Galapagos – ponowne odwiedziny


Podczas naszego krótkiego pobytu chcieliśmy możliwie dużo zobaczyć. Ograniczeni byliśmy odprawą, której zawsze w takich rejonach świata trzeba poświęcić co najmniej pół lub nawet cały dzień oraz sprawą tankowania paliwa. Odprawę załatwiliśmy w poniedziałek, a paliwo w środę do południa. Na całodniową wycieczkę został nam wtorek, który postanowiliśmy poświęcić na wyprawę na Kicker Rock. Wiedzieliśmy, iż jest to największa atrakcja w ramach San Cristobal. Poprzednio byliśmy tam wynajętą łódką z przewodnikiem z parku narodowego i nurkowym. Tym razem pojechaliśmy na zorganizowaną wyprawę z centrum nurkowego. Impreza taka zaczyna się od postoju przy Wyspie Lobos, gdzie spotkać można całe stada bawiących sie lwów morskich oraz fregaty siedzące w swoich gniazdach. Tym razem udało nam sie zobaczyć samce fregat z charakterystycznymi czerwonymi podgardlami, w które przyozdabiają się w okresie godowym.
Płytka wodza między Isla Lobos a brzegiem San Cristobal dla nurków jest miejscem próbnego zejścia pod wodę, a dla reszty grupy pływania z lwami i iguanami. Mariusz, Basia i ja ubraliśmy sprzęt i wraz z dwójką nurków z Chile wykonaliśmy ćwiczenia zadane przez naszego przewodnika pod wodą, jak zalewanie maski, wyrzucenie automatu do oddychania z ust, czy sprawdzenie pływalności. Tomek w tym czasie pływał z maską i rurką podziwiając figle lwów morskich. Udało mu się także wypatrzeć pod wodą płynącą iguanę. My szybko zaliczyliśmy ćwiczenia i dołączyliśmy do bawiącej się grupy. Pamiętałam z poprzedniej wyprawy, iż pływanie z tymi zwinnymi stworzeniami było niesamowitym doświadczeniem. Teraz również pływałam z lwami i nie mogłam nadziwić się jakie są one przyjazne i chętne do zabawy. Było to wspaniałe przeżycie! Kolejne czekało mnie już za kilka chwil, kiedy to zeszliśmy pod wodę przy Kicker Rock na nurkowanie w kanale między dwiema pionowymi skałami. Jest to miejsce, które upodobały sobie rekiny czarnopłetwe i jest ich tam mnóstwo. Spotkanie z rekinami było fantastyczne. Wrażenie potęgowane było przez rewelacyjną przejrzystość wody. Widoczność wynosiła ponad 30 metrów. Płynąc w kanale było widać co dzieje się hen przed nami, jak również nad nami tuż pod powierzchnią wody. Z daleka podziwialiśmy poruszające się dostojnie rekiny. Zazwyczaj można je dostrzec, gdy są już stosunkowo blisko. Tym razem mogłam się im długo przyglądać, gdy nadciągały z jednej strony kanału i niknęły w jego drugim końcu. Przed kolejnym nurkiem wybraliśmy się na lunch na plażę z lazurowo czystą wodą i widokiem na wulkany San Cristobal. Posililiśmy się kawałkiem ryby z ryżem i surówką i popłynęliśmy na kolejnego nurka. Drugi raz pod wodę zeszliśmy także przy Kicker Rock, ale przy północno-zachodniej ścianie. Tutaj szansa była na spotkanie stada rekinów młotów. Przez większość część nurka towarzyszyły nam ciekawskie żółwie. Jeden próbował nawet dostać się do kamery Mariusza. Pod koniec podpłynęły do nas dwa rekiny młoty, jednak nie tak blisko jak żółwie. Kilka metrów przed nami zawróciły i odpłynęły w toń. Był to wspaniale spędzony dzień, a pogoda wprost idealna – słońce przez cały dzień i ani jednej chmurki na niebie.
W środę popołudniu, po udanej akcji tankowania, pojechaliśmy na Loberię położoną nieopodal Puerto Moreno. Jest to urocza plaża z białym piaskiem, mnóstwem zieleni dookoła i czarnymi wulkanicznymi głazami, na których wylegują się iguany. Nie brakuje tu także lwów morskich. Udało nam się wypatrzeć samicę z młodym. Maluch leżał blisko matki i co chwilę raczył sie sporym łykiem mleka. Nieopodal wygrzewał się spory samiec, czuwając nad towarzystwem.
Na plaży Basia z Tomkiem wypuścili latawiec i z wysokości prawie 200 metrów ujęli w kadrze kawałek wyspy.
Dobrze nam było na San Cristobal, ale czas było ruszać w drogę. Kotwicę chcieliśmy podnosić w czwartek rano. Jednak nasze wypłynięcie uzależnione było od załatwienia formalności, czyli otrzymania specjalnego pozwolenia. A to dostarczyć miał nam jak najwcześniej Pablo. Niestety, gdy chodziło o sprzedanie wycieczki to pojawiał się co chwilę, ale z dokumentami na wyjście nie mogliśmy się go doczekać. Dopiero popołudniu dostarczyła je nam jego żona. Nic nas jednak z dobrych nastrojów nie wyprowadzało. Sytuacja nawet nas trochę bawiła, a Pablo będzie pewnie jeszcze długo przedmiotem naszych dowcipów.
Dzisiaj mija czwarta doba żeglugi w kierunku Gambier. Piątkowe popołudnie podniosło nam znacząco poziom adrenaliny. Ale o tym w następnym wpisie.
Jest poniedziałek 29 kwietnia 2013 roku godzina 0800 (UTC-7). Naszym celem jest archipelag Gambier we Francuskiej Polinezji oddalony od Galapagos o 2950 mil morskich. Wieje południowo-wschodni wiatr o sile 14 – 17 węzłów pozwalający nam płynąć z pędkością 9 – 10 węzłów. Nasza pozycja: 06st. 27min. S 100st. 30min.W, kurs 240 st.

Kategorie:Ameryka Południowa, Ekwador - Wyspy Galapagos, Nurkowanie

2 komentarze

  1. Super blog, wspaniałe zdjęcia 🙂 Zazdroszczę odwiedzenia Archipelagu Galapagos. Sama lecę do Gujany Francuskiej i Brazylii, więc tak tutaj trafiłam.
    Pozdrawiam Nela

  2. 🙂 pozdrowionka dla całej ekipy 🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: