Tango w Buenos Aires


Płynąc do Buenos Aires (BsAs) niewiele wiedziałam o tym mieście. Jedynie, iż jest to roztańczona w tangu stolica Argentyny. Nie szukałam specjalnie w przewodnikach ani Internecie informacji i zdjęć Buenos, gdyż chciałam zapoznać się z tym miastem po swojemu, bez zapowiedzi i opinii innych. Płynąc rzeką Plata, u ujścia której zbudowano stolicę Argentyny, z daleka wyłonił się las drapaczy chmur wyrastających nad wodą. Ciągnące się przez kilkanaście kilometrów zabudowania nie pozostawiały wątpliwości, że mamy do czynienia z ogromną, nowoczesną metropolią.
Na miejsce postoju Mariusz wybrał Puerto Madero, gdzie znajduje się marina tutejszego Yacht Club’u. Cały teren wokół starego portu (Madero) poddany został rewitalizacji. Zniszczone budynki zostały zastąpione nowoczesnymi, utrzymanymi w klimacie starej zabudowy. Wypełnione są modnymi restauracjami i butikami usytuowanymi wzdłuż deptaków nad kanałem. Miejsce to upodobali sobie nie tylko turyści, ale przede wszystkim mieszkańcy, spędzając tu popołudnia i weekendy. Katharsis II stojąca wzdłuż głównego nabrzeża stała się na kilka dni dodatkową atrakcją i ozdobą Puerto Madero.
Nie planowaliśmy szalonego zwiedzania stolicy, a raczej (jak to mamy w zwyczaju) poznanie klimatu i atmosfery miasta poprzez niespieszne spacery po ciekawych miejscach. Naszym przewodnikiem był Kuba, który podczas swojej podróży po Ameryce Łacińskiej spędził w stolicy Argentyny tydzień. Poznał nas także ze swoją przyjaciółką – Tamiris (Brazylijką mieszkającą w tym mieście od trzech lat), która okazała się świetnym źródłem informacji o życiu kulturalnym Buenos, a przede wszystkim rewelacyjnym kompanem na spędzanie czasu… Tak dobrym, że Mariusz zdecydował się podrzucić ją na stopa do Brazylii, gdzie wybierała się na święta do rodziny.
Wracając do naszego pobytu w Buenos, to każdego dnia udało nam się coś zobaczyć. W niedzielę Tami zabrała nas na Feria de Mataderos. Jest to targ z rękodziełami, pamiątkami, starociami i innymi przeróżnymi przedmiotami organizowany w niedzielę w San Telmo, pół godziny spacerem z mariny. Rzeka ludzi ciągnie się przez kilka przecznic. Na końcu (lub na początku – zależy od której strony zaczyna się przeprawę przez te wszystkie kramy) znajduje się Plac Dorrego, wokół którego usianych jest mnóstwo knajp. Siedząc w jednej z nich czekaliśmy przy piwie i pizzy na przemianę jaka w niedzielę pod koniec dnia następuje na placu. Tam pod wieczór w miejsce stoisk ze starociami miłośnicy tanga rozkładają maty, ustawiają kolumny, z których na całą okolicę rozpływają się gorące rytmy i poprostu tańczą. Mogliśmy zobaczyć nie tylko mistrzów tanga, ale przede wszystkim zwykłych mieszkańców miasta, w tym kilka osób w złotym wieku zatraconych w tańcu. Przyglądając się roztańczonym parom usłyszeliśmy nagle nieprawdopodobnie bębnienie. Okazało się, że jedną z ulic idzie grupa bębniarzy wybijając na swych ogromnych instrumentach rytmy wprowadzające całą okolicę w żywiołowe drgania. Porzuciliśmy romantycznych tancerzy, żeby ruszyć śladem bębniarzy. Z bliska wrażenie było wprost piorunujące. Nie sposób było ustać w miejscu, gdyż kilkudziesięciu mężczyzn równo bijących w zawieszone na biodrach potwory zmuszało każdego do rytmicznego podrygiwania. Na łódkę wróciliśmy wprost upojeni klimatem Buenos. Jak na pierwszą randkę, to muszę powiedzieć, że Buenos zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Lubię czasem pobyć w miejscach tętniących życiem.
Kolejny dzień spędziliśmy w La Boca – starej dzielnicy portowej, zbudowanej przez włoskich imigrantów z Genui. Centralnym punktem dzielnicy jest Caminito, gdzie ulice pełne są kolorowych domów, w których znajduje się mnóstwo galerii, sklepów z pamiątkami i restauracji. To tutaj miałam okazję pierwszy raz w życiu zatańczyć tango (chociaż to chyba zbyt hucznie powiedziane!). W knajpie, gdzie postanowiliśmy zjeść obiad odbywały się pokazy tanga. Tancerze wyciągali klientów do tańca pokazując kroki. Tym sposobem odtańczyłam tango w samym Buenos Aires! Co więcej do tańca dała namówić się również Kasia. Była przeszczęśliwa mogąc pokazać się na parkiecie. Jej radość wymazała z pamięci nie najlepszy posiłek, ale tak to już niestety jest w miejscach nastawionych na turystów. W La Boca miłośnicy piłki nożnej nie odpuścili zobaczenia stadionu klubu Boca Juniors, w którym grał słynny Diego Maradonna. Doszliśmy tam tuż przed jego zamknięciem, więc wizyta była bardzo krótka. Stadion jak to stadion, nic ciekawego. Szkoda tylko, że w tygodniu świątecznym Boca Juniors nie rozgrywali żadnego meczu, bo ten z pewnością zrobiłby na nas wrażenie.
We wtorek pojechaliśmy do bogatej dzielnicy Recoleta. Znajduje się tam słynny cmentarz Recoleta, gdzie pochowana jest między innymi Eva Peron. Cmentarz ten szokuje imponującą architekturą. Piszę tak, gdyż alejki cmentarne biegną pomiędzy ścianami grobowców, których fasady wywołują wrażenie przebywania w gęsto zabudowanym mieście. Podziwiając kolejne nekropolie, natknęliśmy się przypadkiem na polski akcent. Jeden z grobowców zbudowany został przez Juana Kobylańskiego.
Wieczorem planowaliśmy poznać nocne życie Buenos, z jego barami i klubami nocnymi. Jednak po kolacji i lampce wina na łódce, to pokład Katharsis zamienił się w parkiet z gorącymi rytmami. W ten sposób pokazaliśmy naszej nowej brazylijskiej przyjaciółce jak się bawimy. Nie obeszło się bez rytualnego palenia cygar kubańskich i szalonych tańców w kokpicie. Patrząc jak bawi się Tami, myślę, że dorównaliśmy klubom z Buenos.
Dzień przed wypłynięciem upłynął nam standardowo na organizowaniu prowiantu. A jako, że było to po hucznym balu na Katharsis, to potrzebowaliśmy wszyscy nieco więcej czasu, żeby ten trudny na ten dzień temat ogarnąć….
Buenos Aires pożegnaliśmy w czwartek po całym dniu załatwiania formalności. Opuściliśmy Argentynę z pewną ulgą. Dla żeglarzy ułatwień to tu nie ma. Przepisy i formalności mogą zniechęcić do odwiedzania tego pięknego kraju z pokładu jachtu. Opłaty za usługi pilota graniczą ze złodziejstwem. Jest to jedyny znany nam kraj, który traktuje jachty ponad 50-cio tonowe na równi ze dużymi statkami komercyjnymi. Pomimo tych niemiłych akcentów Argentyna będzie kojarzyła mi się z niesamowitymi krajobrazami Patagoni oraz niezwykle ciepłymi i pełnymi pozytywnej energii ludźmi.

Kategorie:Ameryka Południowa, Argentyna

1 komentarz

  1. szkoda, że nie udało się zobaczyć meczu, bo mecze tam to prawdziwa wielka zabawa i nieopisane emocje

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: