Mariusz:
Samoa jest niewątpliwie krajem wartym odwiedzin. Składa się z dwóch wysp: Upolu, z jedynym miastem i zarazem stolicą, jaką jest Apia oraz większą, ale niezurbanizowaną i bardziej tradycyjną Savai‘i. Savai‘i uważana jest za legendarne Havaiki, miejsce z którego Polinezyjczycy rozpoczęli podbój Pacyfiku. Obie wyspy są pochodzenia wulkanicznego, gdzie ostatni wybuch miał miejsce 102 lata temu.
Samoa jest niepodległym państwem, które przez 150 lat poddawane było silnym wpływom misjonarzy i Europejczyków. Niemcy zarządzali Zachodnią Samoa do Pierwszej Wojny Światowej. Później nadzór przejęli Nowozelandczycy, by zwrócić Samoańczykom całkowicie kontrolę nad ich terytorium w 1962 roku.
Mimo tych silnych kontaktów Samoa wydaje się być państwem zarządzanym zgodnie ze starymi tradycjami. Bardzo ważną rolę przypisuje się klanowi (aiga). Każda rodzina ma swego wodza (matai), który reprezentuje ją na cotygodniowych spotkaniach wodzów w wiosce. Jest on odpowiedzialny za zarządzanie ziemią i podział dóbr w rodzinie. Na matai tradycyjnie wybiera się mężczyznę. Kobiety mają swoje organizacje (coś w rodzaju kół gospodyń wiejskich). Miejscem oficjalnych spotkań są Fale Fono – budynki, gdzie dach oparty jest na palach i nie ma ścian. Na Samoa żyje ponad 200 tysięcy ludzi w 362 wioskach, których reprezentuje około 18000 matai.
Na poznanie Upolu daliśmy sobie kilka dni. Wynajęliśmy siedmioosobowe auto z nadzieją na odbycie kilku wycieczek. Samochód pomógł nam również w robieniu zaprowiantowania. W odróżnieniu od Polinezji Francuskiej, mieszkańcy Samoa masowo handlują płodami rolnymi. W samej Apia znaleźliśmy trzy duże targowiska, jedne czynne przez całą dobę. Liczba straganów nie przekładała się niestety w mnogość wyboru. Asortyment był dosyć ubogi, z owoców mogliśmy kupić tylko ananasy, banany, papaje i mango. Ale to i tak o niebo lepiej niż w większości odwiedzanych przez nas miejsc. Do tego ceny lokalnych produktów były tak niskie, że nie mogliśmy oprzeć się przed kupnem całego kosza papai, za którego zapłaciliśmy 10 Tala, czyli około 15 złotych.
W środę udało nam się zebrać i pojechać przez góry w poprzek wyspy. Trochę padało, nawet lało. Zaliczyliśmy małą przygodę, nieopodal zapierającego dech, ponad 100 metrowego wodospadu Papapapai-tai. Spotkaliśmy tam japońskich turystów, którzy musieli pomóc swemu kierowcy odpalić samochód na pych. Wyglądało to dosyć zabawnie, ale jak to mówi przysłowie: „nie śmiej się Tadku z czyjegoś wypadku“. Zaraz po ruszeniu wpadliśmy w poślizg i mimo niewielkiej prędkości wylądowaliśmy w rowie. Z pomocą przyszedł nam kierowca lokalnego autobusu, który wyciągnął nas z potrzasku.
Na południowym brzegu Janeczka po raz pierwszy zanurzyła się w Pacyfiku. Wszyscy obawiali się nieco, jak siedmiomiesięczne dziecko zniesie trudy podróży, pobyt na bujającej łódce, upały i wilgoć. Szybko okazało się, że nasza maskotka świetnie sobie radzi w tych nietypowych warunkach. Bujanie, które niejednego doprowadziłoby do opróżnienia zawartości żołądka, wyraźnie sprawia jej frajdę.
Na czwartkową podróż byliśmy wyjątkowo zmobilizowani. Już przed ósmą ekipa zameldowała gotowość obejrzenia codziennego podnoszenia flagi przed budynkiem rządowym i defilady formacji policji. Okazało się, że w związku z obowiązującym tu letnim czasem, podniesienie flagi przeniesiono na dziewiątą. Do tego oprócz skromnej parady policjantów, tego dnia rozpoczynały się dwudniowe dożynki. Spod gmachu rządu na odległy o kilkaset metrów skwer ruszyła kawalkada rolników, rybaków i przedstawicieli ministerstw. To kolorowe zgromadzenie uatrakcyjniło nasz dzień, ale i jednocześnie skróciło do minimum możliwość postojów podczas objazdu wyspy. Na łódce byliśmy z powrotem już po zachodzie słońca.
Tego wieczoru o mało nie doszło do tragedii. Podczas ładowania akumulatorów doszło do zwarcia w głównym 100 A bezpieczniku generatora. Generator się nie odstawił i dostarczał całej swej energii do wytworzenia łuku elektrycznego. Usłyszeliśmy hałas spawanych kabli, smród topionej izolacji i ogień buchający z tablicy rozdzielczej naszej 220 V instalacji. Spawanie ustało dopiero po ręcznym wyłączeniu generatora. Na szczęście nie doszło do pożaru, chociaż Hania miała już w ręku gotową do użycia gaśnicę. Do wymiany mieliśmy wszystkie kable po wyjściowej stronie spalonego bezpiecznika i dwóch sąsiednich. Usunięcie awarii zajęło cały piątek. Przyczyna zwarcia nie jest nam znana, najprawdopodobniej poluźnił się któryś z kabli, pomimo sprawdzenia jakości połączeń w tablicy jeszcze na Tahiti.
Trzy tygodnie to szmat czasu. Kiedy jednak przyjdzie nim obdzielić pobyt na Samoa i Tonga, gdzie Tonga składa się z czterech bardzo różniących się od siebie grup wysp, czasu tego jest bardzo niewiele. Początkowo na Samoa, a w dokładniej na Upolu – mniejszej z dwóch wysp tego kraju, planowaliśmy być do piątku. Odczuwałbym jednak niedosyt, gdybyśmy mieli nie odwiedzić drugiej wyspy – Savai‘i, pomimo wymaganego specjalnego zezwolenia. Pozwolenie wydała nam szefowa kancelarii premiera. Zgodnie z zasadą, by nie rozpoczynać rejsu w piątek, tuż po północy oddaliśmy cumy i udaliśmy się w kierunku Zatoki Assau na Sawai‘i.
- przyleciała ekipa z Polski 15.10.2013
- Mariusz rusza na targ ze świeżynką
- wybór warzyw na targu
- kapelusz słomowy z targu
- Hanuś ze sprzedawczynią na targu
- pierwsze wspólne śniadanie – ekipa w komplecie
- czekamy aż przestanie lać
- 100 metrowy wodospad Papapapai-uta
- Zbyszek, Rafał, Ania z janką, Kasia i Mariusz
- japońska wycieczka pcha swoją taxówkę
- uczniowie z Samoa
- autobus na drodze na Upolu
- powitalna kolacja na Katharsis – tym razem indyk pieczony
- Janka gotowa do wycieczki ZS
- Kaśka z Mariuszem gotowi do wycieczki ZS
- codzienna defilada policji w stolicy Samoa ZS
- policjancji z Apia zs
- parada w Apia z okazji dożynek
- maluch z Samoa
- samochód przebrany za łódź rybacką
- kierowca przebranego samochodu
- plony prezentowane na dożynkach
- taro – podstawa diety tutejszej ludności
- maniok na dożynkach
- przedstawiciele rybaków na dożynkach
- dzieciaki ze szkoły notują co występuje na dożynkach
- uczennice ze swoimi notatkami
- prezentacja bananów
- kakao z Samoa
- oficjel z Samoa na dożynkach
- plaża przy Półwyspie Utumanu na północy Upolu
- Zbyszek
- Hanuś na tle Półwyspu Utumanu ZS
- jedna z wielu rzek na Upolu
- pranie w rzece
- maluch przed swoim domem
- nasza ekipa na wycieczce – Janka wszystko bacznie obserwuje
- mieszkanki Upolu
- częsty widok na samoańskich drogach – biegające świnki
- widoki przy drodze
- storczyk w ogrodzie
- idziemy na kąpiel w jaskini
- jaskinia ze świeżą wodą ZS
- Janka z rodzicami w źródlanej wodzie
- droga przez Upolu
- Janka na plaży na południu Upolu
- Janka po raz pierwszy kąpie się w Oceanie Spokojnym
- reszta ekipy wybrała drinka w barze
- krajobrazy z Upolu
- droga we wnętrzu wyspy Upolu
- serpentyny w dżungli
- Mariusz z Kaśką na tle Fagaloa Bay
- Fagaloa Bay
- Janka, Anka i Rafał na tle Fagaloa Bay
- zieleń po horyzont
- rodzinka w podróży
- góry na Upolu
- plaża przy hoteliku, gdzie zatrzymaliśmy się na lunch
- widok z balkonu bungalowu do wynajęcia (500 tala za 2 os. ze śniadaniem)
- rzeka wpływająca do oceanu
- fale na Return to Paradise Beach, gdzie można zatrzymać sie na nocleg
- Kaśka rusza do oceanu
- Janka z Anią już po kąpieli
- plaża Return to Paradise na południu Upolu
- Tomek z fajeczką przy fale na plaży
- południowe wybrzeże Upolu
- Hania z Mariuszem wybierają tuńczyka na targu rybnym w Apia ZS
- Janeczka podziwia kosz z papajami ZS
- fasolka szparagowa z Upolu niczym włosy Awatara ZS
- zaopatrzenie na rejs ZS
- niebo and Upolu po zachodzie słońca 16.10.2013
- tablica rozdzielcza po zwarciu bezpieczniku 100 amperowego
Leave a Reply