Quepos i Manuel Antonio


Mariusz

Ledwo co Hania nadrobiła zaległości blogowe podczas naszego pobytu w kraju, a tu znowu mała przerwa. Musimy chyba wypłynąć w ocean, by móc na bieżąco relacjonować wydarzenia. Podczas pływania przybrzeżnego jakoś nam nie zawsze to się udaje.
Z nową ekipą mieliśmy skromny plan – spędzić mile dwa tygodnie u wybrzeży Kostaryki. Atrakcją miało być krótkie nurkowanie w Parku Narodowym przy Isla Cano, na które dostaliśmy trzydniowe pozwolenie.
Chwilę (jak zwykle) zabrało nam zorganizowanie się i zaprowiantowanie. Prace na łódce nie przeszkodziły w krótkiej wyprawie do Parku Narodowego Manuel Antonio. Jest on najmniejszym na Kostaryce, ale dzięki malowniczemu położeniu, pełnym turystów chcących poczuć dzikość tego kraju.
Kilka tygodni postoju w marinie zaowocowały lekkim zarośnięciem dna i śruby. Zaraz po wypłynięciu w środowe, późne popołudnie chciałem stanąć na kotwicy, by usunąć z dna łódki wszelakie żyjątka. Miałem nadzieję na kotwiczenie w jednej z zatok Manuel Antonio, ale przybój powodowany bryzą zniechęcił mnie. Widząc falującą w zatoce wodę, bardzo niską jej przeźroczystość oraz licznie wystające skałki, postanowiłem zawrócić i stanąć w pierwszej zatoce na południe od Quepos. Nie tylko dawała właściwe schronienie, ale znajdowała się jeszcze w obrębie szczegółowej mapy morskiej tego rejonu. Dla pewności zgrałem obraz radaru z tym na mapie, by upewnić się, że nasza pozycja zgadza się z tą, pokazywaną przez ploter. Na mapie widniała jedna wysepka, której nie było widać. Z tym spotkaliśmy się kilkakrotnie na Grenlandii, ale tu w cywilizowanym miejscu było to trochę dziwne. Dla pewności wytyczyłem kurs w połowie drogi między domniemaną skałą, a lądem. Zwolniliśmy do około 5 węzłów, dając się wyprzedzić lokalnemu katamaranowi z turystami. Sonda wskazywała równe dno na 19 metrach.
I nagle coś nami szarpnęło. Łódka wykonała dziwny do opisania taniec, by po chwili stanąć w miejscu. Nie miałem złudzeń, uderzyliśmy kilem w skałę. Nie mieliśmy czasu na rozpamiętywanie tego wydarzenia. Wysoka, ale opadająca już woda, nienaruszone na szczęście poszycie, mętny zarys głazów metr od lewej burty wymusiły szybką akcję. Po minucie w wodzie był nasz ponton. Tomek z Kubą przywiązali do niego fał grota, by pociągnąć w bok i przechylić jacht, a ja z pomocą steru strumieniowego i pełnej mocy silnika próbowałem wydostać nas z opałów. Udało się i po chwili staliśmy bezpiecznie na kotwicy.
Jeszcze przed zmrokiem zeszliśmy w trójkę z Tomkiem i Kuba pod wodę, by oszacować straty. Mieliśmy strasznego pecha, ale i zarazem dużo szczęścia. Kilka metrów w prawo i byśmy nawet nie drasnęli tej przeszkody. Kilka metrów w lewo i moglibyśmy uszkodzić kadłub. A tak skończyło się na strachu, pokiereszowanym nieco kilu i odłamanej końcówce płetwy sterowej. Szczęśliwie skeg – osłona steru i jednocześnie podpora jego trzonu, nie otrzymał uderzenia i możemy kontynuować żeglugę. W czerwcu, na Tahiti wyciągniemy Katharsis II na ląd, by doprowadzić ster i kil do stanu z przed wypadku.
Skała, w którą uderzyliśmy jest widoczna przy pływie poniżej 2 metrów (sprawdziliśmy to następnego dnia). W ciągu miesiąca jest tylko kilka takich dni, gdy wysoka woda przekracza ten poziom i zakrywa ją całkowicie. Dziwne, że nie ma na niej nawet zwykłej tyczki, która by była zawsze widoczna, skoro skała ta jest błędnie zaznaczona na mapach, jako zawsze wystająca ponad wodę. A to, że w rzeczywistości jest przesunięta o ponad 200 metrów jest niedopuszczalne na szczegółowych mapach podejściowych. Kolejna bolesna lekcja pokazuje, że nie można ufać nawet dokładnym mapom z cywilizowanych regionów świata. Jednocześnie pokazała, jak solidnie zbudowany jest nasz jacht. Było to moje pierwsze i mam nadzieję ostatnie tego typu doświadczenie.

Ps. Zdjęcia zamieszczone na blogu z dopiskiem RD są autorstwa Roberta, a KM Kuby.

Kategorie:Ameryka Środkowa, Kostaryka

3 komentarze

  1. Uff, dobrze ze tak sie to skonczylo, mialem w ubieglym roku podobna przygode na Cykladach, tyle ze zostalem “zmuszony” przez trzech rybakow do zmiany kursu w efekcie ktorej zetknalem sie ze skalka, ktorej tez nie powinno tam byc 🙁 na szczescie skonczylo sie rowniez tylko na zarysowaniu prawej strony kilu… .
    Wiec dobrze ze macie wspanialego Aniola Stroza 🙂
    Przy okazji zycze Wam wesolych swiat Wielkiej Nocy, smacznego jaja, wszelkiej pomyslnosci i dalszej opieki Aniolow

  2. Please reference your chart and GPS and provide the Lat/Long of the rock KATHARSIS2 grounded on for future reference.

    Thank you,

    Doug

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: