Boskie słonce w Paradise Bay 03.02


Mariusz:

Pobyt w Zatoce Wielorybnikow zakonczyl pierwszy etap naszego obcowania z Antarktyka. Szetlandy Poludniowe daly nam przedsmak kontynentu. Mimo surowego klimatu, te wyspy pochodzenia wulkanicznego stworzyly calkiem interesujace warunki do zycia. Pozwolily nam zobaczyc duze kolonie pingwinow z prawie wypierzonym potomstwem, gotowym do pierwszego samodzielnego zanurzenia sie w morzu. Dzieki Piotrowi moglismy poznac i zobaczyc wiecej niz gdybysmy byli tu sami.

Odczuwam mimo wszystko pewien niedosyt. Czas szybko i nieustannie biegnie do przodu. Na samych Szetlandach mozna byloby zostac cale dwa tygodnie, by z wiekszym spokojem chlonac otaczajaca nas przyrode. Lato jest tu jednak bardzo krotkie, pogoda zmienia sie jak w kalejdoskopie i zal byloby ograniczyc nasz pobyt tylko do przedsionka Antarktydy.

Stawialem sobie trzy cele podczas tej wyprawy. Pierwszy, to szczesliwie dotrzec do tego nieokielznanego kontynentu i odwiedzic polska stacje Arctowskiego. Udalo sie. Drugi, to zobaczyc wszystkie gatunki pingwinow zamieszkujacych Antarktyde. Zostal nam jeszcze cesarski i krolewski, bedzie trudno, gdyz pierwszy zyje w glebi ladu, a drugi tylko czasami gosci tutaj z wizyta. Trzeci zeglarski, to przekroczyc kolo podbiegunowe. Moze byc trudno, z uwagi na niesprzyjajaca pogode. Selma, polski jacht, ktory trzy razy w roku zawija jako czarterowa lodz w te rejony, podczas swego pierwszego rejsu w tym sezonie nie byla w stanie poplynac ponizej Kanalu Lemairea, czyli 65 stopnia poludniowej szerokosci geograficznej. Wyjatkowo duzo lodu w tym roku, a nasz jacht to nie lodolamacz. Dodatkowa trudnoscia jest brak szczegolowych map. Nie, ze ich nie posiadamy, po prostu ich nie ma. Mamy na pokladzie, dzieki uprzejmosci poznanego w Ushuaia brazylijczyka Alberto z jachtu Swan Lake, komplet map Chilijskich i Argentynskich. Ale od 65 rownoleznika nie ma dokladniejszej mapy niz dwusetka, gdzie 1 mili morskiej odpowiada zaledwie niecaly jeden centymetr na mapie.

Tak wiec po uroczym dniu spedzonym na wyspie Deception postanowilem obrac kurs na poludnie. Wiatry mialy byc sprzyjajace, czyli z polnocnego wschodu. Do zatoki Paradise Bay na stalym kontynencie mielismy okolo 160 mil morskich. To troche za duzo, by pokonac ten odcinek za widoku. W koncowce lata robi sie niestety ciemno na 3-4 godziny, a szalenstwem byloby plywanie wsrod gor lodowych i kry po ciemku. Nielatwo jest znalezc bezpieczne kotwicowisko na Antarktydzie. Locja admiralicji brytyjskiej wskazala na takie miejsce oddalone od Deception o 110 mil morskich. Postanowilismy sprobowac, mimo braku szczegolowej mapy. Miejscowke znalezlismy przy samym juz kontynencie, miedzy Cape Murray a wysepka bez nazwy. Bylo nam goraco, gdy sondowalismy dno, mimo chlodu bijacego od lodowca. Musielismy podplynac blisko jego sciany, by miec wystarczajaca glebokosc pod kilem, ale lodowiec nie wygladal na taki, ktory niebezpiecznie sie cieli. Dochodzily nas od czasu do czasu trzaski i odglosy pekniec, niczym wybuchy bomb, ale musialy one pochodzic z wiekszych lodowcow na bliskim nam stalym ladzie. Jakze odmienny widok roztaczal sie przed naszymi oczyma. Mozemy zapomniec na jakis czas o innych kolorach niz biel sniegu i szarosc skal. Paleta kolorow to rozne odcienie szarosci, ozywiane blekitem nieba i lodu podczas rzadkich momentow, kiedy to slonce postanawia przebic sie przez chmury.

Ranek powital nas kilkucentymetrowa warstwa sniegu na pokladzie. Uroczy to widok i nieczesto spotykany w srodku astralnego lata. Po krotkiej penetracji okolicy, slalomie pontonem miedzy zaparkowanymi gorami lodowymi i po podgladaniu stada uchatek postanowilem plynac dalej, by dotrzec do Zatoki Paradise na stalym kontynencie, na grubo przed zmrokiem. Chcielismy tam wlasnie postawic noge na Antarktydzie. Poplynelismy w kierunku Kanalu Gerlacha. I wtedy to pogoda zdecydowala sie na sprawienie nam slonecznej uczty. Cala zaloga wypelzla na poklad.

Blask slonca oswietlil gory i lodowce Polwyspu Antarktycznego i mijanych wysp Brabante i Anversa. Uczta malarska jaka zostala nam zafundowana zostala okraszona pojawieniem sie stada wielorybow. zerowaly tuz pod powierzchnia, tnac wode niczym okrety podwodne.

Znalezienie miejsca na zakotwiczenie okazalo sie trudniejsze niz moglo sie wydawac. Glebokosc w calej zatoce przekracza sto metrow. Moglismy stanac przy Chilijskiej letniej stacji Gonzales przy Waterpoint, u wejscia do zatoki, ale plywajace tam gory lodowe skutecznie zniechecily nas. Po ponad godzinnych poszukiwaniach znalezlismy skrawek dna, ktory pozwolil rzucic kotwice. Na szczescie bezchmurna i bezwietrzna pogoda utrzymala sie do rana.

Caly srodowy dzien sprawil zapewne najwiecej radosci Hanulkowi. To juz drugie swoje urodziny, ktore Hania swietowala na Katharsis. Poprzednie z moimi coreczkami na Mustique, na Karaibach, a teraz w Rajskiej Zatoce, na Antarktydzie. Celebrowanie rozpoczelismy szampanskim sniadaniem na jachcie pokrytym sniegiem, a skonczylismy tortem czekoladowym spozywanym w blasku zachodzacego tuz przed polnoca slonca. Bylo bosko.

Kategorie:Antarktyda

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Nie sprzedawajcie swych marzeń

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading