Salwador opuściliśmy we wtorek 19 lipca o godzinie 1800. Nasza ekipa na ten rejs to: Mariusz, Michał, Jurek, Piotr z Małgosią i ja. Mieliśmy do pokonania ponad 650 mil morskich. Prognoza zapowiadała silne wiatry południowo-wschodnie, które miały nam zapewnić szybką i komfortową jazdę w baksztagu. Mariusz przewidywał około 3,5 dobowy przelot. Prognozy, jak i założenia Mariusza, sprawdziły się i na Fernando de Noronha dopłynęliśmy w sobotę o 0800.
Żegluga była wprost cudowna. Prawie cały czas na żaglach po przepięknie niebieskim Atlantyku. Tak cudownego koloru wody, to nikt z nas jeszcze nie widział. Z miłych akcentów tego rejsu, było złapanie przeze mnie tuńczyka. Była to moja pierwsza samodzielnie wyciągnięta ryba. Osobiście zapuściłam przynętę nad ranem, a jak kołowrotek zaświstał, to doskoczyłam do wędki i zmagałam się z rybą. Mariusz osenką wyjął ją na pokład jak była tuż przy rufie. Może nie był to specjalnie okazały tuńczyk, ale dla mnie miał dużą wartość! Misio zajął się brudną robotą, czyli wypatroszeniem zdobyczy, a Mariusz przygotował pyszne sashimi.
W piątek mijało nas ogromne stado delfinów, które bawiły się przy naszej burcie i bardzo wysoko wyskakiwały z wody. Ja jak zwykle cieszyłam się niemożliwie na widok tych przepięknych zwierząt. Wyciągnęłam Małgosię na dziób, skąd najlepiej się je ogląda, ścigające się z łódką.
W piątek pogorszyła się pogoda. Żeglarsko było cały czas bardzo dobrze, bo wiało, tylko silne opady deszczu utrudniały życie w kokpicie. Musieliśmy przerywać brydża, gdyż zacinający deszcz moczył karty. Potem było jeszcze gorzej. Lało jak z cebra przez 12 godzin. Nawet sztormiaki nie chroniły nas kompletnie przed zmoczeniem. Niestety zima astralna na Atlantyku w pasie od 3-go do 6-go równoleżnika objawia się dużą koncentracją chmur deszczowych. Taki układ trwa do połowy sierpnia i nie najlepiej wróży naszemu pobytowi na Fernando de Noronha. Tuż przed wyspami niebo rozpogodziło się i mogliśmy zobaczyć wyspę w nieśmiałych promieniach wschodzącego słońca. Mariusz zachęcony zmianą pogody wyszedł na wachtę bez sztormiaka, jednak szybko zmienił zdanie… Kotwicę rzucaliśmy w smugach rzęsistego deszczu.
- opuszczamy Marina Bahia
- Salwador za rufą
- Piotr z Małgosią
- Hanuś ze swoim tuńczykiem
- Misio też z tuńczykiem
- Jureczek na tle naszego warzywnika
- Hanuś i Małgosia oglądają delfiny
- skaczący delfin
- ale pokaz
- refujemy grota
- Mariusz za sterem a z tyłu chłopacy po zalaniu przez falę
- Michał z Jurkiem
- Atlanyk rozbujany
- fale wchodzą na pokład
- przed nami Fernando de Noronha
- jesteśmy coraz bliżej
- wulkaniczne skały Fernando
- oko
- ciekawe formacje skalne
- na chwilę się rozpogodziło
- Hanka na tle Morro de Pico
- i znów leje
- o co chodzi z tym deszczem
- ale przywitanie
Leave a Reply