Kolejne dni w marinie


Wiatr znurzony nocnymi harcami, przez kolejny tydzień znikał gdzieś po zachodzie słońca, pozwalając mi się wyspać. Ale każdego dnia, tuż po godzinie 9, pojawia się niezawodnie, próbując się wciąż z cumami Katharsis.
W niedzielę wybrałam się na wycieczkę rowerową, wzdłuż plaż w centrum. W Fortalezie nie ma ścieżek rowerowych i pewnie dlatego jest znacznie mniej rowerzystów i rolkarzy, niż w Rio de Janeiro. Tam całe tłumy spotkać można było, nie tylko w niedzielę. Biała strzała – nasz składany jachtowy rower – wzbudzała duże zainteresowanie wśród spacerowiczów, nie mówiąc o innych rowerzystach, którzy głównie jeżdżą tutaj na masywnych góralach. Niektórzy nawet nazywali ją pequena czyli mała (w języku portugalskim rower jest rodzaju żeńskiego – bicicleta). Poza plażowaniem, popularnym niedzielnym zajęciem jest wędkowanie. Miłośników moczenia w wodzie kija z żyłką spotkałam zarówno na miejskim molo, jak i w marinie.
Pomimo, że wiatr trochę odpuścił, to emocji w marinie nie brakowało. Najpierw ekipa Blue Dream postanowiła wybrać się na próbny rejs. Żeby móc wyjść w morze, musieli się przedostać przez bramki Katharsis, czyli nasze cumy dziobowe. Poza cumami mamy rzuconą z dziobu kotwicę, jednak przy wiejących tu silnych bocznych wiatrach i mulistym dnie, mam do niej ograniczone zaufanie. Na szczęście Michał wpadł na świetny pomysł. Wymyślił, żeby nie oddawać cum, tylko je luzować i pozwolić im opaść na dno, a następnie, zaraz po przepłynięciu łódki, szybko je wybrać. Minimalizowało to czas pozostawania bez pracujących cum dziobowych, opierając się jedynie na kotwicy. Ważnym jednak było, by cumy szybko i skutecznie opadły na dno. W przeciwnym razie, niezatopiona lina mogłaby się wplątać w śrubę przepływającej łódki, co zakończyło by się z pewnością tragicznie dla niej, jak i dla Katharsis, na którą owa jednostka – pozbawiona manewrowości – niechybnie by wpadła. Patentem na zatopienie cum było przymocowanie ciężarków. W tym celu wykorzystany został nasz ołów do nurkowania.
Załoga Blue Dream była przejęta manewrem wyjścia nie mniej ode mnie. Zanim wszystko rozpoczęliśmy, Ernandes (który ma być skiperem Blue Dream, jak prace na nim zostaną zakończone i stocznia przekaże jednostkę do użytkowania po wszystkich testach) sprawdził ze mną, czy cumy rzeczywiście idą na dno i czy kotwica trzyma w dostatecznym stopniu. Był bardzo mile zaskoczony sprawnością patentu. Początkowo nie podobał mu się ten pomysł i chciał koniecznie, żebym oddała cumy, oferując mi do pomocy ludzi od siebie. Mieli odwieźć pontonem liny na ląd, a potem szybko je podać z powrotem na Katharsis. Mnie się jednak nie podobał ten manewr – po pierwsze nie miałam zaufania do sprawności działania owych pomocników, a poza tym wydłużało to czas pozostawania jachtu bez cum dziobowych. Na szczęście patent Misia przeszedł test pozytywnie i Ernandes nie upierał się przy swoim pomyśle. Na czas manewru był ze mną na Katharsis, a skiper ze stoczni prowadził Blue Dream. Sprawnie poluzowaliśmy i zatopiliśmy obie cumy. Było jednak już po godzinie 10 i wiatr znacznie się wzmógł (jak ma tutaj z zwyczaju), więc na czas przepływania Blue Dream, Ernandes kontrolował cumy, a ja skoczyłam do kokpitu i sterem strumieniowym pracowałam pod wiatr, który spychał dziób Katharsis z dużą siłą w lewo, co groziło zerwaniem kotwicy. Jak tylko Blue Dream przepłynął, po kilku sekundach cumy z powrotem były napięte i pracowały. Cały manewr trwał zaledwie kilka minut. Na szczęście przebiegł sprawnie i bez żadnych niemiłych niespodzianek. Powrót Blue Dream był równie udany i już zupełnie bez stresowy, pomimo silniejszego wiatru.
Patent Misia ponownie testowałam w niedzielę. Z mariny chciał się wydostać inny, uwięziony przez cumy Katharsis, jacht. Ze skiperem Ambassadora (tak się nazywał więzień) – Davidem umówiłam się na 6 rano. Była to dogodna pora z dwóch powodów. Po pierwsze była szansa, że nie będzie jeszcze wiało, a po drugie o tej godzinie była wysoka woda, czyli przypływ. Bardzo nam zależało na spokojnej i bezpiecznej wodzie, gdyż w niedzielę rano nie było nikogo w marinie i musieliśmy radzić sobie sami – David na Ambassadorze, a ja na Katharsis. Na szczęście wiatr nie huliganił tej nocy i nad ranem było prawie bezwietrznie. Wszystko poszło sprawnie i bezproblemowo. Katharsis szybko stała z powrotem na obu cumach dziobowych, a Ambassador obrał kurs na Buenos Aires.
Jednak najbardziej stresujące dni miały dopiero nadejść. Na początku tego tygodnia mieliśmy nów, a wraz z nim bardzo duże pływy. Przed postawieniem Katharsis w marinie dokładnie zmierzyliśmy głębokość i nasze zanurzenie. Na dzień robienia obliczeń wszystko się zgadzało. Jednak Mariusz od razu sprawdził wysokość pływów na cały okres pobytu jachtu w Fortalezie. Wszystko wyglądał dobrze, poza trzema feralnymi dniami przy nowiu… Mariusz zapowiedział mi, że między 29 a 31 sierpnia będzie ciężko, bo najprawdopodobniej zabraknie parę centymetrów wody. Przed nowiem zaczęłam analizować tabelę pływów i przyglądać się jak to wygląda w marinie pod kątem tutejszych głębokości. Z przerażeniem patrzyłam na coraz dalej uciekającą wodę. W niedzielę podczas odpływu, jacht pozostawiony parę dni temu przez angielskich żeglarzy, zawisł złowrogo na kilu. Na szczęście Katharsis swobodnie unosiła się na wodzie bujana podmuchami wiatru. Z przejęciem chodziłam po pokładzie obserwując Katharsis. Z radością powtarzałam do siebie: „wciąż się rusza”. Chociaż to było jeszcze przed czarnymi dniami (tak nazwałam dni od 29-31. sierpnia).
Poniedziałek – pierwszy z „tych dni”… Gdy zaczął się odpływ co chwilę spoglądałam na brzeg, który niepokojąco szybko pokazywał coraz więcej… Samotny jacht dość szybko zawisł na kilu. Na godzinę przed najniższą wodą, stojący niedaleko mnie Blue Dream znierucomiał i odsłonił zarośnięty przez pąkle i wodorosty kawałek kadłuba poniżej linii wodnej. Wymienialiśmy z załogą Blue Dream porozumiewawcze spojrzenia, gdyż oni, tak jak ja, niespokojnie kręcili się po pokładzie, oderwani od swoich prac. Katharsis, stojąca w głębi kanału, nie przy samej kei, wciąż się bujała. Jednak tuż przed „godziną zero” (czyli najniższą wodą) zamarła. Zamarłam to bardziej ja z emocji, a jacht po prostu przestał się poruszać w rytm fal, gdyż kil i płetwa sterowa zetknęły się z mulistym dnem. Jak na deszcz na pustyni czekałam na przypływ. Na szczęście wiatr nie miał dziś specjalnie nastroju na psoty i było spokojnie. Jak woda zaczęła napływać do zatoki, to odetchnęłam z ulgą. Ale to tylko chwilowa poprawa nastroju, gdyż wiedziałam, że skoro dziś zabrakło wody, to tym bardziej zabraknie jej jutro, kiedy pływy będą jeszcze większe i podczas odpływu woda ucieknie o kolejne centymetry. O północy z poniedziałku na wtorek, przy niskiej wodzie Katharsis znowu na chwilę znieruchomiała. Najgorsze chwile przyszły we wtorek w południe. Blue Dream na poniedziałkowej wysokiej wodzie „uciekł” do stoczni na czyszczenie kadłuba, więc samej przyszło mi przeżywać najniższą w tym miesiącu wodę. O 11 Katharsis przestała tańczyć z wiatrem i falami – oparła się o dno. Gdy pokład jachtu, który wciąż delikatnie się buja, nagle zastygł w bezruchu, we mnie wzbierał niepokój. To jest takie dziwne, bardzo nieprzyjemne uczucie. Coś jest po prostu nie tak jak powinno! Patrząc na „brzuszyska” (podwodne części kadłuba) sąsiednich jachtów wskoczyłam na ponton, żeby zobaczyć jak też wygląda Katharsis. To co zobaczyłam z powierzchni wody w miarę mnie uspokoiło. W porównaniu do współtowarzyszek odpływowej niedoli, Katharsis tylko delikatnie oparła się o dno. No a z każdym następnym dniem pływy będą coraz mniejsze.
Wysyłam wpis z kafejki Internetowej, do której przyjechałam jak zawsze rowerem – nieodmiennie wzbudzając zainteresowanie przechodniów naszą katharsisową pequena bicicleta. Wracam szybko na jacht, żeby zdążyć przed niską wodą. Niby najgorsze już minęło, ale wolę patrzeć na tą uciekającą wodę.

Kategorie:Ameryka Południowa, Brazylia

1 komentarz

  1. Hej, trafiłam tutaj przez bloga kumpla. Bardzo fajnie piszesz o swoich niezwykłych podróżach a ja od jakiegoś (niedawnego) czasu zajmuję się współtworzeniem nowego portalu internetowego o podobnej tematyce i pomyślałam, że może Cię to zainteresuje.
    Portal ma za zadanie skupiać ludzi, którzy chcieliby opowiedzieć o miejscach, które odwiedzili, wydarzeniach, w których wzięli udział, podzielić się informacjami, które ułatwią innym planowanie podróży, pokazać zdjęcia.
    Potrzebujemy w tej chwili osób, które byłyby skłonne napisać od czasu do czasu notatkę o ciekawym miejscu lub wydarzeniu. Ci, którzy się sprawdzą będą mogli liczyć na jakieś drobne wynagrodzenie.
    Jeśli jesteś zainteresowana, to wejdź na szansa.bywajtu.pl – znajdziesz tam dodatkowe informacje i formularz zgłoszeniowy. Dzięki za pomoc!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: