50 000 mil morskich żeglugi Katharsis II i domknieęie pętli wokół obu Ameryk


Przypłynięcie na Galapagos zbiegło się z ważnymi dla Katharsis II i dla nas wydarzeniami. Zawitanie ku brzegom San Cristobal domknęło pętlę wokół obu Ameryk. Po przejściu Kanału Panamskiego i dopłynięciu na Galapagos 1 lipca 2010 roku rozpoczęliśmy długi rejs, który powiódł nas przez Pacyfik na Markezy, Wyspy Stowarzyszone Polinezji Francuskiej, Wyspy Astralne, dalej przez Wyspę Wielkanocną, aż ku groźnym klifom Cabo de Hornos, który mijaliśmy lewą burtą 7 stycznia 2011 roku. Po opłynięciu legendarnego dla żeglarzy Przylądka Horn obraliśmy kurs bardziej na południe, by dotrzeć do lodów Antarktydy, aż po południowe koło podbiegunowe. Następnie zaczęła się wędrówka na północ, wzdłuż wschodniego wybrzeża Ameryki Południowej, przez Karaiby i jeszcze bardziej na północ wzdłuż Ameryki Północnej ku lodom Grenlandii i Arktyki przez Przejście Północno-Zachodnie, które pokonaliśmy latem 2012 roku. Nasza trasa dalej wiodła na południe wzdłuż zachodniego Wybrzeża Ameryki Północnej i Środkowej. Odwiedziwszy największą niezamieszkałą wyspę – Isla del Coco powróciliśmy na Galapagos 21 kwietnia 2013 roku po przepłynięciu 39000 mil morskich. Jakiś niesamowity przypadek sprawił, iż tego samego dnia i to w dodatku o godzinie 1200 log zliczył 50 000 milę morską pokonaną przez Katharsis II. Jak to powiedział Tomek: „kumulacja okazji“. Tym bardziej, że w nocy 21 kwietnia miało miejsce jeszcze jedno wydarzenie. O 0455 Katharsis II po raz trzeci przecięła równik. Neofitami byli tym razem Basia z Tomkiem, którym zgodnie z tradycją urządziliśmy chrzest. Mariusz wcielił się w rolę Neptuna i przygotował specjalnego drinka na tą okazję. Ja postarałam się o odpowednią strawę, która komponowałaby się z zacnym trunkiem. Wszystko prezentowało się apetycznie, ale komnsumpcja kosztowała naszych Neofitów nieco wysiłku i to wcale nie za sprawą ilości… Po inicjacji przejścia równika Basia otrzymała imię Pluszowego Albatrosa, a Tomek Narwala Długonosego.
Zawsze cieszę się, gdy wracamy w znane nam miejsca. Towarzyszy temu dreszczyk emocji, wprawdzie inny niż ten związany z odkrywaniem nowych dla mnie zakątków ziemi, niemniej jednak ekscytujący. Widząc odwiedzane już niegdyś zatoki czy porty wracają obrazy, zapachy, budzą się silne wspomnienia i ciekawość jak będzie tym razem. Czy dużo się zmieniło, czy może wszystko jest takie jakim je zapamiętałam? Jak teraz odbierać będę to miejsce i jak je przeżywać???
W przypadku Galapagos nic się nie zmieniło. Port wyglądał praktycznie tak samo, z tą różnicą, że było znacznie więcej jachtów. Zaraz po rzuceniu kotwicy przywitał nas ten sam agent Pablo Fernando na taxi wodnej z tym samym kierowcą Bone, co niespełna trzy lata temu. Lwy morskie pływały po zatoce, odpoczywając na rufach zakotwiczonych łódek oraz wygrzewając się na miejskim nabrzeżu i tamtejszych ławkach. Na ulicach miasteczka Puerto Moreno zastaliśmy tą samą senną atmosferę. Na niedzielny obiad chcieliśmy pójść do znanej nam restauracji Rosita, jednak było jeszcze za wcześnie, gdyż dochodziła dopiero trzecia, a tam serwowano od piątej. Szukając odwartej knajpy trafiliśmy do nowej dla nas z widokiem na zatokę. Tutaj uraczyliśmy sie homarami i butelką białego wina. Przez ostatnie trzy lata niewiele się w tym newielkim portowy miasteczku zmieniło. Pojawiło sie kilka nowych centrów nurkowych i operatorów wycieczek, ale sklepy czy miejski targ wyglądały identycznie. Nawet nasz agent nie zmienił oferty i chciał nas naciągnąc na wycieczkę lądową, proponując cenę 4-5 razy wyższą niż można zapłacić organizując ten sam wypad samemu. Nieszczęśnik chciał nas także oszukać na ilości dostarczonego paliwa, ale tego było nam za wiele. Przecież starych znajomych tak się nie traktuje… Oj nieładnie. Na wycieczkę ani obiad u niego w domu (płatny) nie daliśmy się namówić. Zrażeni jego nieuczciwością, ukrywaną pod pozorem nieznajomości angielskiego, nie zdecywaliśmy się na wypad nurkowy organizowany przez jego brata. Wybraliśmy centrum nurkowe, które istniało jeszcze przed trzema laty i które pamiętaliśmy z poprzedniej wizyty na San Cristobal.
Pobyt na Galapagos często frustruje żeglarzy. Wiążą się z nim wysokie opłaty portowe, obowiązek korzystania z usług agenta i brak możliwości swobodnego przemieszczania się swoim jachtem. Archipelag ma 5 portów, przy czym nie mając wcześniej załatwionych pozwoleń można wpłynąć tylko do jednego z nich. Formalnie do wyboru są Puerto Ayora na Santa Cruz (gdzie Mariusz był „Jedyneczką“ w 2004 roku) oraz Puerto Moreno na San Cristobal. Odwiedzenie portów na wyspach: Isabela, Fernandina i Espaniola wymaga posiadania „Zarpe“, które trzeba załatwiać 4-6 tygodni przed pojawieniem się na wyspach. Kotwiczenie poza portami jest również możliwe, ale to z kolei wymaga 6 miesięcznego oczekiwania na pozwolenie, sowitych opłat i zakwaterowania przewodnika z Parku Narodowego (dwóch, gdybyśmy chcieli nurkować). Procedura podobna jest do tej, którą przeszliśmy chcąc nurkować na Isla del Coco. Tym razem nasz postój był nieplanowany i zaledwie czterodniowy. Byliśmy usatysfakcjonowani pobytem na jednej z wysp archipelagu.
Wracając do odczuć i refleksji na temat zmian na Galapagos, to jedna rzecz podczas naszego tegorocznego pobytu z pewnoścą była inna – pogoda! Było znacznie cieplej, a temperatura wody miała ponad 20 stopni Celsjusza , a nie 13-16. Jednak zmiana ta nie wynika z ratykalnych zmian klimatycznych, czy innych rewolucyjnych wydarzeń, a wiąże się jedynie z inną porą roku. Trzy lata temu odwiedziliśmy Galapagos w lipcu, a teraz byliśmy w kwietniu. Jest to wysoki sezon turystyczny i dlatego też było tak dużo jachtów i statków wycieczkowych w zatoce.

Kategorie:Ameryka Południowa, Ekwador - Wyspy Galapagos

2 komentarze

  1. BOSKO ! 🙂

  2. Gratulacje, z okazji 50-tki!!!
    Zycze Wam jak nejwiekszej ilosci dalszych 50-tek, abym – tutaj odzywa sie moj egoizm – mogl jak najdluzej pozostac Waszym przynajmniej wirtualnym zalogantem!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: