Po kilku dniach spędzonych w Gujanie Francuskiej ruszyliśmy w drogę. Początkowo planowaliśmy zatrzymać sie w Surinamie, państwie sąsiadującym z Gujaną, będącym do 1975 roku kolonią holenderską. Zniechęciła nas jednak koncepcja płynięcia 30 mil w górę Suriname River i ponownego kotwiczenia w brunatnych i niegościnnych wodach rzeki. Poza tym czas powoli zaczął nas naglić i Mariusz podjął decyzję, żeby przed dłuższym, planowanym postojem na Trinidadzie, zamiast w surinamskim Paramaribo zatrzymać sie na weekend przy Tobago.
Rzekę Kourou opuszczaliśmy podczas wysokiej wody w niedzielę wieczorem. Do pokonania mieliśmy 700 mil. Prognoza zapowiadała wiatr wschodni o sile od 15 do 20 węzłów. Jednak już pierwsza doba rejsu przyniosła inne warunki – niewiele wiatru, przelotne opady i obniżenie temperatury powietrza. Nie takiej pogody się spodziewałam w drodze na Karaiby… Musieliśmy wspomagać się silnikiem. Dodatkowo żeglugę utrudniały „kwadratowe (jak je nazywamy) fale”, czyli takie, które nie układają się zgodnie z wiatrem, tylko przychodzą z zupełnie innego kierunku i powodują rozkołysania łódki. We znaki dawały się także pąkle i inne muszle, które zadomowiły się na kadłubie Katharsis, podczas jej postoju w Fortalezie i których nie udało nam się jeszcze wysiedlić. Warstwa, którą wytworzyły działała jak podwodny hamulec, spowolniając łódkę. Wszystkich nas irytowały te warunki. Nie dlatego, że było cieżko, tylko dlatego, że czuliśmy, ze Katharsis się męczy i to nie jest w stanie płynąć swoim tempem. Podejrzewaliśmy nawet, że o kil lub płetwę sterową zaczepiła sie jakś sieć. Jednak na środku oceanu nie mogliśmy tego sprawdzić. Musieliśmy najpierw dopłynąć na Tobago. Poza tym przy bocznych falach bujających łódką na boki jak bańką-wstańką ciężko było funkcjonować pod pokładem… o wyspaniu się nie było mowy! Jednak warunki miały się dopiero pogorszyć… Bezwietrzną pogodę zaczęły urozmaicać przechodzące porwiste wiatry, którym towarzyszyły ulewne deszcze. Na radarze z niepokojem obserwowaliśmy rozległe plamy. Wskazywały one zbliżające się chmury, które raz dawały wiatr do 30 węzłów, a innym razem zupełnie go gasiły przynosząc złowrogą ciszę i ulewę. Jedna z takich chmur nawiedziła na nocnej wachcie Tomka. Silny wiatr wywiózł jacht i doszło do niekontrolowanego zwrotu przez rufę. Jest to niezwykle niebezpieczne, gdyż może doprowadzić nawet do złamania masztu! Na szczęście to takiej tragedii nie doszło. Jednak tak silne przeciążenia osłabiają takielunek.
Prewenter, czyli lina zabezpieczająca bom i przytrzymująca go na burcie zawietrznej, wytrzymał napięcie i nie pękł. Jednak żagiel, który złapał wiatr z drugiej strony, strzelił z taką siłą, że wyrwał mocowanie bloczka od trawelera (prowadnicy szotów grota) i sam uszkodził się w dwóch miejscach – rozdarł przy liku wolnym (brzeg przy maszcie) na wysokości drugiego refu oraz urwał róg szotowy. Ekspresowo zrzuciliśmy grota i zabraliśmy się za naprawę trawelera, by móc postawić żagiel chociaż na trzecim refie. Po zainstalowaniu tymczasowego patentu z cumy i bloczka od spinakera podnieśliśmy grota do trzeciego refu. Wtedy zauważyliśmy, że pękły dwie listwy grota. Musieliśmy uważać, by nie przebiły one pochew i nie rozdarły żagla. Stresująca to była nac… Po ogarnięciu strat na pokładzie zabraliśmy się za opanowywanie bałaganu pod pokładem. Wina w chłodziarce, pomimo zainstalowanych barierek zabezpieczających, uderzyły z taką siłą, że wyłamały szklane drzwi, zamieniając je w pajęczynę i rozsypując drobne ostre kawałki po podłodze w salonie. Podczas kolejnej ulewy ujawnił się jeszcze jeden problem – pękło uszczelnienie opętnika (kołnierza otulającego maszt na wysokości pokładu). Przez co strugi deszczu spływającego po maszcie przedostawały się do kambuza (kuchni). Jedynym pocieszeniem było, że jest to słodka woda i pojawia się tylko w czasie deszczu, więc łatwo było opanować sytuację przy pomocy jednej szmaty. Ten rejs nas zmęczył i z radością witaliśmy się z widokiem lądu, jaki ukazał nam się w środę nad ranem. Zakotwiczyliśmy przy północno-wschodnim krańcu Tobago w Zatoce Man of Bay niedaleko miejscowości Charlotteville, gdzie mogliśmy sie odprawić. Pierwsze oględziny kila i płetwy sterowej wykłuczyły zahaczenie sieci, więc cała wina za spowolnienie spadła na niechcianych lokatorów. Następniego dnia po przypłynięciu spędziliśmy z Tomkiem cztery godziny pod wodą usuwając wapienną skorupę. Tomkowi udało się także uszczelnić opętnik, dzięki czemu częste deszcze, jakie pojawiały sie nad Tobago podczas naszego czterodniowego pobytu, nie zalewały nam już kambuza. Pomimo, iż lista rzeczy do zreperowania na Trinidadzie powiększyła się po feralnej nocy, Mariusz nie zmienił planów i nie skrócił naszego pobytu na Tobago. Stwierdził, że przyda nam się weekend na relaks. I tak też było. Zrobiliśmy Katharsis wycieczkę wzdłuż wschodniego wybrzeża, opłynęliśmy malownicze wysepki na północ od Man of War Bay, snorklowaliśmy w Zatoce Piratów. Udało się także wyciągnąć Michała pod wodę. Nie nurkował wcześniej, gdyż miał problemy z przedmuchaniem uszu. Mariusz wyjaśnił mu na spokojnie jak ma to robić i zaproponował, że spróbujemy razem zejść. Michał bez problemu wyrównał ciśnienie w uszach i zeszliśmy na 10 metrów.
Kotwicę podnieśliśmy w niedzielę wieczorem, a do Chaguaramas na Trinidadzie dopłynęliśmy w poniedziałek. Na powitanie Mariusz wymyślił śniadanie w restauracji koło mariny, po czym zabraliśmy się wszyscy do pracy. Trzeba było zrzucić żagle, zorganizować żaglomistrza, specjalistę od klimatyzacji, by zrobić przegląd instalacji, znaleźć warsztat, gdzie reperują silniki zaburtowe – nasza honda przy pontonie też wymaga spotkania z doktorem. Na szczęście Trinidad to najlepsze miejsce na Karaibach do przeprowadzania napraw na jachtach, więc powinno wszystko pójsć sprawnie.
- morze kipi
- Tomek moknie na wachcie
- Hania za sterem
- Mariusz ocenia straty
- rozbieranie zepsutego bloczka
- straty pod pokładem
- dopłynęliśmy na Karaiby
- Hania na tle Tobago
- Mariusz, Tomek i Michał
- spacerem po Charlotteville
- dzieciaki wracające ze szkoły
- karaibskie klimaty
- lokalne specjały
- stadion
- atrakcja dla turystów
- Katharsis u wybrzeży Tobago w zatoce Man of War
- wschodnie wybrzeże Tobago
- wyspa jak na Galapagos
- miejscowość Charlotteville na Tobago
- dom na Goat Island koło Tobago
- zielone wybrzeże Tobago
- skały u wybrzeży
- delfin spotkany koło wybrzeży Tobago
- kolory wody
- jedna z wysp koło Zatoki Man of War
- Katharsis w Zatoce Piratów
- deszcz nad Tobago
- Zatoka Piratów
- w locie
- lądowanie
- Misio po raz pierwszy schodzi pod wodę
- Tomek ubiera Misia w sprzęt do nurkowania
- Tomkowe sushi
- jachty w Chaguanas
- wpływamy do mariny
- las masztów
- Kathrsis w marinie w Chaguanas
- Gulf of Paria o zachodzie słońca
- wyjmujemy listwy grota
- zrzucamy grota
- urwany róg szotowy
- ale dziura
mimo tylko kilku zdjęć bezbłędnie uchtycone tempo życia wyspy. Fajnie tak zachaczyć na weekend o Tobago 😉