Do mariny Chahue w Huatulco dopłynęliśmy w sobotę 2 lutego. Planowaliśmy spędzić tu weekend oraz czas niezbędny na załatwianie wszystkich formalności związanych z opuszczeniem Meksyku. Długość postoju determinowała także pogoda. Przed wyłynięciem Mariusz chciał mieć pewność, iż w Golfo de Tehuantepec, słynnej z mocnych wiatrów, nie dopadnie nas silny sztorm.
W niedzielę wypadały moje urodziny, które wyprawiono mi wspaniale. Zaczęło się już od śniadania, kiedy to na stole w mesie przywitał mnie piękny bukiet kwiatów z kartką urodzinową oraz uśmiechy i uściski od wszystkich. Urodzinowe śniadanie przygotował sam kapitan – moje ulubione omlety, które cudnie komponowały się z lampką szampana.
Urodzinowa kolacja przeszła moje najśmielsze oczekiwania… Początkowo ustaliliśmy, że z tej okazji upieczemy indyka. Miała to być wielka uczta na Katharsis. Jednak w ciągu dnia Mariusz zmienił zdanie i wieczorem, zamiast pichcić w kuchni, co z resztą bardzo lubimy robić, przenieśliśmy się w bajkową scenerię. Mariusz postanowił zabrać nas wszystkich na plażę w Tangolunda Bay, gdzie przy jednym z hoteli przygotowano dla nas stolik z pochodniami. Dookoła nie było nikogo (poza kelnerami, którzy nas obsługiwali). Słychać było tylko szum fal rozbijających się o brzeg. Atmosfera oraz sceneria były nas urocze i niesamowite, że stwierdziliśmy, iż na kolację mogłyby być suchary i woda, a i tak byłaby to cudowna uczta…. Jednak menu dorównało otoczeniu i oprawie – było olśniewające. Na koniec jeden z kelnerów przygotował specjalną kawę, której proces przygotowania był niczym spektakl z płonącymi ogniami.
Po niedzielnym ucztowaniu, w poniedziałek zaczęły sie przygotowania do wypłynięcia. Prognoza wskazywała, iż w najbliższych dniach ma być spokojnie i stosunkowo bezwietrznie. Neptun był dla nas przychylny i nie zapowiadał silnych sztormów. Trudniejsze okazało się pokonanie meksykańskiej biurokracji. Planowaliśmy załatwić wszystkie formalności w poniedziałek. Jednak zanim pani w kapitanacie przebrnęła przez formularze i niezbędne dokumenty, to biuro emigracyjne zostało zamknięte (czynne jest jedynie do 13)…. Celników umówionych mieliśmy na wtorek na 9 rano, by zaraz po ich wizycie wypłynąć. Najpierw trzeba było jednak załatwić sprawy z paszportami, czyli pojechać jeszcze raz (we wtorek, po godzinie 9 rano) do urzędu imigracyjnego, zdobyć niezbędne pieczątki, wrócić ponownie do kapitanatu po kolejne stemple, by następnie spotkać się na pokładzie z celnikami. Wszytko to trwało dość długo, a to chyba dlatego, że nie mają tu zbyt dużej wprawy w tych sprawach… Byliśmy dopiero 5 jednostką w 2013 roku (a to już luty), którą odprawiano w Huatulco. Ale w końcu wszystkie formalności zostały dopięte. O 1315 5 lutego 2013 roku opuśliliśmy marinę Chahua i obraliśmy kurs na Kostarykę.
- Bahia Chahue w Huatulco 02.02.2013
- wpływamy do mariny Chahue
- Zenia z Ewą na tle plaży w Huatulco
- na spacerze w La Crucecita MK
- Kasia MK
- Ewa MK
- w sklepie z pamiątkami MK
- serdelki u rzeźnika KK
- Kasia i Magda na drinku z poznanym Meksykaninem
- w sklepie z Tequilą KK
- suszone pasikoniki KK
- Kasia próbuje suszonego pasikonika
- Hanuś czyta kartkę urodzinową
- z wymarzonym śniadaniem – kapitańskim omletem
- lampka szampana do urodzinowego śniadania
- Katharsis w marinie Chahue
- basen w hotelu Dreams, gdzie będzie urodzinowa kolacja
- Hanuś i kielich frozeen margharity
- Hanuś z Katharsis
- urodzinowa kolacja na plaży
- jubilatka
- dziewczyny na urodzinowej kolacji
- kuzynka Ewa z zamówionym homarem
- ciocia Zenia wybrała steka
- Hanuś z homarem
- urodzinowy deser
- niespodzianka urodzinowa przygotowana przez kucharza
- awa urodzinowa – niespodzianka od kelnerów
- płonąca kawa
- nalewanie kawy do kielichów
Życzenia wszystkiego dobrego dla jubilatki…..
Wzrok cioci Zeni, gdy patrzy na homara – bezcenne.
Hanuś
nieustającej pomyślności i szczęścia
Najlepsze zyczenia urodzinowe!!!
Pomyslnych wiatrow i wspanialych celow!