W Louisbourgu próbowano nas namówić na przedłużenie naszego pobytu co najmniej do poniedziałku. A to dlatego, że w niedzielę wypadało narodowe święto Kanady – Canada Day i cały kraj opanowuje wówczas atmosfera zabawy i biesiadowania. Ludzie w Nowej Szkocji są niezwykle sympatyczni i pogodnie nastawieni. Bardzo życzliwie nas wszędzie witali. Odczuliśmy to już w Halifaxie, a w małym Louisbourgu tylko się to potwierdziło. Zostaliśmy zaproszeniu do wspólnych obchodów Canada Day. Zaplanowano tu różne atrakcje – grillowanie, festiwal truskawek, bingo, a wieczorem koncert ponobno najlepszego w całej Nowej Szkocji muzyka country. Wszystko to brzmiało bardzo zachęcająco, jednak Mariusz nie chciał zwlekać z wypłynięciem, ze względu na ryzyko pogorszenia się pogody. Gdyby nie problemy z silnikiem moglibyśmy z pewnością pozwolić sobie na spędzenie niedzieli w Nowej Szkocji, a poniedziałku na francuskim St.Pierre. Jednak rozsądek podpowiadał, że trzeba wykorzystać wiatr i pożeglować już w sobotę do St. John’s zostawiając sobie odpowiedni margines bezpieczeństwa czasowego. Sobotni ranek przyniósł nieprawdopodobnie gęstą mgłę. Krajobraz zmienił się, jakgdyby ktoś nas w ciągu nocy przeniósł w inne miejsce, do Krainy Białych Smug. Mieliśmy nadzieję, że gęste obłoki podniosą się w ciągu dnia i poprawi się widoczność. Jednak kłęby białej jak mleko mgły na dobre usadowiły sie w zatoce i ani myślały powędrować w górę. O 1500 podnieśliśmy kotwicę i wytężając wzrok wypłynęliśmy z zatoki rozsyłając głośny sygnał mgłowy z naszego megafonu zawieszonego na maszcie.
Mgle na szczęście nie towarzyszła cisza, tylko umiarkowany wiatr, pozwalający nam pożeglować po kursie z prędkością około 9 węzłów. Dopiero w nocy przycichł i odkręcił zmuszając nas do oddalenia się od wytyczonego kursu głębiej w ocean. Na mojej wachcie, czyli świtówce (0400-0800) znowu się rozwiało i mogliśmy odłożyć się na właściwy kurs. W ciągu dnia wiatr był stabilny, dopiero po północy, czyli podczas Michała i Magdy wachty ucichł, by nabrać prędkości po wschodzie słońca. Wraz ze świtem zeszła bardzo gęsta mgła, ale przypłynęły także delfiny. Dzięki tym cudnym stworzeniom wachta minęła mi bardzo szybko. Przez ponad godzinę buszowały przy burtach Katharsis. Mgły towarzyszyły nam przez cały rejs. A wraz z nimi dźwięk syreny. W poniedziałek nasz megafon miał już chyba dość i pękł uchwyt. Mariusz wciągnął Misia na maszt, który przymocował megafon taśmą. Patent wytrzymał do St. John‘s, ale będzie się tym trzeba zająć, gdyż na północy na pewno jeszcze nie raz wpłyniemy w mgły.
Wiatry sprzyjały nam do samego końca. Przy Półwyspie Avalon, gdzie skrywa się St. John’s Neptun sprawił nam miły prezent i powiało do 30 węzłów. Mogliśmy na koniec rejsu jeszcze poszarżować na żaglach i z impetem dopłynął do przesmyku The Narrow prowadzącego do portu, nad brzegiem którego rozciąga się St.John’s, stolica Nowej Fundlandii i nasz cel. Przez cały rejs nie padało, a mokrzy byliśmy jedynie od gęstej mgły. Tuż przed wejściem do portu zażartowałam do Misia, że mógłby wieczorem lub w nocy spaść ulewny deszcz, żeby spłukać sól morską z pokładu ułatwiając nam zadanie mycia łódki. Władca mórz bardzo nam w tym rejsie sprzyjał i wspierał, jakby wiedział o naszym szwankującym silniku. Mogliśmy liczyć tylko na pomyślne wiatry i takie właśnie mieliśmy. A gdy bezpiecznie zacumowaliśmy łódkę przy miejskim nabrzeżu i po wstępnym klarze zasiedliśmy do kolacji lunął ulewny deszcz. Neptun znowu zrobił ukłon w naszą stronę. Mam nadzieję, że w dalszej podróży też będzie naszym sprzymierzeńcem.
- w gęstej mgle wypływamy z Louisbourga
- ledwo można wypatrzeć znaki nawigacyjne
- mgła osadza się na linach
- wschód słońca na czerwono
- Magda i Michał doczekali wschodu słońca już po swojej wachcie
- zachód też w czerwieniach
- błękitne niebo i malownicze chmurki przy zachodzie słońca
- kolacja w kokpicie z lampką wina
- nad ranem znów gęsta mgła
- u Hani na wachcie pojawiły się delfiny
- we mgle wyglądały bajkowo i tajemniczo
- przez ponad godzinę buszowały przy burcie Katharsis
- wschodzące słońce przebija się przez mgłę
- mgłę czuć na czubku nosa
- słońce i mgła dają niesamowite światło, które trudno ująć w obiektywie
- Misio na maszcie
- awaryjne mocowanie zerwanego głośnika
- warstwa niskiej mgły przysłania Półwysep Avalon
- wdłuż Półwyspu Avalon mkniemy do St. John’s
- Nowa Fundlandia przywitała nas silnym wiatrem i słoneczną pogodą
- Mariusz nawiguje przy swoim biurku
- na południe od wejścia do St.John’s
- przed nami St. John’s
- na północ od wejścia do St. John’s
- południowy brzeg The Narrows
- wpływamy w wąskie przejście (The Narrows) prowadzące do portu
- północny brzeg The Narrows
- The Narrows za rufą Katharsis
- łodzie rybackie w St. John’s
- Misio z Mariuszem
- domki na skarpie przy porcie
- St .John’s
- jachty w centrum St. John’s
- kolorowe domki
- już w porcie w St. John’s
- Hania z Magdą klarują łódkę po zacumowaniu
czesć Wam ! u Was coraz zimniej a u N
as coraz cieplej , teraz 33 c , powodzenia w dalszym rejsie 🙂
A ja właśnie oglądam sobie “Najniebezpieczniejszy zawód świata” – morze Beringa. Mam nadzieję, że pogoda po drugiej stronie USA i wzdłuż Grenlandii nie będzie taka hardcorowa… Życzę dobrej pogody żeglarskiej i stopy wody pod kilem.
Paweł P.
dlatego tak liczę, że Neptun dalej będzie nam sprzyjał; pozdrowienia dla Aśki, Matiego i Tomcia!