pierwsze dni rejsu (05-08.12)


Rapa pozegnala nas gorami spowitymi we mgle i delikatna mzawka. Wiatr o sile do 20 wezlow ENE (wschodni do polnocnego) pozwolil nam plynac kursem o 45 stopni od zalozonego na Wyspe Wielkanocna z zadowalajaca predkoscia 8 – 9 wezlow, ktora wraz ze slabnieciem wiatru zaczela niestety spadac. Zaczelismy pierwszy z dwoch dlugich przelotow. Popoludniu kapitan wypil tradycyjnego drinka z Neptunem, zeby ten nam sprzyjal.

Poniedzialkowy poranek przyniosl przerwanie zlej passy wedkarskiej. O 0900 uslyszelismy ryk kolowrotka. Marek z Mariuszem wyskoczyli na rufe gotowi do walki z wodnym potworem. Marek operowal wedka luzowal i wybieral, by zmeczyc rybe, a Mariusz stal gotowy z oseka. Ryba wyskakiwala co chwile z wody, ciagnela zylke, nie chciala sie poddac. Po sposobie walki chlopacy zakladali, ze na haczyku mamy mahi-mahi. Jak ryba byla juz tylko kilka metrow od rufy rozpoznalismy piekny niebieski kolor lusek mahi-mahi. Mariusz wspomagany przez Marka druga oseka wytargal na poklad 145 cm okaz. Jest to jedyna znana nam ryba, ktora tak zmienia kolor. Przy wyciaganiu z wody byla srebrna, a na rufie mielismy juz zolto-zielona rybe. Menu uleglo zmianie. Zamiast planowanej przez Mariusza kaczki z buraczkami mielismy przyrzadzone przez niego mahi-mahi z surowkami z bialej kapusty (Tomeczkowa z kukurydza i Mareczkowa z parmezanem, orzeszkami piniowymi i czosnkiem).

We wtorek na stole takze zagoscila ta sama mahi-mahi, tym razem w akompaniamencie pysznego ratatouille przygotowanego przez Magde.

Wiatr, ktory towarzyszyl nam od Rapy w poniedzialkowe popoludnie przysiadl i wspomagalismy sie naszym dieselgrotem, czyli silnikiem. Na wieczor sie rozwialo, ale we wtorek w dzien znowu siadlo.

Warunki pogodowe moze nie sprzyjaly zegludze, ale za to zajeciom pod pokladem. Na Tahiti nie udalo nam sie kupic bander krajow, do ktorych plyniemy, Argentyny i Chile, dlatego jestesmy zmuszeniu uszyc je wlasnymi silami. W Papeete zakupione zostalo plotno i nici. Tomek z Zefirem zrobili wykroje flag, wycieli odpowiednie kawalki, no i trzeba bylo zaczac szyc….. A jest co robic. Ja z szyciem nie mialam nic do czynienia, wiec na poczatku sie wzbranialam. Ale jak trzeba, to trzeba. Tomek udzielil mi instruktazu, no i teraz walcze z igla i nitka. Calkiem wciagajace zajecie. Ciekawe jak nam wyjdzie wyszywanie zoltego, argentynskiego slonca z 32 promieniami.

Popoludniu, siedzac na wachcie nad swoja robotka reczna, uslyszalam huk i trzaskanie. Okazalo sie, ze puscilo mocowanie spinaker bomu. Wyskoczylismy z Zefirem, ktory tez pracowal w kokpicie nad kawalkiem materialu, zeby sprawdzic co sie dzieje. W tej samej praktycznie chwili dolaczyli do nas Marek z Tomkiem. Zostalam wyslana po linki do zabezpieczenia bomu. Zawiadomilam szybko Mariusza i jak wrocilismy do masztu, to Marek juz byl na bomie grota i przywiazywal bom spinakera do masztu pierwszym zlapanym koncem liny. Udalo sie sytuacje szybko opanowac. Tomek odnalazl w naszych lodkowych czesciach pasujaca srubke, przymocowal bom i wciagnelismy go na swoje miejsce. Na szczescie przydarzylo sie to w bezwietrznych warunkach przy stosunkowo niewielkiej fali. Duzo w tym wszystkim mielismy szczescia.

We wtorek zmienilismy czas lodkowy, dzien skrocil nam sie o godzine. Roznica do czasu polskiego to 10 godzin.

A wiatru nadal brak. Jest sroda godzina 0730 i dopiero przed godzina moglismy wylaczyc silnik, ktory pracowal juz od wczoraj od godziny 1600.

Mariusz:

Na pogode nigdy nie nalezy narzekac. Wiedzialem, ze ten odcinek bedzie slabo wiatrowy i tak niestety jest. Plyniemy, tak jak mozemy, najostrzej na wiatr, czekajac na zmiane jego kierunku. Po trzech dniach zeglugi wyladowalismy ponizej 32-go rownoleznika (zarowno Rapa jak i Rapa Nui, jak w polinezyjskim jezyku nazywa sie Wyspe Wielkanocna, leza na 27 rownolezniku).

Prognoza pogody rozmija sie z naszymi obserwacjami i tak np.: korzystny dla nas wiatr, ktory wedlug prognozy ma pojawic sie w ciagu 12 godzin, nie pojawia sie, ale za to w nastepnej prognozie jest juz kilkaset mil przed nami.

Mysle, ze ponizej 35 rownoleznika nie zejdziemy. Gdyby to mialo miec miejsce, to bedzie trzeba rozwazyc bezposrednie plyniecie na Horn. Z 35 rownoleznika bedziemy mieli taka sama odleglosc do Przyladka Horn, jak z Wyspy Wielkanocnej do niego. Dzisiaj do Hornu mamy jeszcze 3200 mil, a do Rapa Nui ponizej 1500 mil. Nasze dobowe, skromne przeloty w granicach 170 180 mil przekladaja sie na zaledwie 120 140 mil w kierunku Wyspy Wielkanocnej.

08.12.2010 godzina 0844, nasza pozycja: 32st06,90 S i 137st24,94 W, plyniemy kursem rzeczywistym120st z predkoscia 6,5 wezla, wiatr 9 wezlow z kierunku rzeczywistego 60st.

Kategorie:Morza i Oceany, Pacyfik

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: