Mariusz:
Acapulco od Zihuatanejo dzieli 110 mil. Jest to dystans, który idealnie pasuje na nocny przelot. Opuściliśmy zatokę w środę o 1600, mając nadzieję na spędzenie dwóch dni w słynnym kurorcie. Jest to najstarszy kurort Meksyku, którego gwiazda bardzo ostatnio przybladła. A wszystko za sprawą wojny karteli narkotykowych. Wysoki poziom przestępczości zaczął odstraszać turystów. Bez problemów udało się dzięki temu zarezerwować miejsce w prywatnym Acapulco Club de Yate.
Tak jak podczas całego naszego płynięcia wzdłuż zachodniego brzegu Meksyku wiatru mieliśmy jak na lekarstwo. W zamian za to, niedługo po opuszczeniu zatoki dostrzegliśmy ławicę tuńczyków. I to nie jak zazwyczaj w formie gotującej się od nich wody. Otaczały nasz jacht i były doskonale widoczne w niezafalowanej, przeźroczystej wodzie. Nie musiała upłynąć długa chwila, by zaterkotały oba nasze kołowrotki. Po chwili na pokładzie wylądowały dwa dorodne okazy. Tomek, chyba nieusatysfakcjonowany tym połowem, zarzucił ponownie wędki. Dwa tuńczyki, na szczęście dla nich i naszych żołądków zerwały się, ale do wyniku popołudnia musieliśmy dopisać jeszcze jedną sztukę.
Około 2300 obudził mnie Tomek. Z maszynowni dochodziły przeraźliwie dziwne odgłosy. Coś w układzie przenoszenia napędu. Miękkie przeguby wyglądały na nienaruszone, musiała być to skrzynia biegów. Przypomniałem sobie, że wyciągając złowione wcześniej tuńczyki, na powierzchni wody zauważyłem tłuste ślady. Czyżby olej w jakiś dziwny sposób wyciekł ze skrzyni i po wale wydostał się na zewnątrz? Skrzynia biegów była sucha. Jeśli to tylko drobny wyciek, pomyślałem, to wystarczy uzupełnić olej i do Acapulco powinniśmy dopłynąć. Kuba wlał do skrzyni dwa litry oleju przekładniowego i ruszyliśmy dalej. Niestety po trzech godzinach sytuacja się powtórzyła. Wyciek oleju w tak krótkim czasie, to nie żarty, zwłaszcza w skrzyni z hydraulicznym wspomaganiem. Na zewnątrz nie było śladów wycieku, musiał on znaleźć inną drogę niż przez uszczelniacz. Przyczyna okazała się prosta – pęknięta wężownica w chłodnicy oleju. A to z kolei oznaczało, że do skrzyni mogła dostać się morska woda, kiedy nie było już ciśnienia w układzie. Fizyki nie da się oszukać. Po niedługiej chwili skrzynia biegów wypełniona była wodą, zamiast olejem.
Postawiliśmy żagle. Od Acapulco dzielił nas jeszcze odcinek około 60 mil. To niewiele, ale gdy nie ma wiatru, dystans nie chce się zmniejszyć. Postanowiliśmy wyeliminować chłodnicę z układu. Nie było to jednak takie proste, gdyż przez nią również przepływa woda do układu chłodzenia silnika. Lekko przegrzana skrzynia biegów to nie problem, ale gorący silnik odmowił by współpracy. Po dwunastu godzinach pracy udało nam się połączyć wysokociśnieniowe przewody olejowe. Na szczęście mieliśmy oleju na kilka wymian, mogliśmy więc wyczyścić skrzynię biegów, usuwając z niej przy pierwszej wymianie ponad 4 litry wody, przy powtórnej 1,5 litra morskiej wody. W tym czasie przepłynęliśmy zaledwie dwadzieścia kilka mil. Atmosfera wokół nas przypominała tą z filmu “Martwa Cisza”. Mogliśmy w końcu odpalić silnik i późnym popołudniem zameldowaliśmy się w marinie.
Marina okazała się luksusowym prywatnym klubem, bardzo zadbanym, z niezłą knajpką oraz z dużym basenem, Jacuzzi, kortami itp. Po nerwowym i upalnym dniu mogliśmy się w końcu zrelaksować.
Straciliśmy cały dzień, ale nastroje mieliśmy dobre. Tomcio był jeszcze w kraju i udało mu się zorganizować dostawę chłodnicy z Holandii. Jako, że wypadały w piątek moje urodziny, nie chciałem wpadać w minorowy nastrój. Tradycyjnie już polał się szampan do śniadania. Potem były uściski i niespodzianki. Dzień zakończyliśmy kolacją w przeuroczo usytuowanej restauracji z widokiem na całą zatokę. Acapulco nie okazało się takie straszne.
- przy tych skałach natknęliśmy się na ogromną ławicę tuńczyków
- trzy tuńczyki złapane jeden po drugim
- zachód słońca 16.01.2013
- Antoś pokazuje babci gdzie są żagle
- skrzypce i nuty Zosi
- Mariusz na rufie Katharsis
- martwa cisza
- załoga z kapitanem na burcie
- Katharsis II łapie podmuchy wiatru
- zrzucamy grota
- Olka wybiera reflinę
- kąpiel na rufie
- u wejścia do Zatoki Acapulco
- willa z basenem nad oceanem
- Playa Caletilla z zZatoce Acapulco
- Antoś zagaduje kapitana
- Kuba na tle Acapulco
- Tomek jak zawsze obserwuje horyzint
- Julka na dziobie
- woda morska z resztą oleju ze skrzyni biegów
- Mariusz w urodzinowy poranek
- szampan do urodzinowej jajecznicy
- składamy kapitanowi życzenia urodzinowe
- rozpakowywanie prezentów
- Mariusz w klubie żeglarskim (Club de Yates Acapulco)
- Basia w basenie w klubie w Acapulco
- Olka, Juka i Zosia w basenie
- zatłoczone ulice Acapulco
- dorożki w Acapulco
- Olka i Hanuś z jubilatem
- Jubilat z lamką koniaku
- jeden z gościu urodzinowych odpadł z imprezy
- podczas urodzinowej kolacji Mariusza
- na tle panoramy Acapulco
- trzy siostry na basenie w klubie w Acapulco
- Mariusz w urodzinowy wieczór
witam serdecznie i zarazem przepraszam ze się wpakowałem to ni stad ni zowąd na ten bardzo ciekawy blog. muszę przyznać ze przeczytawszy wcześniej parę opisów waszych przepraw po rożnych zajadkach świata i to muszę przyznać z przyjemnością. sam tez mam możliwości troszeczkę po podróżować, ale to raczej związane jest z praca, praca na morzu gdzie i w tej chwili przebywam.(morze północne). to tak na wstępie chciałem napisać. dotarłem na ten blog bo jeden z moich przyjaciół własnie się do was wybierał i pewnie już jest ale nie miałem żadnej wiadomości wiec pomyślałem ze napisze i może coś z jego pobytu wystawicie na blogu. jeszcze raz przepraszam ze tak bezpardonowo się tu wpisałem. tym tajemniczym znajomym jest mój kolega Wojtek wraz z zona. znam tez kubę ale nie widziałem go już tyle lat ze pewnie bym go nie poznał a na pewno on mnie hi hi hi. to na tyle z góry podziękuje jak byście mogli wstawić jakieś zdjęcie z pobytu mojego przyjaciela a jeśli nie za bardzo można to trudno, może później jakiś przypadkowe zdjęcie się trafi a na pewno przywiezie dużo ciekawych zdjęć z miejsca gdzie kiedyś tylko przepływałem statkiem miejsca bardzo uroczego z Kostaryki, dziękuje.