Ku brzegom Antarktydy (22.01)


Ostatnie dni przed wyplynieciem uplynely nam na intensywnych przygotowaniach do rejsu na Antarktyde. Trzeba bylo, jak zawsze, zatankowac, zaladowac lodke jedzeniem, zeby czasem glod nie zajrzal nam w oczy. Ja jestem w siodmym niebie, bo mamy na pokladzie ponad 80 kilogramow owocow. Czesc z tych zapasow chcemy przekazac naukowcom z polskiej bazy badawczej Arctowskiego na Antarktydzie, ktorzy podobno tesknia za warzywami i owocami. Kazdy polski jacht plynacy w tamte rejony stara im sie zawsze dowiezc jakas swiezynke.

22.01.2011 o 1920 oddalismy cumy i w towarzystwie pilota opuscilismy przytulna Afasyn Marina w Ushuaia. Na kei zegnal nas Misio, ktory niestety nie mogl z nami poplynac i w niedziele wraca do kraju. Oj bedzie nam go brakowalo! zegnala nas takze Roxanna. Wysciskala nas serdecznie i namawiala, zebysmy jeszcze kiedys do Ushuaia przyplyneli. Przez te dwa tygodnie zdazylismy sie zaprzyjaznic. Regularnie bywala na Katharsis na porannej kawe, czasem wpadala na obiad albo jakiegos drinka.

Dolaczyl do nas nowy czlonek zalogi. Ktoregos dnia zapukal do nas podroznik z Warszawy. Kuba jest pozytywnie zakreconym gosciem, ktory postanowil przemierzyc obie Ameryki. Swoja podroz zaczal 16 miesiecy temu wyruszajac z Warszawy autostopem do Portugalii. Tam probowal zlapac jachtostop przez Atlantyk. Po dwoch tygodniach prob, nie chcac marnowac czasu, wsiadl w samolot i polecial do Nowego Jorku. Stamtad przez Stany, Ameryke srodkowa, zachodnim wybrzezem Ameryki Poludniowej dotarl autostopem do Ushuaia.

Podczas naszego postoju w Afasyn Marina Kuba pare razy wpadl na lodke. Tych kilka krotkich spotkan wystarczylo Mariuszowi, zeby polubic tego mlodego podroznika-zeglarza (jak sie okazalo w rozmowach Kuba ma za soba pare rejsow) i zaproponowac mu udzial w naszej wyprawie na Antarktyde.

Kuba takze pisze bloga: http://mygrandtour.pl/, gdzie mozna wiecej dowiedziec sie o nim i jego szalonej wyprawie przez Ameryke Poludniowa.

W 10-osobowym skladzie ruszamy w rejs. Zmienila nam sie ekipa, wiec wachty tez sa w jakis sposob nowe:

0000-0400, 1200-1600 Tomek z Kuba i Romeczka

0400-0800, 1600-2000 Hania z Mareczkiem

0800-1200, 2000-2400 Wojtek z Kuba Podroznikiem.

Kapitan, wiadomo, Mariusz. Rodzice Mariusza nie maja przypisanych wacht, ale oczywiscie jak tylko beda mieli ochote, to moga nas wspierac.

Po opuszczeniu Zatoki Ushuaia przeplynelismy 32 mile morskie i stanelismy na kotwicy na wschod od wyspy Maritillo. Prognozy zapowiadaly przechodzenie bardzo rozleglego nizu przez Ciesnine Drakea. Pilota mielismy juz umowionego, wiec nie bylo sensu przesuwac wyplyniecia. Mariusz postanowil przeczekac sztormowa noc w bezpiecznym miejscu w Kanale Beaglea i wyruszyc w dalsza droge nad ranem. Okolo 2400 wialo powyzej 50 wezlow. Wiatr wyl dookola, a my bezpiecznie stalismy na kotwicy. Przez cala noc pelnilismy wachty pilnujac, czy nie zrywa nam kotwicy. Z kazda godzina wiatr cichl, a nad ranem pogoda byla juz praktycznie plazowa. Wyspa kolo ktorej stanelismy zamieszkala jest przez kolonie pingwinow magelana. Podplynelismy do plazy zajetej przez te urocze zwierzaki. Po zrobieniu kilku zdjec ruszylismy Kanalem Beaglea w kierunku Ciesniny Drakea. Wialo slabo od rufy, wiec postawilismy zagle na motyla. Po kilku godzinach wiatr siadl i musimy sie wspierac silnikiem. Caly dzien towarzyszy nam piekna sloneczna pogoda. Jest 1715 do wyjscia z kanalu pozostalo nam 6 mil morskich. zegnaja nas delfiny. A przed nami 500 mil do Antarktydy.

Mariusz:

zegluga po morzach ma wpisana ciagla zmiane planow. Nasz pobyt w Ushuaia przedluzyl sie za sprawa naprawy slynnej dziury w pokladzie. Z kilku dni postoju zrobily sie dwa tygodnie. Poczatkowo zamierzalismy zrelaksowac sie w fiordach Kanalu Beagle i dopiero w lutym poplynac na Antarktyde. Przyjazd moich rodzicow wymuszal taka wersje. Polarnicy namawiali mnie jednak, bysmy odwrocili kolejnosc. Rok ten jest dosyc kaprysny, stad wieksze szanse na sprzyjajaca pogode w samym srodku lata. O dziwo, rodzice zapewnieni o bezpieczenstwie calej wyprawy, dali sie namowic na dluzszy pobyt i wziecie udzialu w tej niezwyklej przygodzie.

Pogoda, jak na zlosc od czasu mych urodzin zaczela kaprysic. W Ciesninie Drakea od wtorku wialo od 30 do 50 wezlow. Na sobote zanosilo sie nawet na wiatr do 80 wezlow. To nie przelewki, zwlaszcza ze przy kursie na poludnie musielibysmy zmierzyc sie z bocznymi wiatrami. Wowczas kazdy wiatr o sile ponad 30 wezlow jest niekomfortowy, a gdyby mialo wiac ponad 40 wezlow, to zaczeloby sie powazne sztormowanie.

Przed Przyladkiem Horn mielismy uklad nizow, ktory skladal sie z trzech szybko nastepujacych po sobie. Ten ostatni dal sie nam najbardziej we znaki. On tez spowodowal, ze plynaca o jeden dzien przed nami, w samotnym rejsie dookola swiata, Jeanne Socrates zlamala bom u samego Przyladka Horn i przedziurawila burte. Jej Nereida czeka teraz w Ushuaia na naprawe.

Teraz rowniez przechodza 3 polaczone niemalze w jeden nize, tylko nieco silniejsze niz dwa tygodnie temu. Niewielka szczeline miedzy drugim a trzecim postanowilem wykorzystac dla naszej zeglugi. Pilot, ktory nas wyprowadzal z portu polecil nam miejsce na przetrwanie nawalnicy. Odradzil stanowczo rzucanie kotwicy w Zatoce Sloggett, w ktorej doszlo do tragedii jachtu Nashachata w grudniu, z uwagi na fale przybojowe.

Miejscowka okazala sie bardzo bezpieczna. Rzucilismy 50 metrow lancucha na 12 metrach, ale nie byla to wystarczajaca ilosc, gdy wiatr wzrosl do ponad 50 wezlow. Kilka szarpniec i przesunelismy sie o 40 metrow. Dodatkowe 30 metrow daly nam poczucie bezpieczenstwa do rana.

Co chwile kontaktuje sie z nami argentynska lub chilijska marynarka wojenna. Pilnuja by nic nam sie zlego nie przydarzylo. Dzisiaj juz pieciokrotnie bylismy wywolywani.

Przed nami niecale trzy dni zeglugi. Chcialbym wyjsc z kanalu Beagla przed frontem trzeciego nizu. Daloby to nam korzystny polnocno-zachodni wiatr. I oby udalo sie poplynac jak najdalej na poludnie, zanim przetrzepie nas front. Chcialbym jeszcze zdazyc przed zmiana kierunku na poludniowo zachodni, tak by nie musiec walczyc z nim przy dojsciu do Wyspy King George, gdzie znajduje sie stacja Arctowskiego. Takie mam skromne zyczenia, przy czym wiem, ze silnego wiatru nie unikniemy.

Kategorie:Ameryka Południowa, Argentyna

3 komentarze

  1. witajcie martwimy sie ze niema od was zadnej wiadomosci od 11 02 2011 roku.
    odezwijcie sie koniecznie. zycze pomyslnych wiatrow wojtek,

  2. “mamy na pokladzie ponad 80 kilogramow owocow. Czesc z tych zapasow chcemy przekazac naukowcom z polskiej bazy badawczej Arctowskiego na Antarktydzie”
    Piekna sprawa, i prawdziwie zeglarski gest.
    Pozdrawiamy

  3. ŻYCZLIWYCH wiatrów na Biały Ląd, a Kapitanowi z okazji Urodzin życzymy Nieustającej Pomyślności. Lubimy Was bardzo ! 🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: