Ilha Grande


Ilha Grande zachwalana nam była przez poznanych Brazylijczyków jako jedno z piękniejszych miejsc w Brazylii, a nawet na świecie. Jest to wyspa, której wzniesienia we wnętrzu pokryte są bujną zielenią, a wybrzeże utkane mnóstwem uroczych zatoczek z malowniczymi plażami. Jej krajobraz zrobił na nas duże wrażenie. Wyspa jest bardzo podobna do Ilhabeli, nieco mniejsza i z niższymi górami, sięgającymi jednak 1000 m n.p.m. Podstawowa różnica wynika jednak z braku siedlisk ludzkich (na całej wyspie jest tylko jedna osada) oraz braku wstrętnych muszek.
W Bazylii mamy teraz zimę, więc miejsca turystyczne wyglądają jak wymarłe. Dla nas miało to dużo uroku, gdyż w większości zatok, w których kotwiczyliśmy, byliśmy sami. Jedynie podczas weekendu pojawiały się inne jachty oraz łodzie nurkowe. Pogodę mieliśmy w kratkę. Słoneczne i ciepłe dni przeplatały się z deszczowymi. Czas na Ilha Grande upływał nam w wakacyjnym, zupełnie niespiesznym tempie. Pływaliśmy między zatokami, szukając miejsc do przenocowania, kierując się radami Alberto oraz przewodnika wskazującego ciekawe miejsca nurkowe. Udało nam się kilka razy dać nura, choć temperatura wody nie pozwalała wysiedzieć za długo pod wodą w 3-milimetrowej piance. Ja po 50 minutach w 23 stopniowej wodzie wychodziłam przemarznięta. Ale warto było, szczególnie jak odnaleźliśmy wrak Pinguino. Było to moje pierwsze nurkowanie na wraku. Odnalezienie zatopionego statku udało nam się dopiero za trzecim nurkiem, a to za sprawą błędnie podanych w przewodniku współrzędnych, którymi się początkowo sugerowaliśmy. Z pomocą przyszedł Dr. Google, który wskazał właściwe miejsce. Samo poszukiwanie wraku też miało swój urok.

Któregoś słonecznego dnia Mariusz zaproponował chłopakom oglądanie Katharsis z topu masztu. W mgnieniu oka Zbyszek, Waldek i Artur stali gotowi przy maszcie, by dać się wciągnąć na fale na wysokość 30 metrów. Dzień był spokojny, a zatoka dobrze osłonięta, dzięki czemu tafla wody przypominała lustro. Brak falowania bardzo poprawiał komfort przebywania na dużej wysokości. Patrząc na top masztu z pokładu trudno jest sobie wyobrazić jak to jest wysoko. Z drugiej perspektywy sprawy wyglądają zupełnie inaczej. Rozległy pokład nagle niebezpiecznie się kurczy, a ludzie zmniejszają się do rozmiaru krasnoludków z Kingsajz. Dopiero u góry człowiek uświadamia sobie, że jest na wysokości 10 piętra. Efekt jest piorunujący, a widok z góry rekompensuje delikatny stres towarzyszący podróży na maszt.

Kategorie:Ameryka Południowa, Brazylia, Nurkowanie

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: