Dwa miesiące spędzone w San Diego upłynęły przede wszystkim pod hasłem dopieszczania Katharsis. Poza zaplanowaną wymianą bomu, żagli i olinowania ruchomego, udało się także wyczyścić kadłub i nałożyć nową warstwę antyfoulingu, wypolerować butry oraz wyczyścić i poolejować pokład. Łódka po tych wszystkich zabiegach pielęgnacyjno-regeneracyjnych wygląda jak nowa. Lśni, błyszczy i zadaje szyku na całego. Byliśmy mile zaskoczeni zaledwie kilkoma rysami, które pozostawił w kadłubie arktyczny lód. Jedynie nasza echosonda patrząca w przód musiała zostać wymieniona, gdyż kra ją po prostu ścięła, niczym gilotyna głowę. Lista rzeczy serwisowanych jest bardzo długa. Praca tak nas pochłonęła, że poza krótkim wypadem do Las Vegas i do Polski nawet nie mieliśmy czasu i sił na zwiedzanie Kalifornii. Nie wspomnę o zaległościach blogowych …
Katharsis w świetnej formie gotowa była wybrać się w kolejny rejs. W czwartek 6 grudnia późnym wieczorem opuściliśmy marinę w San Diego, w której się już zadomowiliśmy. Ale jak to mówią, długie postoje nie służą ani łajbie, ani załodze. Czas był już ruszyć w morze. Naszym planem na najbliższe miesiące jest podążanie ku cieplejszym miejscom. Po ostatnimm bardzo chłodnym lecie, spędzonym wśród lodów i niedźwiedzi polarnych, zima ma nam upłynać przy temperaturze nie spadającej poniżej 20 stopni, wśród palm i widoków na lazurową wodę. Nasz kurs to południowy-wschód, który zawiedzie nas do Meksyku, a potem na Kostarykę.
Pierwszy odcinek podróży był krótki, gdyż zaledwie do położonej o 70 mil morskich od San Diego Ensenady. Jest to pierwszy port meksykański na południe od granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Tutaj zaplanowaliśmy odprawę i dopełnienie wszystkich formalności związanych z wpłynięciem do nowego kraju. Jednak nasz pobyt musiał się przedłużyć i okazało sie, że poza sprawdzeniem sprawności tutejszych urzędów, testowaliśmy także dostępność akumulatorów…. Po zacumowaniu w marinie w Ensenada poczuliśmy nieprzyjemny zapach pod pokładem, jakby ktoś rozbił kilka zepsutych jajek. Okazało się, że doszło do zwarcia cel akumulatorów startowych do silnika i agregatu. Awaria taka, jak wyjaśnili mi chłopacy, jest niezmiernie poważna. Mogło dojść do pożaru lub eksplozji. W naszym przypadku zakończyło się bezwypadkowo, ale byliśmy unieruchomieni do czasu zainstalowania nowych akumulatorów. Na szczęście był to poranek piątkowy, a nie weekendowy, więc udało się zorganizować nowe akumulatory jeszcze tego samego dnia. Tak to już jest na łódce, że zawsze może się coś zepsuć i trzeba to przyjmować ze spokojem, z czym akurat Mariusz nie ma problemu. Kryzys został zażegnany i w sobotni wieczór pożeglowaliśmy ku południowemu cyplowi Półwyspu Kalifornijskiego, do Cabo San Lucas. Nowe żagle przepięknie prezentowały się na wietrze.
Z każdym kolejnym dniem robiło się coraz cieplej, a temperatura wody podnosiła się w wielce zadowalającym tempie – od 15 stopni w Ensenada do 29 w Cabo. Poprawa temperatury powietrza i wody wpłynęła pozytywnie nie tylko na nasze humory, ale także zwiększyła szanse połowowe. Jak tylko woda ociepliła się na nasz haczyk złapał się tuńczyć, a potem kolejny. Nie zabrakło też okazałych mahi-mahi. Cała nasza trójka stęskniona już była za carpaccio i stekami z tuńczyka, ceviche z mahi. Na północy objadaliśmy się wyśmienitymi dorszami i halibutami, ale smak surowej ryby z ciepłego Pacyfiku, to zupełnie inna bajka…
Jest środa 12 grudnia, stoimy w IGY Marina w Cabo San Lacas. Jest ciepło, zewsząt docierają dźwięki wesołej muzyki i zapachy z okolicznych restauracj. Dookoła kręcą się taxi wodne wożące turystów na tutejsze plaże oraz śmigają skutery wodne. Klimat iście wakacyjny.
- Mariusz przy skrzyni z nowym bomem
- Katharsis w stoczni
- demontowanie złamanego bomu
- Katharsis już bez bomu wyjeżdża na ląd
- stary bom i nowy w skrzyni
- czyszczenie kadłuba
- ekipa poleruje burty Katharsis
- wyczyszczona i z nowym bomem Katharsis wraca na wodę
- zakładamy nową genuę
- Hanuś przy konserwacji kabestanu
- Tomek przy konserwacji kabestanu
- Mariusz z Tomkiem naklejają napis na nowy bom
- dopływamy do Ensenada w Meksyku
- znaki nawigacyjne zdominowane przez foki
- wpływamy do portu
- witajcie w Meksyku
- czyżby tańczące foki
- foki królują w basenie portowym
- marina w Ensenada
- Hanuś w Ensenada na tle meksykańskiej flagi
- nie ma jak poleżeć na kei
- tankujemy Katharsis
- Mariusz w kokpicie Katharsis
- Katharsis w Ensenada
- marina w Ensenada po zachodzie słońca
- Tomek zapuszcza wędkę
- pierwsza zdobycz – tuńczyk
- nowa genua pierwszy raz na wietrze
- Mariusz przygląda się pracy nowego żagla
- szykujemy grota do postawienia
- grot już w górze
- mahi-mahi złapane
- kolejne mahi-mahi juz na pokładzie
poza zwyczajowymi życzeniami WS i SNR , życzę Wam aby każda kolejna przebyta mila była milą szczęśliwą i aby przynosiła ciągle nowe i niesamowite doznania, które będziecie mogli chłonąć wszystkimi zmysłami, aby każda zakończona wyprawa była początkiem nowej wyprawy i abyśmy my mogli o tym się dowiadywać od Was, czytając i oglądając ten blog 🙂 , a teraz kończę bo jestem tak objedzony że nie mam siły nawet pisać.
Witajcie.Próbowałem się z Wami skontaktować.Miałem nadzieję na wspólne spotkanie imieninowe 30XI,i może obejrzenie kolejnego filmu z Waszego wspaniałego rejsu.Ale niestety Mariusza telefon był ,, głuchy,,na moje starania.Kiedy więc bedziecie w Warszawie abysmy mogli spędzić wieczór przy opowiesciach z Waszej wyprawy???bardzo prosze Mariusza o jakiś kontakt mailowy,telefoniczny lub na skypie. Pozdrawiam Andrzej Fiedziuk….
Nareszcie odwzwaliscie się . My będziemy od 4 stycznia w Playa Del Carmen. Możecie szybko tam doplynac ?:)
Pani Hanno,
jestem na Pani blogu trochę przypadkowo, więc daję sobie prawo do obiektywnej oceny tekstów, zdjęć i klipów: są one tak ciekawe, wręcz fascynujące, że jako szczur lądowy zaczynam żałować (i to bardzo, bardzo żałować!), że nie umiem żeglować. Więc chyba czeka mnie na stare lata jakiś kurs na majtka…
Trzymam kciuki za przygody i za wenę. Pozdrawiam – Mariusz Motty.
Haniu, cudownie sie Ciebie czyta! 🙂 a zdjęcia..aż zazdrość bierze. no i te urocze foki!
Pozdrowienia z zimowej Polski,
Gamoniowa Ola 🙂
Nareszcie !!!
Ale przytrzymaliscie nas w napieciu. Tyle przerwy bez znaków życia !
To teraz zycze silnych wiatrów :-))
🙂 nowe mile , nowe fotki , nowe opowieści ….:-)
No i cudownie, ze znowu daliscie znak zycia! Uwazajcie na siebie, a przede wszystkim oby te nowe zagle wypelnialy sie zawsze pomyslnymi waitrami.