Czarny piątek na Morzu Beauforta


W czwartek rano wiatr ustabilizował się i wiało od 12-14 węzłów od rufy. Kierunek miał się utrzymać przez następną dobę. Prognoza zapowiadała, iż z czasem siła wiatru będzie się wzmagać. Uwzględniając te warunki Mariusz zdecydował, że postawimy pełnego grota i naszego ulubionego białego spinakera. Ten dzielny 300-metrowy żagiel przefrunął z nami Atlantyk jesienią 2009 roku, podczas regat ARC. Przez prawie dwa tygodnie rejsu ciągnął nas na zachód, odpoczywając jedynie, gdy wiatromierz wskazywał więcej niż 25 węzłów. I znowu powiewał na wschodnim wietrze, tym razem na Morzu Beauforta. Chcieliśmy trochę nabrać tempa i nadrobić drogi, gdyż ostatnia podwiatrowa żegluga nie dała nam zbyt szybkich przelotów dobowych. Jednak nie tylko p prędkość chodziło. Postawienie spinakera sprawiło ogromną przyjemność całej załodze. Wszyscy z uśmiechem spoglądaliśmy w stronę dziobu, nad którym powiewał nasz ulubiebieniec. Wiatr stopniowo tężął, jednak był niestabilny i myszkował (zmieniał kierunek) o 20 stopni w obie strony. Trzeba było czujnie Katharsis prowadzić. Stanie za sterem było czystą przyjemnością! Czwartek był naprawdę udanym dniem. Po całym dniu rozkoszowania się „jazdą“ na spinakerze, wieczorem frajdę sprawiły nam jeszcze wieloryby. Pojawiły się na horyzoncie i figlowały na swoim żerowisku. Uderzały płetwami o wodę i wyskakiwały całe nad powierzchnię. Niestety całe przedstawienie było dość daleko od nas, więc nie udało się tego dobrze uchwycić nawet teleobiektywem. Jeden zainteresował się chyba nami, gdyż podpłynął bardzo blisko. Machnął dwa razy ogonem, a następnie przepłynął wzdłuż burty w odległości zaledwie 5 metrów. Byliśmy tak zaskoczeni, że ledwo zdążyliśmy sięgnąć po aparaty.
W nocy stopniowo się rozwiewało. Gdy kończyliśmy z Markiem wachtę o 0800 wiało 18-20 węzłów. Wiatr jednak dalej tężął i na wachcie Michała i Roberta już dwójka z przodu na wiatromierzu nie znikała. Mariusz zapowiedział, że czas zgasić spinakera i postawić genuę. Michał miał jednak prawie godzinę zabawy z wiatrem powyżej 22 węzłów i zjeżdżając z fali wykręcał prędkość nawet 13 węzłów.
Mimo lekkiego wiatru przez pół doby w końcu przepłynęliśmy ponad 200 mil w ciągu 24 godzin. Do Point Barrow mieliśmy już mniej niż 400 mil. Mariusz postanowił więc kontynuowanie żeglugi najkrótszą drogą, z dala od lądu. Oznaczało to zaoszczędzenie około 100 mil w zamian za zrezygnowanie z odwiedzenia Hershel Island. Chcieliśmy w ten sposób zminimalizować czas płynięcia pod wiatr, który miał pojawić po przejściu oka niżu w sobotę.
Zrzucanie spinakera poszło bardzo sprawnie. Marek z Zefirem zgasili go bez najmniejszych problemów. Wiatr wiał teraz równo z siłą 20-25 węzłów, więc byliśmy w stanie wykręcać świetną prędkość na grocie i genui. Wiatr nieco zmienił kierunek i by płynąć do celu musieliśmy zrobić zwrot. Manewr przebiegł sprawnie. Gdy rufa minęła linię wiatru, bom przeszedł na wybranej talii na drugą burtę. I gdy wydawało się, że manewr został bezpiecznie wykonany, w momencie luzowania talii, fala bujnęła łódką. Bom nabrał prędkości i z impetem pociągnął na zawietrzną. Talia grota zaświstała i wyrwała się Mariuszowi z ręki. Zobaczyliśmy tylko rozwijającą się buchtę. Dobrze, że Mariusz zdaje sobie sprawę z siły, z jaką taka lina pędzi i nie próbował wkładać rąk w kabestan, bo z pewnością skończyło by się to poważnym wypadkiem. Niestety bom uderzając o wantę (stalówka mocująca maszt) uszkodził się. W warunkach morskich nie jesteśmy tego w stanie naprawić własnymi siłami. Będziemy musieli się obejść bez naszej głównej siły napędowej, czyli grota. Nie wpływa to na bezpieczeńśtwo żeglugi, ale na pewno spowoduje jej spowolnienie, szczególnie w podwiatrowej jeździe. Wszystkim mimy zmarkotniały, ale najgorsze tego dnia dopiero nadeszło, złe wieści z Polski… Popołudniu Tomek odebrał od żony telefon z wiadomością o śmierci swojego taty. Nie muszę pisać jak źle się czuł i jak ciężko było mu w tych chwilach, szczególnie, że przeżywa to z dala od najbliższych. Smutny to był dzień dla nas wszystkich. Czarny piątek na Morzu Beauforta.
Piątkowe popołudnie i całą noc udało nam się przejechać na samej genui z przyzwoitą prędkością (od 7-9 węzłów). Silny wiatr od rufy, momentami przekraczający 30 węzłów, pozwalał nam gnać do celu. Nad ranem, zgodnie z prognozami, wiatr zaczął siadać i odkęcać. Odpaliliśmy silnik i dzień upłynał rzy pomrukach diesela. Na koniec wachty Marka i mojej, czyli przed 2000 rozwiało się do 15 węzłów, więc rozwinęliśmy genuę i odsawiliśmy silnik.
Jest sobota 25 sierpnia 2012 roku, godzina 2000 (UTC-6) nasza pozycja: N 71 st. 37 min., W 148 st. 40 min., wiatr południowo-zachodni 15 węzłów, kurs rzeczywisty 270 st., prędkość 7 węzłów.

Kategorie:Morza i Oceany, Ocean Arktyczny

7 komentarzy

  1. Ja już nie wiem co gorsze,góry lodowe,czy te ogromne fale.Jesteście Wielcy.Pozdrawiam-mama Barasińska

  2. Kondolencje dla Tomka i wyrazy wspolczucia dla Mariusza…. Trzymajcie sie….

  3. ten bom nie wygląda za dobrze 🙁 , ale mam nadzieję że to uszkodzenie jest powierzchowne

  4. Tomku , na Twoje ręce składam nasze najszczersze kondolencje dla całej rodziny, trzymajcie się, mam nadzieję że Twój Tata był zadowolony ze swojego życia !

  5. I tak jesteście dzielni. Sercem płyniemy z Wami! pozdrawiamy Was serdecznie

  6. Tomku serdecznie współczuje , trzymaj się mocno .

    Wierzę że mimo kłopotów z bomem dacie radę i zakończycie wyprawę bezpiecznie u celu . Wszyscy którzy wam kibicują od początku, wierzą że dacie radę , mocna i silna z was załoga !!!

    Pozdrawiamy serdecznie i trzymajcie się
    buziaki dla Mareczka
    Kasia Marta i Łukasz

  7. O rany.. Tomek jesteśmy z Tobą

    Powodzenia w dalszym rejsie
    Uściski i pozdrowienia, trzymajcie się

Leave a Reply to Iwona, JacekCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading