Meksyk – Cozumel i Jukatan


Z Turneffe na Cozumel, gdzie Mariusz postanowił popłynąć, mieliśmy do pokonania zaledwie 200 mil morskich. Ten krótki dystans, pomimo bezwietrznej pogody, udało nam się pokonać bardzo szybko – w dobę z małym haczykiem. A to za sprawą płynącego z nami prądu – Golfsztromu, który pomagał nam prawie przez całą podróż, a przed Cozumelem osiągnął prędkość 3 węzłów. Kotwicę rzucaliśmy już po ciemku, widząc światła głównej miejscowości na wyspie – San Miguel. Na drugi dzień rano bardzo pozytywnie zaskoczył nas kolor wody. Pomimo, że staliśmy przy sporym mieście, będącym głównym ośrodkiem turystycznym na wyspie, woda była idealnie przeźroczysta o obłędnie niebieskim kolorze.
Pobyt w Meksyku zaczęliśmy oczywiście od formalności związanych z odprawą. Tym zajął się Mariusz, a reszta załogi zabrała się do szorowania pokładu. W hiszpańskojęzycznych krajach Ameryki Południowej i Łacińskiej załatwienie odprawy to często niełatwe zadanie. W Meksyku wymaga to odwiedzenia wielu urzędów i dodatkowo znajomości hiszpańskiego, dlatego Mariusz zdecydował się skorzystać z usług agenta, żeby usprawnić i przyspieszyć cały proces. Gdy wolno nam już było zejść na ląd, to ruszyliśmy na zwiedzanie San Miguel. Nie wyszukiwaliśmy jednak muzeów i zabytków, raczej skupiliśmy się na spacerwaniu po kolorowych uliczkach i delektowaniu się margeritą (typowy meksykański drink z tequilą, limonkami i innymi dodatkami – w zależności od wariacji) oraz specjałami tutejszej kuchni.
Po dwóch dniach aklimatyzowania się w Meksyku u wybrzeży Cozumelu, przenieśliśmy się na ląd, na Półwysep Jukatan. Mariusz wyszukał spokojną i dobrze osłoniętą marinę przy Puerto Morelos – Marina El Cid. Gdy Katharsis stała bezpiecznie zacumowana przy kei, my wypożyczonymi samochodami zwiedzaliśmy wschodnie wybrzeże meksykańskiego Jukatanu. Jest to miesjce bardzo skomercjalizowane, z mnóstwem hoteli, restauracji, sklepów z pamiątkami i kręcącymi się wszędzie turystami. Playa del Carmen z pewnościa jest jednym z centrów przemysłu turystycznego na Jukatanie ze wszystkimi jego atrakcjami, czyli deptakiem z restauracjami, plażą z kolorowymi barami oraz mnóstwem przeróżnych sklepów przyciągających rzesze przyjezdnych. Ma ona z pewnością swój urok i jak dla mnie jest to miłe miejsce na popołudniowy spacer z kolacją. Z pewnością całe wakacje w tym miejscu mogłyby niejedną osobę zmęczyć, w tym mnie, ale na krótki wypad świetny punkt. Ale poza zatłoczonymi miejscami można też zażyć mniej turystycznego Meksyku. Na jednej z bocznych szos zatrzymaliśmy sie w przydrożnym barze, nastawionym chyba na lokalną klientelę. Nasza obecność wzbudziła trochę zainteresowania, ale udało nam sie zjeść typowy obiad – kurczaka lub rybę z pastą z czarnej fasoli, wypełniaczami w postaci ryżu, makaroku i surówek oraz obowiązkowe tacos, czyli małe placuszki z mąki kukurydzianej, w które zawija się kawałki mięsa i inne dodatki. Ceny z pewnością nie były turystyczne, gdyż za pięć porcji kurczaka z dodatkami, tacos i świeżo przygotowanymi salsami zapłaciliśmy 150 pesos. Dla porównania w Playa del Carmen cena głównego dania dla jednej osoby wynosi około 200 pesos (50 złotych). Wszystko było smaczne i podane bardzo wykwintnie, niemniej dla chigieny układu pokarmowego i w celach profilaktycznych każdy z nas wypił po kileiszku czystej Tequili. Oczywiście nie łażenie po knajpach było głównym celem naszych wycieczek. Wspinaliśmy się na piramidy Majów i kąpaliśmy w słynnych tutaj Cenotes, ale to już temat na inną historię.

Kategorie:Ameryka Środkowa, Meksyk

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading