jak tylko rzuciliśmy kotwicę w Zatoce Wraków, to zaraz pojawili się pierwsi goście…. lwy morskie – przecudne, słodziutkie zwierzaki; jest ich tutaj mnóstwo i w ogóle nie boją się ludzi ani łódek, a wręcz przeciwnie – jak tylko zobaczą jakiś interesujący pokład słoneczny, to chyc z wody i uskuteczniają wygrzewanko w słonku; do nas jeden najpierw wskoczył na rufę, a potem przeniósł się na pokład, gdzie my w najlepsze siedzieliśmy i ani myślał wracać do wody! w nocy powłaziły nam do kokpitu, a jeden nawet ułożył się na stole; Tomek od rana przepędzał je z pokładu (w sposób zupełnie akceptowalny przez wszystkie organizacje ochrony zwierząt) i zastawił rufę odbijaczem, żeby już więcej nas w kokpicie nie odwiedzały; wszystkie przewodniki przestrzegają żeglarzy przed tymi gośćmi, nawet nie korzysta się tu z własnych pontonów, żeby dostać się na ląd, tylko z lokalnych taksówek wodnych, gdyż zostawienie pontonu bez opieki skutkowałoby z pewnością nałapaniem pasażerów na gapę (w dodatku trudnych do wysadzenia – bo jak tu wyprosić te kilkadziesiąt kilogramów?);
popołudniu pojawił się także agent, który miał nam pomóc załatwić wszystkie formalności (wizy, pozwolenie na pobyt, etc), odwiedzili nas też oficjele, czyli ktoś z kapitanatu portu, celnik, no i oczywiście przedstawiciel lokalnego sanepidu (kontrola lodówki, suchego prowiantu i takie tam); dostaliśmy pozwolenie na pobyt do 20 lipca, ale… łódką z tej zatoki nie możemy się przez ten czas ruszyć; całe Galapagos objęte jest ochroną i ścisłym nadzorem – samodzielne żeglowanie między wyspani jest zabronione, można korzystać z lokalnych promów, statków wycieczkowych lub awionetek, ale nic na własną rękę; przepisy te mają chronić Galapagos, i pewnie także wspierać lokalną turystykę;
- Bahia Wreck
- plaża przy Zatoce Wraków
- lokalna taxi
- pierwszy gość
- dzień dobry
- pomarańczowiutkie kraby
Leave a Reply