Nurkowania na Komodo


Podczas kilkudniowego pobytu na Komodo, poza wypatrywaniem na plażach waranów i innej dzikiej zwierzyny, kilka razy zeszliśmy pod wodę. W ekipie nurkowej był Mariusz, Kuba, Zbyszek i ja oraz Marek, jako nasze zabezpieczenie z pontonu. Pierwsze nurkowania zaliczyliśmy przy południowych krańcu Wyspy Rinca. Woda miała tam zaledwie 23-24 st. Celsjusza, przez co sięgnęliśmy po grubsze kombinezony. Zbyszek przywiózł ze sobą jedynie cienka wersję, ale po pierwszym przemarznięciu pod wodą odważył się ubrać jeden z naszych grubych kombinezonów. W jego rozmiarze mieliśmy jedynie damski model – w śliczne niebiesko-błękitno-białe kwiaty. Kuba z Markiem nie dawali Zbyszkowi spokoju, śmiejąc się, że chodzi w babskich ciuchach. Na szczęście zdrowy rozsądek zwyciężył. Zbyszek nie dał się chłopakom i na pierwszym miejscu postawił komfort pod wodą, pokazując się rybom, ślimakom i innym podwodnym stworzeniom w kwiecistym kombinezonie.
Zimna woda przy południowych brzegach Rinca sprzyja życiu podwodnemu. Bogatość korala twardego, miękkiego, rozgwiazd, ślimaków oraz ryb była oszałamiająca. Przy południowym brzegu Komodo woda także była chlłodna i nurkowisko ciekawe, ale te przy Rinca prezentowały znacznie bogatsze życie.
Zwiedzając Komodo nie mogliśmy odmówić sobie odwiedzenia miejsca, słynącego z występowania całych stad mant – okolic rafy Makassar. Do opisów w przewodniku nurkowym podchodziliśmy z Mariuszem dość sceptycznie, gdyż kilka razy szukaliśmy już pod wodą mant i zazwyczaj kończyło się to fiaskiem. Tym razem było jednak inaczej. Gdy podpłynęliśmy we wskazane miejsce wczesnym rankiem, przy powierzchni wody dostrzegliśmy kilka ogromnych mant. Zbyszek i ja prosto z pokładu wskoczyliśmy do wody w płetwach i maskach. Był silny prąd, ale pracując energicznie nogami można było utrzymać się nad unoszącymi się pod nami majestatycznymi mantami. Reszta ekipy dołączyła do nas po jakimś czasie i również nacieszyła się obecnością tych wspaniałych stworzeń. Przy Makassar Reef zeszliśmy pod wodę w sprzęcie nurkowym i z aparatami. Ja przeżyłam chwilę grozy, gdyż będąc w wodzie Marek podawał mi aparat i rozminęliśmy się i mój ukochany sprzęt zaczął szybko tonąć, zanim zdążyłam się zanurzyć. Na szczęście było zaledwie kilkanaście matrów głębokości i rewelacyjna widoczność, więc widziałam nie traciłam aparatu z oczu. Niestety był bardzo silny prąd i nie byłam w stanie się zanurzyć i od razu podpłynąć do niego. Marek wywiózł mnie pontonem pod prąd, tak bym miała zapas wysokości, zanurzyłam się i wylądowałam nad aparatem. Odzyskałam mój skarb, ale nerwów nie brakowało.
Rewelacyjnego nurka zaliczyliśmy także pod koniec naszego pobytu na Komodo – przy Gill Lawa Laut. Pod wodę zeszliśmy przy miejscu nazywanym Cristal Rock. Początek nie zapowiadał wybitnego nurkowania, gdyż widoczność była słaba i stosunkowo niewiele życia. Ale nie można się zniechęcać. Gdy opłynęliśmy pierwszy załom w skałach sytuacja się zmieniła – życie pod woda jakby wybuchło. Mnogość ryb i stworzeń olśniewała. Do tego wszystkiego udało mi się wypatrzeć po raz drugi w życiu parę koników morskich – Pygmy seahorse. Nie miałam najlepszego obiektywu do fotografowania tych malutkich ryb, bo 60mm. Żałowałam, że nie mam obiektywu 105mm, ale pamiątka jest! Takim miłym akcentem zakończyliśmy naszą podwodną przygodę z Komodo.

Kategorie:Azja, Indonezja, Morze Flores, Nurkowanie, ZZZ - Kategorie niegeograficzne

1 komentarz

  1. Przepiękne zdjęcia, niesamowite kolory i kształty
    Zazdroszczę 😊

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: