nie są zatłoczone! można znaleźć plażę tylko dla siebie! bajka, raj,….!!!!
jak stanęliśmy na kotwicy, to od razu chciało się wskoczyć do wody! szybko zwodowaliśmy ponton i ruszyliśmy penetrować te rajskie plaże! ja oczywiście musiałam się wytarzać w tym drobniusim, białym piaseczku!
popołudniu zaczęła się akcja z homarami kupionymi na Bequia; Kubuś wrzucał je do wrzątku, a potem Mariusz wydobywał z nich to delikatne mięsko… pychotka; Wojtuś pilnował, żeby nic się nie zmarnowało i z chirurgiczną precyzją wycinał (wydrapywał, wydłubywał, etc….) każdy kawalątek; no a jak mięsko było już oprawione, to Romeczka przygotwała królewską kolację! och! och!
na drugi dzień ruszyliśmy na podbój rafy! pierwszy raz szalałam z maską i rurką po rafie – czad!!! kolorowe rybki, koralowce, widoki jak na filmie przyrodniczym
no i była jeszcze akcja “żółw”; przed wyjazdem moja siostrzenica Zosia poprosiła mnie o zdjęcie żółwia – dużego żółwia; sprawa poważna – takich próśb się nie lekceważy! więc jak chłopacy rzucili hasło, ze koło jednej z plaż pływają żółwie, no to na ponton i polowanie (oczywiście tylko z aparatem!) na żółwie! i udało się! świetna sprawa zobaczyć takiego żółwia z paru metrów, no i pelikany też się załapały na zdjęcia
no a potem dalej w drogę – na Mayreau – ale to tylko kawałek, po godzinie byliśmy już w Salt Whistle Bay
Leave a Reply