Majowy rejs po północnych Malediwach


Po dopłynięciu w maju na Malediwy mieliśmy z Mariuszem jeszcze kilka dni do wylotu do kraju. Uligan na północy, gdzie dopłynęliśmy, by się odprawić po rejsie z Tajlandii, od kotwicowiska niedaleko stolicy Male, gdzie Katharsis II miała zostać na kilka tygodni, dzieli ponad 150 mil morskich i kilka atoli, które chcieliśmy zobaczyć. Przez pierwsze kilka dni pogoda nam sprzyjała – słońce grzało i spokojna woda pozwalała na nurkowanie w czystej i niewzburzonej wodzie. Sezon turystyczny na Malediwach trwa od grudnia do początków maja. Wówczas Oceanem Indyjskim rządzi monsun północno-wschodni. Strumień wiatru rozcinany jest na dwa przez górzystą Sri Lankę. Malediwy znajdują się w cieniu tej dużej wyspy, dzięki czemu panuje tu bezwietrzna pogoda, a niebo błękitne, niczym na zdjęciach z najlepszego folderu turystycznego. Maj jest już miesiącem przejściowym, mogącym dawać piękną pogodę lub zwiastuny nadchodzącego monsunu południowo-zachodniego. Ten niesie z kolei w tym obszarze wietrzną, często pochmurną aurę z silnymi burzami. Wiatr to sprzymierzeniec żeglarzy, jednak gdy chce się zakotwiczyć, to potrzebne jest osłonięte i bezpieczne miejsce. Takich niestety na Malediwach nie ma, gdyż jedyną osłoną jest rafa koralowa ciągnąca się pasmami pod powierzchnią wody. Nie ma tutaj wysp ze wzniesieniami i głębokimi zatokami, mogącymi dawać schronienie przed silnymi, monsunowymi wiatrami. My już po kilku dniach pobytu na Malediwach mogliśmy się przekonać o zmienności i nieprzewidywalności pogody w tym okresie.

Po odprawie w Uligan popłynęliśmy do Dhonakulhi, na której znajduje się hotel Hideaway. Mariusz był w tym miejscu Jedyneczką w 2009 roku, gdy domykał kółko dookoła świata. Jest to przepięknie położony hotel, a co ciekawe, znajduje się tu jedyna marina na całych Malediwach. Gdy dopłynęliśmy, byliśmy tu jedynym jachtem. Nie zdziwiło nas to, gdyż maj to już okres po najlepszej pogodzie, a po za tym niewielu żeglarzy tutaj zagląda.
W Hideaway mieliśmy spędzić jeden dzień i popłynąć dalej, jednak zabawiliśmy nieco dłużej. Z tutejszym centrum nurkowym spędziliśmy przemiłe przedpołudnie. Podczas pierwszego zejścia pod wodę zobaczyliśmy ustonogi (Mantis shrimp). Są to przeurocze, wielokolorowe stworzenia, które wyróżniają oczy oraz specyficzne odnóża. Oczy ustonogów uznawane są za najbardziej złożone w królestwie zwierząt. Dla porównania człowiek jest w stanie rozróżnić 3 barwy podstawowe (niebieski, zielony i czerwony), a te kolorowe stawonogi aż 16, dzięki czemu widzą miliony kolorów. Druga niezwykła cecha tych stworzeń, to odnóża. Podczas ataku wyrzucają je z niezwykłą prędkością uderzając w ofiarę. Mogą w ten sposób zabić rybę większą od siebie. Nie są popularne jako zwierzaki akwariowe, gdyż swoim ciosem są w stanie rozbić grube szkło. Mnie urzekały kolory tych stworzeń i dziwaczne oczy zerkające do obiektywu.
Na kolejnym nurkowaniu mieliśmy okazję pływać z mantami. Majestatycznie otaczały nas i pozwalały się podglądać.
Po ciekawych nurkowaniach chcieliśmy z Mariuszem pospacerować po jednej z niebiańskich plaż Wyspy Dhonakulhi. Gdy wpływaliśmy do mariny wypatrzyłam na jednej z palm zawieszony leżak w kształcie gniazda ptasiego i marzyłam w nim usiąść. Mariusz postanowił mnie tam zabrać. Przygotowaliśmy ponton do wyprawy, zamierzamy odpalać silnik, a tu tylko chrząknięcie i ani dźwięku więcej… Sprawdziliśmy napięcie w akumulatorze, stacyjkę i wszystko wydawało się w porządku. Jako, że w Tajlandii Tomek robił generalny przegląd silnika, to Mariusz postanowił nie zaglądać do środka. Zawołaliśmy Tomcia, który akurat cieszył się urokami jednego z basenów hotelu Hideaway. Na szczęście wystarczyło przeczyścić jedną z klem i po dokręceniu jej wszystko zadziałało. Zadowoleni wrzuciliśmy płetwy, maski do pontonu i ruszyliśmy na podbój plaży z hamakiem w kształcie gniazda. Gdy dotarliśmy na miejsce, pogoda zaczęła się diametralnie zmieniać. Błękitne dotąd niebo zaczęły zasnuwać ciemne, złowrogie chmury, które w kilka minut przyniosły silne podmuchy wiatru. Postanowiliśmy schować się w hamakowym gnieździe. Jednak gdy pioruny zaczęły uderzać w wodę blisko nas, opuściliśmy nasze schronienie, gdyż pojedyncza palma na plaży nie wydawała się najlepszą kryjówką w czasie burzy. Poza tym wiatr, który przyniosła burza wzburzył morze i nasz zakotwiczony ponton zaczęły znosić fale. Rzuciliśmy się do wody, by go złapać i nie dać znieść go falom na rafę. Niebo całe było zasnute ciężkimi chmurami. Najrozsądniejszym wydawało nam się wrócić na łódkę. Mariusz spróbował odpalić silnik, a ten ani nie drgnął… Gdy opuszczaliśmy pontonem marinę, Mariusz rzucił w powietrze, że pewnie lepiej byłoby mieć ze sobą komplet narzędzi… no i wykrakaliśmy. Ponton znowu nie chciał z nami współpracować. Nie mieliśmy nawet śrubokręta, by odpalić silnik na krótko. Na szczęście zabrałam ze sobą telefon i zadzwoniliśmy po Tomka. Jednak za nim przybyli z Anią z odsieczą, my pilnowaliśmy pontonu, siedząc na nim przemoczeni, otoczeni piorunami i grzmotami. Uwielbiam burzę, ale tym razem nieźle mnie przestraszyła. Gdy byliśmy oboje z Mariuszem w wodzie i poprawialiśmy kotwicę pontonu, tuż obok nas uderzył piorun. Miałam wrażenie, że zadrżała woda wokół nas. Wyskoczyłam na ponton ze sprawnością foki. Ta burza nieźle mnie wystraszyła. Gdy przeszło już największe uderzenie, z pomocą zjawili się Ania z Tomkiem z niezbędnym zestawem narzędzi. Co najśmieszniejsze, ponton odpalił na jednym dotknięciem przez Tomka stacyjki. Nieźle się wszyscy ubawiliśmy. A najdziwniejsze było, że po tych wyładowaniach wszystkim włosy sterczały dęba. Nawet gdy płynęliśmy pontonem i pęd wiatru smagał nam twarze, z głów wystawały nam niczym małe anteny. Ania z Tomkiem opowiadali, że podczas burzy łódką rzucało, jakby coś w nią rzeczywiście uderzało. Takich rozładować atmosferycznych, z tak bliskiej odległości jeszcze nie odczuwałam. I tak nas powitały Malediwy w pierwszych dniach naszego pobytu.

Z Hideaway popłynęliśmy zobaczyć opuszczony hotel na wyspie Dholhiyadhoo w Południowym Atolu Milandhunmadulu. Mariusz wyczytał, że inwestycję przerwano, gdy hotel był już praktycznie wybudowany, ale nie wykończony. Od kilku lat nic się tam nie dzieje. Na miejsce dopłynęliśmy późnym popołudniem. Zastany widok był przygnębiający. Niszczejące, puste domki na lazurowej wodzie wyglądały jak widma. Planowaliśmy zostać tu cały następny dzień, jednak miejsce to zionęło smutkiem, pomimo przepięknej turkusowej wody i białych plaż.
Dużo przyjemniejszym miejscem było kotwicowisko przy rafie we wnętrzu atolu Baa. Opłynęliśmy pontonem wnętrze rafowego pierścienia. Odwiedziliśmy kilka niewielkich wysepek, które ledwie wystają ponad poziom wody. Nie zdecydowaliśmy się w atolu Baa na nurkowanie, ale pływanie z maską i rurką w niezwykle niebieskiej, przejrzystej wodzie wzdłuż zewnętrznej ściany rafy atolu było wystarczająco ekscytujące i satysfakcjonujące. Przezroczystość wody i jej obłędnie niebieski kolor były wprost hipnotyzujące. A i kilka ciekawych podwodnych sworzeń spotkaliśmy – rekiny, żółwie, mnóstwo błazenków baraszkujących z ukwiałami i wiele ławic kolorowych ryb.
Po opuszczeniu Baa popłynęliśmy do Północnego Atolu Male. Pogoda zaczęła się psuć i ciemne chmury na dobre zasłoniły błękitne niebo. Przed popłynięciem na kotwicowisko w Hulhumale zanurkowaliśmy jeszcze dwa razy przy HP Reef na wschodniej ścianie atolu. Pogoda była bardziej barowa i do posiedzenia z książką pod kocem, niż do aktywności na świeżym powietrzu, ale udało mi się wyciągnąć Mariusza i Tomka pod wodę. Przy deszczowej, pochmurnej aurze nurkowanie jest rewelacyjnym sposobem na spędzanie czasu, chyba jednym z moich ulubionych. Na powierzchni może lać, wiać, a pod wodą otacza człowieka cisza, spokój i niesamowicie bogate życie. Oczywiście moment przygotowań do nurkowania w deszczu i słocie nie należy do najprzyjemniejszych, ale w momencie zanurzenia pod wodę, trudy od razu zostają wynagrodzone. Cieszyłam się, że przed powrotem do kraju i rozstaniem się na kilka tygodni z wodami oceanu udało nam się zanurkować.
Na postój Katharsis Mariusz wybrał jedyne dobrze osłonięte od fal miejsce na Malediwach, czyli kotwicowisko przy Hulhumale. Jest to niewielka wyspa położona koło stolicy – Male, na której znajduje się międzynarodowe lotnisko. Nie jest to szczególnie urokliwe miejsce i z pewnością odbiega od wyobrażeń o rajskich Malediwach, ale wybudowany tutaj falochron pozwala w miarę bezpiecznie kotwiczyć podczas monsunu północno-zachodniego.

Kategorie:Azja, Malediwy, Morza i Oceany, Ocean Indyjski

2 komentarze

  1. Super bezludnie na tych Malediwach w maju, ale mamy juz lipiec 😉
    Co nowego u Was, wedlug “Tracking Race Viewer” Katharsis jeszcze “monsunuje” na Malediwach…
    Pozdrawiamy z austriackich Alp
    Adam i Magda

  2. No….. po prostu skręca mnie z zazdrości:). Wy gorące Malediwy , a ja zimną Islandię zwiedzam.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: